11 listopada 2025

CO ZA DZIEN !

Taki pelen drobnych wydarzen domowych okraszony wielkim.

  Z malych to ogromna radosc Belli bo od paru dni ma swoja grzadke naturalnej trawy. Dawniej, w starym domu probowalam miec donice z kocia trawa ale wogole sie jej nie tykala bo miala ogrodowa i ta skubala, takze gryzla domowe kwiaty, wygrzebywala z nich ziemie az zmusilo mnie to do zlikwidowania wszystkich zadowalajac sie sztucznymi co mi nawet spasowalo bo oprocz obtarcia z nich kurzu nie wymagaja pielegnacji. Przywiozlam je ze soba na Floryde. Niedawno zauwazylam ze Bella probuje jeden z nich podgryzac co dalo mi do zrozumienia ze jest spragniona zywej trawy. Kupilam wiec kocia trawe typu rosnacej we wodzie gdyz nie chcialam miec klopotu z ziemia ktora z pewnoscia Bella by wygrzebywala. Wyrosla doslownie w oczach, trzymam ja na balkonie gdzie ma wspaniale warunki klimatyczne -



Na tym zdjeciu trawa 
byla jeszcze niska



 a Bella duzo radosci wciaz do skrzyneczki zagladajac i probujac trawe skubac - a nie moze no bo ma zaledwie kilka zebow. Obcinam wiec nozyczkami, nastepnie tne na drobna sieczke i dodaje do pokarmu. Ogromnie Belli smakuje, doslownie co zje jedna porcje juz patrzy za nastepna. Poza tym prawdopodobnie dobrze wplywa na jej trawienie bo jest jakby radosniejsza, nawet nie lazi po domu tylko biega z podskokami.

 Ale mialo byc o wczorajszym dniu , o tym duzym wydarzeniu lokalnym - wiec tylko wspomne ze czesc dnia, moze pol godziny spedzilam przy solniczkach, pieprzniczkach, jakbym nie miala nic ciekawszego do roboty. Jako ze sobie rozbilam solniczke od kompletu ktory mialam ponad 30 lat, kupilam nowy, podobny wiec musialam te nowe napelnic, zarazem majac plan dawna pieprzniczke, by nadal czemus sluzyla, napelnic papryka, przyprawa ktora czesto uzywam i zrobilam sobie tak ze gdy nowa juz napelnilam sola chcialam koreczek dobrze upchac i wepchnelam go do srodka. Nie uwierzycie ile mialam klopotu zeby ja wygrzebac . Przeciez ten otwor do napelniania nie jest duzy wiec bardzo ograniczal pole dzialania. Najpierw oproznilam ze soli, pozniej tak manewrowalam solniczka by zatyczka ulozyla sie przy otworze i wtedy stanelam przed pytaniem jak ja wyciagnac? Wymyslilam ze szpiczastymi obcazkami ktore na szczescie posiadam. Udalo sie ale zla bylam o ta strate czasu na taka glupote.

 Nastepnie pojechalam do biblioteki. Moge do niej jezdzic kilkoma trasami ale najwygodniejsza i uzywana przeze mnie zabiera ok 20 minut w zaleznosci od ruchu drogowego. Czasem, w dniu kiedy corka pracuje z domu i jako zawsze wracam z biblioteki w porze lunchowej, wybieram inna trase powrotna, taka ktora wiedzie blisko jej domu - wtedy wstepuje do jakiejs restauracji kupujac dwa lunche na wynos i przywoze do corki bysmy mogly razem zjesc.

 Wczoraj, corka wiedzac ze bede w bibliotece i pewnie planuje do niej zajechac z lunchem, zadzwonila do mnie gdy jeszcze bylam w bibliotece abym przypadkiem nie wybierala sie na jej osiedle - bo ono ma stan pogotowia jako ze spadl na niego samolot !!! 

Wtedy nie znala szczegolow bo dopiero co wypadek sie stal ale troche wiedziala z komunikatu telewizyjnego a takze po osiedlu jezdzila policja oglaszajac megafonami  by mieszkancy siedzieli w domu, nie spacerowali, dzieci i zwierzata tez. Okazalo sie ze maly turbinowy samolot wybral sie na Jamajke chcac dostarczyc prowiant tamtejszym ludziom dotknietym niedawnym huraganem Melissa. Cala jamajska tutejsza spolecznosc urzadza takie loty, mniej wiecej raz na tydzien wynajmujac male samoloty do przewozu prowiantow.  Prawdopodobnie ze wzgledu na koszt wynajmuja male i stare - ten pochodzil z roku 1976.

 Katastrofa okazala sie o tyle nienajgorsza ze chociaz spadajac przelecial nad kilkoma domami to zadnego nie uszkodzil obsikujac jedynie cieknacym paliwem i uderzyl w staw retencyjny po drodze burzac ludziom plot i palmy. 






Te stawy nie sa ani bardzo duze ani glebokie ale zamulone, zarosniete wiec przez kilka pierwszych godzin nurkowie nie mogli znalezc ani szczatkow ani pasazerow bo tak sie wbily w mul. Okoliczne ulice pozamykano wpuszczajac jedynie wlascicieli domow, ewakuowano pobliska szkole i przedszkole, jedna czesc  ekip ratunkowych przesiewala jezioro szukajac zabitych ktorych z poczatku nie wiadomo bylo ilu moze byc, inne ekipy czyscily chemikaliami domy, oproznili basen tych ludzi na ktorych posiadlosci wiekszosc sie rozlala, a smrod paliwa i chemikaliow corka czula nawet pod swoim domem - bo mieszka doslownie dwie ulice od miejsca wypadku.

 Dzis rano wyczytalam ze zginely dwie osoby - ojciec i corka ktorzy takimi dowozami nie pierwszy raz sie zajmowali. Zalaczone zdjecie wiele nie pokazuje bo jak napisalam samolot nie uszkodzil ani jednego domu wpadajac we wode  - ale dwie osoby zginely a czyszczenie srodowiska zajmie pare dni.

 Na tym moj odmienny dzien wcale sie nie skonczyl bo po poludniu zaczelo chlodniec zgodnie z zapowiedzia ze bedziemy miec ZIMNA noc . Faktycznie moje popoludniowe czytanie ksiazki na balkonie bylo wielka frajda dla mnie - pokojowa temperatura, wilgotnosc tylko 30 %, bardzo rzeski wiaterek - cos co niemal zapomnialam jak sie odczuwa. Noc tylko 18 st, gdy wychodzilam rano na balkon to w sweterku a Bella nie polegiwala na nim - poszla, stwierdzila ze zimno i wrocila do srodka. Szkoda ze ma tak byc jeszcze w ta noc a pozniej wraci do goracej normalki. 

1 listopada 2025

MOTYL

Nawet moje monotonne i spokojne zycie ma swoje przygody a ta ktora opisze spotkala mnie niemal pod samymi drzwiami ulatwiajac obserwacje wydarzenia.

 Wczoraj wracajac z miasta zauwazylam "cos" przyczepionego do kosza na smieci, tego stojacego na korytarzu i do ktorego wklada sie wieczorem smieci by pan butler przyszedl i zabral  - co kosztuje 1 $ dziennie czyli nic a jest niezmiernie wygodne.

 Patrze wiec a to motyl. Co w nim bylo nadzwyczajnego to jego rozmiar a takze to ze pomimo iz bylam blisko niego a nawet dotknelam nie odfrunal, jedynie opadl na posadzke i lezal. Wyraznie zrobilo to wrazenie ze cos mu jest, ze jest umierajacy, letargiczny, nie zdolny do latania.

 Akurat mamy drugi "chlodny" dzien, moze dzieki huraganowi Melisssa bo atmosfera sie zmienila - chlodno bo tylko 26 stopni, noce jeszcze chlodniejsze, wilgotnosc bardzo niska ale nadal slonecznie choc takim nie dokuczliwym sloncem. Odczulam ta zmiane jako cos niesamowitego bo zapomnialam jak odczuwa sie lagodne slonce czy niewilgotne powietrze a takze mile, orzezwiajace powiewy wiatru. Dodam ze koncza sie te przyjemne dni, juz wraca goraco i wilgotnosc :(

 Wspominam pogode bo ona, gdy jest chlodna, powoduje to ze gady typu iguany i jaszczurki zimno odbieraja zle zapadajac w letargie i spadajac z drzew - wiec przyszlo mi do glowy ze podobnie stalo sie z tym wyraznie bardzo egzotycznym motylem.

 Zaraz w mej glowie zrodzil sie plan : ze jesli umrze na dobre to go delikatnie wezme i umieszcze na swoim figowym drzewku z nadzieja ze Bella go nie ruszy i nie potarga na czesci, by mi ozdabial drzewko. W dodatku kolorystycznie bylby zgrany z poduszkami :



 Obawialam sie czego innego - nasze korytarze to breezeways czyli klatki schodowe nie maja drzwi w zwiazku z czym istnieje na nich ciagly "cug", wystarczajacy by wywiac na zewnatrz cos tak lekkiego jak motyl.

 Wieczor spedzilam wiec na tym by czesto kukac na korytarz, od czasu do czasu dotykajac motyla by sprawdzic czy jeszcze zyje - by dzis rano wykryc ze go nie ma. Szkoda bo to znaczy ze nici z mego planu.

 W miedzyczasie zrobilam mu zdjecia , jedno z kluczem by pokazac jego rozmiar porowujac do czegos, zalujac ze go nie zmierzylam.



 Corka powiedziala ze niekoniecznie chlod go zrobil letargicznym, ze zywotnosc motyli jest krotka - przewaznie miesiac i tylko pare gatunkow zyje ok 10 miesiecy wiec po prostu koniec lata to koniec jego zywota.

Oczywiscie nie mam pojecia jak sie nazywa, nie jestem z natury dociekliwa by szukac na internecie, moglam tez po jego smierci wziac go do pobliskiej motylarni bo jest tutaj tuz za rogiem i tam by mi podano nazwe no ale skoro go nie ma nie moge. Poniekad niewazne jak sie nazywa - byl ogromny, na oko jego rozpietosc skrzydel mogla wynosic 20 cm,  byl piekny, widzialam, podziwialam ......



A moja ciekawosc jest tak marna ze choc ta motylarnie mam za rogiem i mieszkam tu 16 miesiecy, nigdy w niej nie bylam. 

31 października 2025

? ? ?

Gdy tylko bedac na goracym balkonie sciagne pantofle by ochlodzic stopy albo do pedicure Bella robi to 





Nie mam pojecia jak to rozumiec - inhalacje? anestezja?

 Moj niezyjacy juz maz czesto mawial : ludzie sa rozni - jeden lubi wachac kwiatki inny skarpetki  - co wyraznie mowi ze Bella nalezy do tej skarpetkowej grupy.

 Mam nadzieje ze nieraz spiac w ten sposob godzine nie zaczadzi sie na smierc 😂 

29 października 2025

KALENDARZOWO

Gdy tylko sie da, gdy nie jest niespodziewanym, zawsze robie "projekty" z wyprzedzeniem nie czekajac na ostatnia chwile.

 Takim corocznym, w moim przypadku co dwurocznym zajeciem jest wymiana kalendarzy na nowe. Od dawna kupuje dwuroczne by sobie oszczedzic czasu z przepisywaniem notatek ze starego w nowy, ten kieszonkowy a raczej torebkowy. Na dodatek musze przy tym przepisywaniu decydowac ktora notke przepisac a ktora odrzucic jako juz nieprzydatna bo wiele mam takich jednorazowych, nie warte do trzymania ani w telefonie ani w kalendarzu. 

 Z kalendarzami mam tak ze nie lubie duzych, sciennych chocby nie wiem czym byly ozdobione - zwierzatami, krajobrazami czy reprodukcjami malarskimi. Nazywam je "plachty" i nie uwazam za zadna ozdobe mieszkania. Tu dodam ze podobnie mam z lodowkami - moja jest pusta od magnesowych ozdobek, cokolwiek by przedstawialy. Nie podoba mi sie lodowka nimi obwieszona i juz. Wyjatkiem jest taki cudaczek noszacy imie Splash ofiarowany mi przez starszego wnuka gdy mial 4ry lata, obecnie 20to latek. 



  Wracajac do kalendarzy - w moich poprzednich domach mialam pokoje/biura a i tak chociaz bylo na to miejsce i poniekad przeznaczenie pokoju dyktowalo miec kalendarz kupowalam taki typu stojacy i w malym rozmiarze. Sluzyl dobrze majac miejsce na zapiski zajec do zapamietania a nie rzucal sie w oczy. W obecnym mieszkaniu nie mam biura wiec tym bardziej prosilo sie zeby znowu kupic taki sam kalendarz - maly, dyskretny - i nie zajmujacy duzo miejsca w szufladzie "biurowej'. Okazalo sie ze miejsce w ktorym online kupowalam je od wielu lat, blisko 20tu, juz ich nie ma. Co sie naogladalam na Amazon kalendarzy by znalezc podobny! Jest ich multum ale w kazdym widzialam jakas wade albo niewygode nie mowiac ze kazdy byl wiekszy od tych dawnych a najgorsze ze kazdy nie mial stron przymocowanych staples ( nie pamietam jak sie po polsku nazywaja) tylko trzymaja sie spirali co robi calosc jakas niezgrabna i ciezka tym bardziej ze bedac dwuletnim ma podwojna ilosc kartek od jednorocznych. Gdy mi przesylka z tym kalendarzem nadeszla to bylam nim rozczarowana , niezadowolona i przemysliwam nad kupieniem innego. Z kolei rozsadek mi mowi ze skoro i tak bede go trzymac w szufladzie, nie na widoku to rozmiar ma male znaczenie. Mysle ze przyzwyczajenie do tego dawnego nie pozwala mi sie oswoic z nowym.




Drugi kalendarz, ten ktory nosze w torebce - malego rozmiaru, cienki, zajmujacy malo miejsca - w zwiazku z czym zawsze kupuje w tej samej firmie bo wiem ze jest tym co mi potrzeba jest tez dwuletni co wygodne a urozmaicam je tym ze za kazdym razem kupuje z inna oprawka. Tym razem wybralam sobie taki bardzo kwiecisty.



 Jestem z niego zadowolona ale .....czeka mnie zmudna robota z przepisywaniem adresow, notatek z jednego do drugiego. Na dodatek, choc robie to co drugi rok, mam odczucie ze dopiero co przepisywalam i juz znowu czas na nastepne. 

 W tych dniach jest zatrzepanie dekoracji halloweenowych i indyczych ale rowniez swiatecznych - palmy obwieszone swiatelkami do czego miasto zatrudnia wysiegniki, w sklepach okazyjne badziewie a za miesiac bedziemy ubierac choinki. Czas przebiega niezmiernie szybko......