Kryska, razem z mezem i wtedy bardzo mlodymi dwoma synami, przybyla do USA i stolicy naszego stanu, niedlugo po nas a byly to lata 80te. Nie pamietam historii jej emigracji, wiem tylko iz wczesniej przebywali 3 lata w Niemczech, co dalo jej znajomosc jezyka niemieckiego.
Wtedy my, ze wzgledu na prace meza mieszkalismy w innej miejscowosci, stolice odwiedzajac pewnie raz na miesiac by zrobic zakupy, pojsc do kina lub Filharmonii a takze spotkac sie z Polonia.
Kryska, a byla tak "wolana" gdyz Krysia kompletnie nie pasowalo do jej osobowosci, od poczatku byla dusza towarzystwa. Kochala zycie, ludzi, swiat, zawsze byla wesola, zartobliwa, niezmiernie uczynna, przy tym mocna i zdrowa jak przyslowiowy kon, chetna do pomocy w organizowaniu wspolnych spotkan i imprez. Wtedy miala do tego duzo okazji gdyz istnial klub Polonijny, wciaz odbywaly sie pikniki, nawet Marzanny, Sylwestry, rocznice itp. Przyjezdzalismy na niektore wiec na wlasne oczy widzialam jak aktywna osoba byla Kryska. Przy tym byla osoba ktora niejedno potrafi, samodzielna i zaradna. Ona nie byla osoba o wysokim wyksztalceniu, nie miala zawodu ale posiadala zyciowa madrosc i rozsadek, radzila sobie z kazda sytuacja, majac w dodatku czas i ochote na pomoc innym.
Skoro nie miala zawodu podjela sie jedynej dostepnej pracy - sprzatala domy i biura - rownoczesnie prowadzac swoj dom i wychowujac synow, praktycznie w pojedynke gdyz maz pracowal jezdzac po kraju tymi ogromnymi 18to kolowymi truckami czyli nigdy go nie bylo w domu. Wpadal raz na miesiac by spedzic z rodzina 3 dni i to bylo wszystko - chlopcy nie za bardzo mieli okazje zzyc sie z ojcem, nie mowiac iz byli pozbawieni jego uczestnictwa w ich dorastaniu i zajeciach.
Chociaz nasze/moje kontakty z Kryska nie byly regularne to gdy sie zdarzaly zawsze byly bardzo przyjazne, cieple a takze rozrywkowe.
Po jakims czasie nasza Polonia rozleciala sie, rodziny utworzyly male grupki regularnie spotykajacych sie co dotknelo nas tez bo skonczyly sie duze, wspolne spotkania - jako troche "obcy", mieszkajacy gdzie indziej a takze bedac neutralnymi, nie zwiazanymi z zadna grupka, wpadac do stolicy staralismy sie zobaczyc z kazdym bez wyjatkow i nie dajac sie wciagnac w koalicje. I plotki.
W miedzyczasie Kryska robila swoje bedac bardzo zajeta, synowie dorastali, maz przebywal poza domem - i choc trudno w to uwierzyc my nie spotkalismy go ani razu! Kryska pracowala nawet w weekendy jako iz sprzatanie biur mogla robic wtedy tez. Ta praca byla dosc intratna ale niezgodna z przepisami bo "na lewo" - zaplate otrzymywala w gotowce czyli bez sladu i koniecznosci oplacania podatkow. Znaczylo to rowniez iz ona i nieletni wtedy synowie korzystali z ubezpieczenia jakie mial maz, nie nalezalo sie jej wlasne skoro oficjalnie nie byla osoba pracujaca - prosze zapamietac ten szczegol, pozniej bedzie waznym.
Prawie za kazda wizyta w stolicy odwiedzalismy Kryske wiec bylismy dosc na biezaco z jej sprawami i zyciem ktore przebiegalo spokojnie, jedynie dorastanie synow pokazywalo uplyw czasu.
Pozniej, w roku 2010 , nastapily zmiany u mnie - na stale przeprowadzilam sie z prowincji do stolicy, przez pierwsze dwa lata wynajmujac apartament dla samej siebie.
Bedac emerytka z masa wolnego czasu czesciej widzialam sie z Kryska ktora akurat wtedy przechodzila bardzo ciezki i niepewny okres zycia - pare miesiecy wczesniej maz przeszedl ciezki atak serca i dluga rekonwalescjencje. Kryska byla wiec pielegniarka i psycholozka przez pare miesiecy, sama jedna jako iz wtedy synowie , juz wyksztalceni i dorosli, mieszkali w innych stanach. Maz oczywiscie nie tylko nie mogl wrocic do swej pracy ale podjac zadnej innej tez co oznaczalo iz przeszedl na bardzo cienka rente a Kryska utracila ubezpieczenie.
Gdy tylko wzmocnial, potrafil sie obejsc bez dogladu Kryski, kupil sobie nowy samochod a pech chcial iz Kryski auto bedac starenkie rozlecialo sie wiec musieli kupic nastepne nowe, czyli splacac dwa i oczywiscie dom. Na to wszystko maz postanowil odwiedzic rodzine w Polsce, majac wreszcie na to czas. Poczatkowo mowil ze bedzie w Polsce ze trzy miesiace. Zalatwil sobie przelew renty do Polski i wyjechal zostawiajac znowu Kryske sama. Kryska wciaz przez te lata czula sie pol-panna z dziecmi, nigdy nie majac przy sobie meza, nigdy nie biorac udzialu w imprezach we dwoje, sama wychowujac chlopcow, prowadzac dom i chociaz rozumiala meza potrzebe odwiedzin rodziny, niemniej znowu czula sie troche samotnie, troche na ostatnim miejscu w jego zyciu i malzenstwie.
Moje przybycie do stolicy na stale ucieszylo ja wiec bo nie bedac juz tak blisko Polonii jak dawniej, uznala mnie za osobe do ktorej moze sie zwierzac i zalic. Wtedy, gdy przybylam do stolicy na stale, maz Kryski przebywal w Polsce prawie rok wciaz obiecujac iz wkrotce wraca ale od innych czlonkow rodziny slyszala ze nie, ze nie ma zamiaru bo jak sie wyrazil "do czego?" Zostal bezrobotnym rencista, bez znajomych, przyjaciol, bez synow w domu, z zona caly dzien poza domem. W Polsce ma rodzine, od nowa skolegowal sie ze znajomymi wiec ma co robic caly dzien.
Kryska troche sie ludzila nadzieja powrotu nie mogac uwierzyc w takie stwierdzenie meza czego dowodem bylo iz trzymala i oplacala jego samochod ale gdy zadzwonil proszac o pieniadze na zakup auta w Polsce, dotarlo do niej ze to prawda, ze maz nigdy nie wroci, ze urzadza sie w Polsce na stale. Bardzo pomstowala nie tylko na sytuacje malzenska ale jego bezczelnosc finansowa - zostawil ja z jedna pensja i splacaniem samochodow i domu, bez oszczednosci i jeszcze od niej wymagal pomocy w urzadzaniu nowego zycia. Jednak ile mogla poslala.
Ta malzenska sytuacja dala jej duzo goryczy ale wrodzony optymizm, pogodna osobowosc ulatwiala jej borykanie sie z faktem. Nadal byla bardzo zajeta osoba, wracajaca do domu ze swych sprzatan poznym wieczorem wiec spotykalysmy sie przewaznie na niedzielne lunche, czasem na grillowanie, ale czesto prowadzily pogaduszki na telefonie. Mimo przeszkod swietnie sobie radzila w zyciu zachowujac usmiech i wiare w ludzi.
Kryska - po lewej stronie zdjecia
Miala jeden lek i to bardzo, bardzo gleboki - bala sie swoich 57ych urodzin ktore sie zblizaly gdyz w tym wieku zmarla jej matka i dwoje rodzenstwa - wiec Kryska miala wielki uraz do tego numeru. Nieraz mowila - gdy przezyje 57me urodziny to juz nic mi nie straszne.
Tak wygladala jej sytuacja gdy sie zadomowilam tutaj i nawet blisko Kryski.....
CDN
Ten jej maz to kawal wrednego gnojka.
OdpowiedzUsuńNie ulega watpliwosci - nie byl bliskim, zaangazowanym mezem i ojcem, a rodzaj pracy tylko pomagal w uczuciwej i fizycznej separacji.
Usuńciekawa historia, czekam z niecierpliwością ciągu dalszego
OdpowiedzUsuńDziekuje Gosiu.
Usuńbeda jeszcze dwie czesci historii, nastepna o troche lzejzej tresci.
Jeśli jej mąż był ciągle poza domem i wszystko było na jej głowie, to jej brakowało tylko tego ubezpieczenia i jego forsy, a od niego to chyba już była nieco odzwyczajona. Długo utrzymujący się taki stan jest z reguły przyczyną rozpadu małżeństwa. Serdeczności;)
OdpowiedzUsuńRacja - rodzaj wykonywanej pracy i wrodzona postawa stojacego z boku, stworzyla dobry grund do uczuciowego zobojetnienia. Kryska pragnela jego bliskosci i zaangazowania jednak chocby jego rodzaj pracy uniemozliwial to - i tylko sie poglebialo. Na szczescie trafilo na mocna i zaradna osobe ktora radzila sobie w kazdych warunkach, w dodatku utrzymujac swa pogodna i wesola nature.
UsuńDobrego weekendu Anabell.
Podziwiam, że dawała ze wszystkim radę, jak żona marynarza, a mąż - szkoda gadać!
OdpowiedzUsuńChyba domyślam się dalszego ciągu, ale czekam niecierpliwie na opowieść!
jotka
Dobre porownanie jotko.
UsuńTak - wstep podpowiada dalszy ciag ale uwazalam ze powinnam napisac krotki wstep o tej malo znanej chorobie i jej skutkach.
Trzymam kciuki za Pania Kryske
OdpowiedzUsuńZaslugiwala na to - ale poczekaj na dalszy ciag historii Moniko.
UsuńRoznie Polacy radza sobie na emigracji. Ta historia, historia Kryski za granica, dokladnie w USA jest smutna, domyslam sie ze konczy sie dla niej tragicznie, obym sie mylila. Na moj rozum Polacy (inne narody tez) za bardzo spiesza sie do robienia pieniedzy i jak nie maja wyksztalcenia, konkretnego zawodu, lapia byle prace, czesto na czarno. A przeciez Kryska mogla zrobic jakis kurs, znala niemiecki, cos ja na pewno interesowalo. Maz pracowal, mysle ze jako kierowca trucka niezle zarabial, wiec byly pieniadze na zycie.
OdpowiedzUsuńWszystko to mowie, bo mam wlasne doswiadczenie, co z tego ze mialam wyksztalcenie, konkretny zawod, akurat w budownictwie nie moglam wykorzystac, bo budownictwo tutaj jest calkiem inne, ale wykorzystalam to ze mialam na studiach duzo matematyki, fizyki, sprawdzili to bo mialam indeks, zrobilam 2 lata studiow tutaj na nauczyciela tych przedmiotow, caly czas mialam zasilek edukacyjny, wiec pieniadze byly. Dlatego widzialabym taki poczatek dla Kryski troche pouczyc sie, miec zawod na mozliwosci w USA i potem miec legalna prace i ubezpieczenie zdrowotne.
Mozliwosci i logika swoje a zycie dyktuje inaczej Tereso.
UsuńKryska nie byla jedyna Polka ktora z braku wyksztalcenia zajmowala sie sprzataniem. Najczesciej zmuszala do tego sytuacja rodzinna - od dnia przyjazdu trzeba bylo pracowac i zarabiac, wychowywac dzieci, co znaczy brak czasu na szkole. W dodatku prawie kazda byla bez znajomosci angielskiego co tez wykluczalo ksztalcenie sie. Nie mialy wiec duzego wyboru. Znam pewnego Polaka ktory w Polsce byl lekarzem a tutaj z powodu trudnosci poznania jezyka i niemoznosci certyfikacji swego dyplomu, tylko po znajomosci dostal prace w aptece. Bywa na odwrot tez - moj maz zaczal jako zwykly elektryk a doksztalcajac sie zostal inzynierem - elektrykiem, przez lata bedac glownym calego duzego zakladu.
Rodzaj pracy nie byl dla Kryski najwieksza bolaczka - najbardziej dokuczal jej brak meza a ojca dla dzieci.
Ona zapisala sie do firmy tlumaczy - niemieckiego i rosyjskiego - ale wiesz co? z poczatku jej uslugi byly potrzebne moze dwa razy w roku a pozniej wogole.
Nie wiem jak wyglada w USA ale w Au od porzadku mielismy stworzone warunki zeby uczyc sie jezyka a potem oboje robilismy studia nauczycielskie, caly czas na utrzymaniu panstwa taki zasilek edukacyjny. Bylismy rodzina, wiec byla sytuacja rodzinna i wcale nie bylismy zmuszeni do pracowania, uczylismy sie zawziecie. A te pieniadze co dostawalismy byly takie ze przedtem w Polsce nigdy tyle nie mialam. Nie tylko starczalo na zycie ale nawet kupilismy pierwszy samochod i wlasnie wtedy oprocz uczenia sie zwiedzalismy Au. No ale tez wazne ze przybylismy legalnie.
UsuńO - mieliscie naprawde nie tylko dobre warunki do edukacji ale spokojnego zycia bez klopotow finansowych.
UsuńZa dobrze nie znam naszych programow doksztalcajacych, pomocy panstwa w reedukacji itd, troche przez to iz nigdy z takich nie korzystalam, ale nigdy nie slyszalam az o takiej pomocy panstwa jaka Wy mieliscie.
Np my, jako azylanci polityczni czyli tez legalni, mielismy oplacona podroz do USA, cztery osoby, ale rowniez obowiazek zwrotu kosztu w ciagu roku . Zrobilismy to dotrzymujac termin ale oczywiscie nie obeszlo sie od oszczedzania tej sumy przez caly rok - gdy to oboje zarabialismy minimum plac.
Pierwszy samochod, tutaj poniekad konieczny by miec czym jechac do pracy, kupilismy za dolary otrzymane ze sprzedazy calego polskiego dobytku - za tamtejszy samochod, meble itd otrzymalismy zaledwie 1300 dolarow bo to byl okres gdy dolary w Polsce mialy wartosc chyba 500 zl wiec tyle nam wyszlo. Cala sume pozarl ten pierwszy samochod, uzywany, mala dwudrzwiowa Honda a la polski maluch. I jeszcze sie cieszylismy ze maz mial czym jezdzic do pracy. Czyli mielismy ciezkie finansowo pierwsze lata i caly czas dawalismy rade bez spolecznej pomocy. Bylismy ambitni i samodzielni jednym slowem. Niemniej obserwujac innych widzialam ze jesli sie sumiennie pracuje, rozsadnie rzadzi finansami, szybko mozna wyjsc z dolka - i tak sie stalo.
A na zdjeciu nie tylko Ty i Kryska, ale cudowny piesek. Czy to Twoja psinka ?
OdpowiedzUsuńNie, to jeden z dwoch pieskow Kryski. Upatrzyl sobie moja osobe i gdy tam bylam to tylko chcial siedziec mi na rekach.
UsuńPodziwiam takie osoby, energiczne, pełne pozytywnej energii, umiejące sobie poradzić w każdej sytuacji. Jednak obawiam się, że akurat dla Kryśki cała ta historia skończy się niewesoło.
OdpowiedzUsuńRozpad małżeństwa w takiej sytuacji, gdy męża praktycznie nigdy nie było w domu, w sumie gwarantowany... Kierowca ciężarówki w trasie to jak marynarz w rejsie. Każde z małżonków układa sobie swoje samotne życie jak potrafi, a gdy już nadchodzi starość i wspólne przebywanie w domu okazuje się, że nic ich nie łączy.
Czesc, tu kolezanka z blogu Ani. Lubię takie zyciowe historie. Same chetnie piszę swoje wspomnienia, o rodzinie i koleżankach. Losy twojej Kryśki/ bardzo mi sie nie podoba ta forma/, to przykład wielu kobiet będących na emigracji, również i w Polsce.
OdpowiedzUsuńJa mam męża Amerykanina, w związku prawie od 20 lat i zawsze oddzielnie, w Polsce od 10 lat. Ile razy próbowałam z nim zamieszkać, to wytrzymywałam tylko 3 miesiące. Jego styl zycia jest wspaniały na wakacje, a na codzień nie do zniesienia. Rozstawaliśmy się, ale szkoda nas było, bo już tyle lat. Pojawiły się moje wnuczeta na świecie i on wreszcie pojął co to znaczy rodzina, bo wczesniej nie miał swoich dzieci, a moje córki traktował przez lata jak kolezanki. Były nastolatkami, gdy się poznaliśmy. Za wnuczkami tęskni.
Takie życie. Pozdrawiam z Polski.
Ja mysle, ardiolo, ze ile malzenstw tyle historii malzenskich, wiekszosc burzliwych i pelnych rozczarowan.
UsuńZnam osoby o jakich piszesz - wspaniali na pewne okazje a nie spelniajacy sie na codziennosc i rodzinne utarczki.
Jeszcze wieksze ryzyko powstaje wlasnie w malzenstwach powtornych i gdy sa dzieci z wczesniejszego zwiazku.
Pieknie iz Twoj maz zaakceptowal corki i wnuki.
Moj maz poczatkowo bardzo czesto pracowal na wyjazdach, tyle ze to byla kwestia paru dni - a ja lubilam te okresy bycia w domu samej, byly dla mnie odskocznia od codziennej rutyny.
Mam nadzieje i zycze by Wasz zwiazek przetrwal .
Dziekuje za odwiedziny, ardiolo.
O tak - Kryska byla nadzwyczajnie aktywna i zaradna osoba a przy tym zawsze pelna humoru i optymizmu. Bardzo kochala zycie, ludzi, zwierzeta.
OdpowiedzUsuńU nich tak sie stalo jak piszesz - kompletne ostudzenie uczuc i interesow. Ona bolala nad tym a po mezu splywalo jak woda. Co wiecej - dla synow tez sie stal raczej znajomym niz ojcem.