Dla przypomnienia : na ten zwariowany poniedzialek, o czym pojecia nie mialam ze takim sie okaze, moja sytuacja , zmeczona wczesniejszymi naprawami i kosztami, byla taka - samochod wcale nie naprawiony czyli nadal majacy dziwny stukot, brzoza czesciowo nadlamana, z jednym konarem zwisajacym po stronie sasiadek, moje telefony i sms-y do znanego nam pana od drzew bez odpowiedzi.
Przez weekend dalam tym problemom spokoj no bo weekend, dnie wolne od pracy ale dzien wczesniej dzwonilam do stalego pana od drzew nie dostajac odpowiedzi wiec zaplanowalam dalszy ciag dzwonien zostawic na poniedzialek a zawleczenie mego auta do znajomego warsztatu na niewiadomo kiedy.
W poniedzialek, po sniadaniu i ogarnieciu domu, majac zarazem plan pojechania do glownej biblioteki bo skonczyl mi sie zapas lektur, pierwsze pisze do sasiadek by dac im updejt w sprawie drzewa zapewniajac ze pracuje nad tym ale narazie nic nie slysze od "drwala".
Wyszlo iz poruszylam mrowisko bo zaczely mnie co 5 minut bombardowac uwagami na ten temat, jakbym nie miala co robic tylko siedziec z telefonem i odpisywac, nie mowiac ze przeciaez znaly sytuacje. Napisaly wiec ze ten obwisly konar sie obsuwa i gdy calkiem oderwie to bedac dosc dlugim zahaczy o ich dach albo rynne. Odpisalam znowu przepraszajac i po raz ktorys mowiac ze nie moge sie skontaktowac z panem drwalem. One swoje dalsze sms-y lacznie z przysylaniem mi numerow telefonu do innych miejsc. Mnie pomalu juz brala straszna zlosc bo czulam ze robie co moge, zachowuje sie jak odpowiedzialna sasiedzko i popedzanie nie pomoze skoro nie moge sie skontaktowac z "moim" drwalem z ktorego uslug korzystalismy kilka razy wiec wiem ze jest doskonalym i ma super sprzet do tego rodzaju uslug.
Do innych nie chcialam dzwonic bo wiadomo ze kazdy by przyszedl nie wiadomo kiedy, z kazdym najpierw sie oglada szkode, dostaje oszacowanie kosztu, z reguly zaprasza kilku by wybrac tego ktory wyglada solidnie i daje rozsadna cene - a to wszystko trwa czyli wcale by niczego nie przyspieszylo.
Na n-ta wiadomosc od sasiadek w koncu odpisalam - kopiac sie w tylek ze zgrzecznosci zaczelam i teraz mnie poganiaja a moglam zostawic bez slowa i akcje wyciecia drzewa czynic w swoim tempie - ze skoro tak sie denerwuja sytuacja to zadzwonie do naszego ogrodnika z prosba o pomoc. On nie zajmuje sie drzewami, nawet nie ma do tego sprzetu, ale moze odciac sam konar, reszte drzewa zostawiajac dla fachowcow. Dzwonie wiec do ogrodnika a juz pomalu zaczelam byc przez te sasiedzkie texty bardzo podminowana i zalujac ze wogole zaczelam z grzecznisci poruszac temat. Ogrodnik odmowil przyjscia bo mial swoj dzien zajety pracami u innych ludzi, majac swoj wlasny plan tygodnia. Pisze wiec znowu do sasiadek zawiadamiajac ze mi nie wyszlo z ogrodnikiem ale w ostatecznosci maz moze ten konar odciac by przynajmniej ta czesc problemu byla zalatwiona.
Caly czas moja zlosc tylko rosla bo bylam zajeta czyms w domu a tu co chwile nowa wiadomosc i niepotrzebna mi rada od sasiadek, co chwile musialam sie odrywac i im odpowiadac, lacznie z tlumaczeniem sie dlaczego nie chce korzystac z telefonow ktore mi podrzucily. W koncu stanelo na tym ze jeszcze sie uzbroja w cierpliwosc, ze poczekaja az maz im ten konar odetnie.
Na to, poniewaz skonczylam co robilam w domu, napisalam sasiadkom ze jade do biblioteki, ze dalszy ciag mych dzwonien do znajomego drwala nastapi po powrocie i dam im znac co dalej.......
Spakowalam sie wiec i wyruszylam do biblioteki a glowna z ktorej korzystam, znajduje sie po drugiej stronie miasta czyli sama jazda w trafiku zajmuje troche czasu. Ujechalam moze z poltorej mili, na szczescie jeszcze po spokojnej szosie, patrze a tu mi mi sie na tablicy zapalily dwa ostrzegawcze swiatelka - jedno ABS tyczace poduszek powietrznych, drugie informujace o braku funkcji przeciwslizgowej.
Przerazona zjechalam na pobocze, zrobilam zdjecie tych swiatelek i wyslalam do meza z zapytaniem co dzieje i ze nie czuje iz powinnam jechac gdziekolwiek tylko wracac do domu. Odpisal ze gdyby tyczylo jego to by pojechal na co odparlam ze ja nie jestem taka brawurowa i ze jednak wroce do domu. Czy musze dodac ze do mej wczesniejszej frustracji i zlosci doszla jeszcze jedna, nawet wedlug mnie powazniejsza niz glupie drzewo?
Wrocilam, przebralam sie i glupia znow pisze do sasiadek ze mi auto wysiadlo czyli jestem w domu i bede dzwonic dalej do tego mojego pana. Na to one odpisuja z zapytaniem co sie stalo z autem, jakie objawy i mowiac ze powinnam dac do warsztatu ! He? A co one sobie myslaly? - ze dam do piekarza albo fryzjera? O malo sie znowu nie kopnelam w tylek za glupote ze wogole je powiadomilam i teraz mam od nowa dalsze texty, dalsze nie proszone rady jakbym byla malym dzieckiem. Znowu mnie ta szpilka czy jak by nazwac ta nieproszona rada zezloscily ale staralam sie zlekcewazyc, nie odgryzac czy gniewac bo w sumie czyz warto psuc dobre stosunki sasiedzkie przez taka drobnostke?
Na to wszystko dzwoni ogrodnik mowiac ze przypomnial sobie iz zna takiego jednego drwala i czy chce by mi go przyslal na co mowie ze tak. Prawie natychmiast odpowiedzial ze rozmawial, ze ten jego znajomy gdy tylko skonczy robote w innym miejscu to przyjedzie do mnie.
Znowu wiec pisze sasiadkom ze ktos tu bedzie, ze nie znam godziny ale dzisiaj i za jest mozliwosc iz beda musieli wejsc na ich ogrod o czym uprzedzam. One odpisuja ze maja swoje wyjscie na miasto, na prawie 3 godziny wiec czy moge tak uzgodnic by wypadlo gdy beda w domu? Tu mnie doslownie szlag trafil bo po tylu utarczkach bede miec kogos o co same sie upominaly a tu dyktuja czas jakby tylko one sie liczyly, w dodatku nikt im nie wejdzie do domu tylko na trawnik.
To wszystko odbywalo sie w moich wielkich nerwach, naladowaniu zloscia i frustracja, w stanie takiej bomby ktora lada chwila wybuchnie.
Na to dzwoni maz mowiac ze poczytal na internecie o tych moich swiatelkach a takze wczesniejszej wymianie lozysk i dowiedzial sie ze to wszystko moze byc polaczone lacznie z tym ze zakladajac nowe lozyska mogli uszkodzic "cos" co wlasnie zarzadza reszta systemu i stad te ostrzezania, ze moze byc rowniez cos z samochodowym komputerem, ze jest w drodze po mnie wiec bym byla ubrana bo dzwonil rowniez do firmowego warsztatu tego co mi wczesniej niby naprawiali lozyska i kazali zaraz przyjechac by na rano miec samochod pod reka jako pierwszy do naprawy.
Postawiolo mnie to w jeszcze wieksza frustracje choc zdawalo by sie niemozliwym biorac pod uwage moj juz wybuchowy stan nerwow - bo mam jechac do warsztatu a tu lada moment maja przyjechac ci do drzewa!!!! Jak to pogodzic w sposob taki by wilk byl syty i owca cala? Uwierzcie mi ze doprawdy juz nie wiedzialam jak to wszystko pogodzic w jednym czasie.......
Na to znowu sasiadki pisza ze przemyslaly problem i opuszczajac dom zostawia furke do ogrodu otwarta dla robotnikow. A ja juz bylam chora od ich wiadomosci, odpowiadania na nie, ukladania logistyki, nowym problemem z autem itd. Na szczescie postanowilam ochlonac i spokojnie, logicznie poukladac wszystko bo nie ma nic gorszego jak dzialac bez zastanowienia i planu.
Zaczynam sie znowu przebierac do jazdy do warsztatu by byc gotowa gdy maz nadjedzie a tu dzwoni ogrodnik mowiac ze dostal wiadomosc iz jego znajomy jest w drodze do mnie ze zaraz u mnie beda - dokladnie wtedy gdy ja sie szykuje dom opuscic. Znowu nowe glowkowanie jak to urzadzic? Pierwsze pisze sasiadkom ze jade do warsztatu, ze za moment beda tu drwale ale skoro mnie nie bedzie same musza ich dogladac dopoki nie pojada do miasta by im nie narobili jakiegos balaganu, na co odpisaly ze dobrze, ze dogladna.
Nastepnie wyruszylam na ogrod by Belle, niczego nie podejrzewajaca, zagnac do domu a mialam z tym trudnosc bo ona ma jakis swoj zegarek ktory jej mowil ze to dziwna pora dnia by ja zabierano do srodka i wcale nie dawala mi sie zlapac. Kosztowalo mnie gonienia za nia po ogrodzie i wielkiego upocenia sie lacznie ze dewastacja fryzury ale w swietle tego co sie dzialo juz mi nie zalezalo na wlosach - mialam wszystkiego dosc. W koncu Belle przynioslam na rekach do domu bo samodzielnie nie chciala przyjsc a tu dzwonek do drzwi - sa drwale.
Rozmawiam z nimi a w polowie slowa znow telefon - ogrodnik by spytac czy sa u mnie. Z glownym drwalem musialam pojsc na ogrod pokazac co maja zrobic czyli wyciac cale drzewo i usunac pien, dowiadujac sie rownoczesnie ze nie beda musieli wchodzic na trawnik sasiadek - i wykonywac nastepny sms do tych kobiet by poinformowac o tym.
Wtedy bylam juz wszystkim wykonczona krecac sie pomiedzy zajeciami, mysleniem a telefonem, spocona, nie majaca szansy pojscia sie wysikac czy napic wody - mowie Wam koniec swiata. Jakas resztka zdrowego rozumu uprzytomnilam sobie ze przeciez musze tych drwali poprosic by na moment usuneli jeden z trzech wehikulow jakimi przyjechali bo nim zablokowali mi wyjazd z garazu.
Tyle co to zrobilam nadjechal maz. Chce pokazac mu swiatelka, od nowa zapalam samochod a ich nie ma! Orzekl ze moze w czasie jazdy sie zaswieca, nie na postoju i na tym pojechalismy do warsztatu zostawiajac drwali samych.
Wracajac kupilam sobie w okienku lunch wiedzac ze bede wiezniem w domu w ktorym lodowka wcale nie pelna zywnosci. Gdy wrocilismy to drzewa juz nie bylo, gdy zapytalam o sasiadki dowiedzialam sie ze jedna caly czas stala i dyrygowala obcinaniem co wcale sie im nie podobalo. Ale zostal pniak bo okazalo sie ze w tym dniu nie wiedzac o mojej potrzebie nie mieli ze soba maszyny do jego usuniecia - przyjda w inny dzien to zrobic a kiedy to nie wiadomo.
Gdy odjechali, maz tez, wreszcie spokojnie siadlam, zjadlam i odetchnelam - bo nie uwierzycie jak mnie to wszystko umeczylo i upocilo. Niby zadne nieszczescia, niby wszystko naprawialne ale dzialo sie w jednym czasie tworzac chaos, mase dzwonienia i odbierania wiadomosci - i niczego nie moglam pomylic czy zapomniec jak np o Belli.
Nie da sie ukryc ze nikt mnie tak nie umeczyl i nazloscil jak sasiadki - ale do dzis ani slowkiem nie daje znac po sobie bo co mi tam, bylo i minelo.
Za niedlugo po moim ochlonieciu dostalam telefon od tego mojego regularnego pana od drzew - ze ma na polnocy stanu domek letni nad rzeka i tam byl z rodzina przez caly tydzien a telefon na ktory dzwonie to wylacznie sluzbowy, nie osobisty, i tego nie bierze ze soba gdy jest na wypoczynku wiec dopiero teraz, po powrocie znalazl moje wiadomosci.
Na drugi dzien, we wtorek, dostalismy wiadomosc z warsztatu - ze znalezli przyczyne stuku i swiatelek : jedno z nowo zamontowanych lozysk bylo pekniete (!) i dlatego nadal mialam stuk, a swiatelka bo sensor predkosci nie dziala. Najpierw musza zamowic nastepne lozysko co moze potrwac do konca tygodnia czyli beda trzymac samochod co najmniej tydzien. Na nasze pytanie jak to jest ze nie maja czesci pod reka dowiedzielismy sie ze to MOJA wina bo mam stary samochod a oni tak starych czesci nie trzymaja.
Prawda, ma on 12ty rok ale pracuje dobrze - nie bede kupowac nastepnego majac 75 lat. Tak stary samochod ma prawo sie od czasu do czasu psuc. Skoro tak dlugo mam byc bez samochodu to poprosilam o danie mi zastepczego - nie maja bo wszystkie sa wydane ale moga mnie przekierowac do wypozyczalni z nimi wspolpracujacej i stamtad dostac auto. Nie chcielismy tak bo juz raz tak mielismy - duzo dokumentow, podpisow, czekania w biurze, pozniej jechac oddawac a ta wypozyczalnia bardzo daleko od naszego domu.
Wyglada ze dobrze zrobilismy bo bardzo ladnie dzielimy sie meza samochodem - gdy mial dzien pracy w domu pojechalam do biblioteki, na zakupy spozywcze, teraz jest weekend to tez mam czym jezdzic albo moge wyslac meza do sklepu czyli bez problemu radzimy sobie jednym chociaz wiemy ze to mozliwe jedynie na krotki okres. Liczymy ze w poniedzialek a jeszcze bardziej prawdopodobnie we wtorek uslyszymy cos z warsztatu i moze wreszcie dostane naprawiony nalezycie czyli cichy.
Jesli umeczylo Was czytanie o moim strasznym poniedzialku to powiem ze co dopiero mnie! - ja nie czytalam o nim, ja go musialam przezyc i w dodatku bez zwariowania co moze mi sie udalo :)
Nasz samochod jest juz pelnoletni i tez nie mam zamiaru go zmieniac, bo spelnia moje oczekiwania, jezdzi, nie psuje sie (tfu tfu na pas urok!), wiec nie widze potrzeby wyrzucania pieniedzy na nowy uzywany, bo calkiem nowego na pewno nie kupie.
OdpowiedzUsuńPowiem Ci szczerze, ze z cudem graniczy to, ze nie dostalas zawalu w ten dzien albo ze nie zamordowalas sasiadek. Zreszta gdyby sad zobaczyl te ich wiadomosci, od razu by Cie uniewinnil za dzialanie w afekcie i jeszcze podziekowal za uwolnienie swiata od tych potworow. No a awaria samochodu byla wisienka na torcie Twoich zmartwien tego dnia. Ja pocilam sie i walczylam z tachykardia tylko czytajac te Twoje przygody, ale za nic na swiecie nie chcialabym sie z Toba zamienic. Ja bym tego nie przezyla!!!
Pozostaje mi wyrazic podziw dla Twojej odpornosci i anielskiej cierpliwosci, ze to wszystko jednak jakos ogarnelas i ze obylo sie bez ofiar smiertelnych. SZACUN!
Pantero - przezylas podobne bo czytalam o Twych zamieszaniach gdy wnuczka potrzeboowala paszport, gdy umawialas sie z mezem a nie mogl Cie znalezc, no i pewnie likwidowanie zycia mamy w Polsce tez bylo wielkim koszmarem.
UsuńTe sasiadki mam od mniej wiecej roku i coraz mniej je lubie choc nie robia niczego zlego - po prostu sa typami ze gdy dasz palec to chwytaja za reke, zawsze cos doradzaja choc o to nie prosze. Przy tym ciekawskie i zaczepne, nikt nie moze sie przespacerowac ulica by nie byc przez nie zaczepionym. Oczywiscie w przyjacielskim tonie ale one nie zbywaja sie tylko tym "jak sie masz?" jak wszyscy inni. Przybyly tu z Dallas i nie znam dobrze przyczyn poza tym ze mowily mi iz sasiedztwo zaczelo sie im nie podobac co daje podejrzenie ze moze one byly upierdliwe jak sa tutaj i odsunely wszystkich od siebie. Przy tym nawet jak komus nie pasuje sasiedztwo to raczej przeprowadza sie do innego osiedla pozostajac w swoim miescie a te zmienily nie tylko miasto ale nawet stan. Coraz bardziej ich unikam chociaz nadal jestesmy w przyjazni i zgodzie. Do dzisiaj nie wiem jaka istnieje relacja pomiedzy nimi. Z poczatku myslalam ze matka i corka, pozniej wyczulam ze nie a prawdy chyba sie nigdy nie dowiem i wlasciwie niepotrzebna mi ta wiedza.
Nie chce Cie urazic Serpentyno, ale ja sie leciutko usmialam, kiedy za Bella biegalas i Ci sie fryzura zepsula:))
OdpowiedzUsuńJa mialam takie trzy ostatnie dni urlopu w Polsce. Nienawidze tego, a juz dzien wyjazdu to byla do 13:00 prawdziwa gonitwa. W przeddzien wyjazdu robilismy porzadek przy pomniku moich rodzicow . Deszcz nas przegonil. Jako tako to wszystko ulozylismy aby wygladalo porzadnie z mysla, ze dopiescimy to wszystko kolejnym razem, ale na drugi dzien eM pojechal na zakupy a ja w tym czasie chcialam wysprzatac mieszkanie. Zostawic je w porzadku bo wyjezdzalismy. Ja sprzatalam a go nie bylo, az zaczelam myslec, ze cos sie chyba stalo, bo tak dlugo robic zakupy to troche dziwne. Okazalo sie, ze zrobil zakupy, a potem pojechal do sklepu budowlanego kupil sobie podstawowe narzedzia. Potem do ogrodniczego dokupil kamienie , rosliny i drewniane pale i pojechal na cmentarz dokonczyc to co zostawilismy na nastepny raz. Wrocil spocony. Ja w tym czasie tez umeczona, spocona sprzatniem i pakowaniem gratow... no normanie cyrk. I w takim dniu czekala nas jeszcze droga do domu ( 1000 km).
Wspolczuje Ci niemilych doswiadczen, ale czasami bywa , ze mamy takie dni gdzie z kazdej strony cos nas dopada. Dobrze, ze to nie bylo zwiazane ze sprawami zdrowotnymi. Ot po prostu szalony dzien.
Haha ja tez sie usmialam z gonitwy za Bella i rozwianej fryzury.
UsuńAnia - wlasnie taki szalony, bez wczesniejszego planu, pelen dzialania wedlug tego co przynosi "chwila". Dlatego wspomnialam ze w sumie nie nieszczescie bo co sie dzialo to bylo naprawialne.
UsuńOj, faktycznie mialas rownie szalony dzien w Polsce i jeszcze dluga podroz przed soba. Dalas rade wiec to oznacza ze jestes zarana i obrotna.
A Bella polubila ta bieganine po ogrodzie pewnie myslac ze sie z nia bawie w gonitwe - teraz to i dla mnie wyglada to zabawnie ale wtedy to pot sie ze mnie lal........
Teresa - teraz to mnie tez smieszy ta gonitwa za Bella ale wtedy nie bylo mi za wesolo. A Bella chyba lubila i myslala ze sie z nia bawie :)
UsuńNawet nie wiesz jak sie wkurzylam na Twoje sasiadki. Chcesz dobrze, martwisz sie o zlamana galaz po ich stronie, informujesz o sytuacji, a one jak nawiedzone w kolko to samo. A w ogole to z tego co wiem to jesli drzewo rosnie po Twojej stronie to one nic do tego nia maja, a jak natura wyrzadza jakas szkode na stronie sasiada to nie jest Twoja wina tylko zrzadzenie losu, wiec wcale nie byla bys odpowiedzialna. Podobny przypadek mieli moi znajomi tez martwili sie o sasiada, w koncu wycieli drzewo, duzo to kosztowalo, a potem dowiedzieli sie ze wcale nie musieli tego robic.
OdpowiedzUsuńMala odrobine jaka wiem o tych sasiadkach napisalam w odpowiedzi do Pantery - jesli poczytasz to moze bedzie pomocnym pojac ich nachalne postepowanie. Jak z poczatku bylam zadowolona ze nowe sasiadki to dojrzale kobiety, ze bez dzieci a nie jak wczesniej malzenstwo z trojgiem dzieci, tak pomalu zaczelam ich nie lubiec i teraz , chociaz nadal jestesmy wzajemnie grzeczne i mile, unikam ich.
UsuńZ drzewem bylo troche inaczej - to my dla siebie podjelismy decyzje o jego wycieciu skoro stalo sie lamliwe i niebezpieczne a moim obowiazkiem bylo jedynie usunac ten konar ktory opadl na ich czesc - u nas istnieje bowiem tego rodzaju odpowiedzialnosc.
Dobrze , ze wyjaśniła się historia z samochodem.powinni sie poczuwac do rekompensaty , bo założyli pęknięte łożysko i problem dalej pozostał. Ale nie będę dolewać oliwy do ognia , bo w sumie najważniejszy jest święty spokój ze sławnym samochodem i „zabezpieczonymi” sąsiadkami. Histeryzowały ale widać nie miały nic innego do roboty .
OdpowiedzUsuńU nas tez gałąź niebezpiecznie wisiała , nie nad domem ale nad ogrodem gdzie bawiły się dzieci sąsiadów. Te usługi są bardzo drogie , jedna gałąź ale wysoko. Kiedyś na spacerzer z pieskami zobaczyliśmy ekipę : mąż i żona .Meksykanie. On wdrapywał się na drzewo a ona asukerowala chyba tylko obecnością ale zawsze. Przyszli do nas , gałąź uciął , oprócz zapłaty daliśmy im Polska czekoladę.
Ale nasi sąsiedzi , bo właściwie od tego powinnam zacząć nie pytali kiedy i co.
Lubimy ich.
Czytelniczka z Kolorado
Chociaz z poczatku maz tak myslal teraz watpi czy to wogole byly lozyska i kracze ze oddadza mi samochot nadat stukajacy. Ta druga wymiane zrobie gratis jako ze ich wina dajac uszkodzone lozysko.
Usuńpierwszy raz mam takie wscibskie i nachalne sasiadki. Nadal zyje z nimi grzecznie i przyjaznie ale nauczylam sie ich unikac, nie dawac okazji do wtykania nosa w moje sprawy i sluchania rad o ktore nie prosze.
Bardzo malo o nich wiem ale wiem ze przyszly tu z Dallas bo im sasiedztwo zaczelo nie pasowac. Teraz zaczynam sie zastanawiac czy przypadkiem tam tez nie byly takie wscibskie i to sasiedztwo dalo im odczuc ze maja ich dosc.
Dziekuje i serdecznie Cie pozdrawiam.
O tak, wycinka drzew i korzeni tania nie jest a mieszjac w tym domu pozbylismy sie juz 4rech. Z poczatku nas cieszyly ze upiekszaja, ze daja cien a pozniej im bardziej sie rozrastaly tym wiecej dawaly problemow.
Zachowanie sąsiadek przypomina mi powiedzenie - Boże chroń mnie od życzliwych bo z wrogami sam dam sobie radę.
OdpowiedzUsuńŻyczę szybkiej naprawy samochodu.
Dokladnie Lechu - sa zbyt ciekawskie i dyktatorskie.
UsuńDziekuje za zyczenia samochodowe - oby sie spelnily tym bardziej ze maz kracze ze nie wroci bez stukotu, ze co innego go powoduje.
Dom z ogrodem - to coś, o czym nigdy nie marzyłam-zapewne dlatego, że nasłuchałam się narzekań i płaczów przyjaciół, którzy dom z ogrodem posiadali. Strasznie "wybuchowa" się zrobiłaś! Ja dość szybko przestawiłam się na ścieżkę "co ma być to będzie" i "głową muru nie przebijesz" i byle co mnie nie wytrąca z równowagi. Właśnie obliczyłam, że mój Hyundai Goetz ma już 16 lat ale ani razu nie było kłopotów z łożyskiem - przeglądałam książkę napraw chyba - kiedyś wszystkie części zamienne były lepszej jakości. Od kilku lat trwałość części zamiennych we wszystkich nowych ustrojstwach obliczona jest chyba tylko na 2, góra 3 lata a potem należy ustrojstwo wymienić na nowy model. I to jest typowe, legalne zjawisko - bo przecież musi być jakaś praca dla ludzi. Generalnie w krajach rozwiniętych przemysłowo jest nadprodukcja wszystkiego- gdy tu wchodzę do sklepu i widzę salę niewiele mniejszą niż pół boiska piłkarskiego zastawioną na gęsto tzw. "drobnym AGD" i widzę jeden model w 100 kolorach a tych modeli jest też od licha i trochę, to moje ekonomiczne zwoje mózgowe dzwonią na alarm - super krach stoi u drzwi. Panie sąsiadki powinny były Ci zaproponować, że sobie sprowadzą kogoś kto im tę zagrażającą im gałąź utnie a kosztami obciążyłyby Ciebie. Pij herbatkę z melisy, oszczędzisz trochę swe nerwy. Serdeczności;)
OdpowiedzUsuńanabell
Maz, chociaz w piewszej chwili ocenil ze to lozyska, teraz zmienil zdanie ze chyba jednak nie i nawet po tej drugiej wymianie dostane auto ze stukotem. Zobaczymy wiec co bedzie i co dalej robic.
OdpowiedzUsuńTwa opinie o posiadaniu domu znam bo nieraz ja oznajmialas ale jestem odmiennego zdania opartego na tym ze mieszkalam praktycznie w kazdym rodzaju mieszkan wiec moge porownac. W Polsce w starym budownictwie, pozniej w bloku, tutaj zawsze mielismy dom , obecny bedac czwartym - i zawsze wybiore dom mimo kosztow utrzymania i porzadkow. Nawet teraz gdy jestesmy starzy co wiaze sie z tym iz jest bardziej meczacym utrzymanie porzadkow, ciezko nam sie pozbyc i przeniesc do czegos mniejszego. Mowimy o tym i na tym sie konczy.......
Nieczesto sie denerwuje, nie jest to moim codziennym stanem, to ten poniedzialek byl taki wyjatkowy bo duzo sie dzialo w krotkim czasie - reszte dni mam ulozone i spokojne, rozplanowane wiec nie jest zle.
Mocno pozdrawiam Anabell.
No faktycznie, poniedziałek jak z koszmaru lub z filmu "Nie lubię poniedziałku"
OdpowiedzUsuńMy kiedyś kupiliśmy używane auto i nigdy więcej, za dużo zdrowia nas kosztowało i kasy!
jotka
Wszystko co opisalam dzialo sie w czasie moze trzech godzin co tylko spowodowalo napiecie i przerzucanie sie z jednego problemu na drugi i dalsze.
UsuńMy tez mielismy okres w zyciu, z poczatku emigracji, gdy musielismy kupowac uzywane samochody. Niby sie nam udaly zupelnie sprawne ale jednak nigdy z nimi czlowiek nie byl pewny zupelnego bezpieczenstwa.
Miała Pani naprawdę trudny dzień. Najgorzej z sąsiadkami. Ludzie są na pewno różni. Znając siebie, to po przekazaniu im informacji, że szukam znajomego drwala na zasadzie „jak najszybciej”, nie dzieliłabym się już żadnymi innymi informacjami. Zachowały się jak wariatki, dosłownie.
OdpowiedzUsuńLudzie twierdzący, że „nigdy nie chcieliby mieć domu z ogrodem” zazwyczaj nigdy takiego domu nie mieli i nie rozumieją, jakie to jest naturalne - mieszkanie w wolnostojącym domu. Ludzie to nie króliki, które mogą mieszkać w klatkach jedna na drugiej. Ja lubię z drzwi domu wyjść prosto na ziemię. Bez wind, schodów, zapachów kuchni sąsiadów. Właściwie to nie znoszę bloków. No, ale każdy woli co woli.
Anna
Mysle podobnie - nie znajac wygod i korzysci z wlasnego domu ci ludzie widza tylko koszta i robote przy nich, nie majac pojecia jak duzo daje ich przestrzennosc, prywatnosc, ogrod , chocby maly, pozwala na dodatkowe miejsce do odpoczynku i relaksu. W Polsce mieszkalam w bloku i nigdy wiecej bym nie chciala.
UsuńOj, daly mi w kosc te sasiadki. Bardzo zalowalam ze swym poczuciem obowiazku informowania o tym co tyczy konara rozpoczelam cale poganianie mnie. Juz wczesniej zauwazylam ich manie dyrygowania innymi ale teraz, po tym zdarzeniu, mam dosyc i - bedac nadal grzeczna i mila - postanowilam unikac ich poza takim "jak sie masz?"
Dziekuje i pozdrawiam Anno.
Nie wyobrażam sobie mieszkania w bloku a przez 23 lata mieszkałam. Dom to dom ale tez nie chciałabym być odpowiedzialna za wszystko co się wokół niego kręci jak koszenie trawy , ostatnio gradobicie wiec wymiana dachu czyli spotkania z fachowcami itp, i dopóki to ogarnia mąż to jestem zadowolona. Może w przyszłości przejmie te obowiązki ogrodnik a może przeprowadzimy się do kompleksu 55 plus
OdpowiedzUsuńTym wlasnorecznym obrabianiem domu, glownie ogrodu, chyba rzadzi wiek i stan zdrowia wlascicieli - dawniej wykonywalismy sami obchodzac sie bez ogrodnika, od kilku lat maz zaniechal wiec zatrudniamy. Mnie sie tez zminilo - dawniej trzymalam wiecej donic, chcialo mi eie je komponowac, podlewac recznie, przez pare lat mialam takze mala grzadke z koperkiem, pietruszka, szczawiem, pomidorami - obecnie tego nie robie probujac zminimalizowac.
OdpowiedzUsuńJak Ty planujemy kiedys przeniesc sie do condo albo apartamentu gdzie to nic nas ogrody nie beda obchodzic ale zwlekamy i zwlekamy nie mogac sie rozstac z obecnymi wygodami mimo kosztu zatrudniania roznego rodzaju pomocnikow. I czestego niezadowolenia z nich bo najlepiej gdy czlowiek sam sobie zrobi. Tu dobrym przykladem jest mycie okien co dawniej robilam sama - teraz zatrudniam do tego ludzi i pozniej poprawiam po nich.