Gdy pomysle o naszym, czyli w czworke: corka, ziec, syn i ja, swietowaniu Wielkanocy, to wychodzi ze wcale nie swietowalismy a najmniej w sensie katolickim. Nikt z nas nie chodzi do kosciola, nie swiecimy darow, gdyby u nas byly procesje nie bralibysmy w nich udzialu, w piatek przed kazdy jadl co chcial a chcial wedliny, na niedziele gotowalam obiad ale przeciez nawet gdy jest nieswiateczna tez gotuje bo jesc trzeba, z polskiego sklepu zaopatrzylismy sie w mniej produktow niz kiedy indziej bo mielismy sporo jeszcze z wczesniejszych, nawet nie kupilam babki ani baranka czy zajaczka na stol.
Co wiecej - dla corki i ziecia ta niedziela byla rutynowa, pelna zajec jakie robia w inne niedziele. Ziec wybral liscie z basenu, powywiewal je z garazu, wzial jeden samochod na myjnie, corka oprocz codziennego uporzadkowania domu po nocy i porannych kapielach robila pranie, gotowala sniadaniowy zurek, pozniej pomagala mi przy wykanczaniu obiadu, dwa razy zagladala do domu sasiadow ktorzy wyjechali na weekend zostawiajac jej opieke nad kotem. O tym napisze wiecej pod koniec wpisu.
Czyli krzatanina od rana do wieczora i troche grzeszenia przy okazjii. Jednak najgorszym naszym grzechem bylo to ze zamiast isc do kosciola, zamiast leniuchowac, gralismy w karty konczac partie zaczeta dzien wczesniej. Wtedy, w sobote, gralismy na patio wykorzystujac jeszcze nie goraca pogode. Ale bylo przyjemnie nie mowiac ze gra w karty jest naszym najulubienszym zajeciem. Tym razem jeszcze bardziej emocjonujacym bo z obecnoscia syna ktory to nas bardzo czesto ogrywa. Mielismy wietrzny dzien, kilka razy musielismy wygrzebywac rozwiane karty z krzewow a nawet z basenu co nam dalo powod do wielkiego smiechu. Konczac ta partie wczoraj przezornie gralismy w srodku tym bardziej ze corka i ja rownoczesnie dogladalysmy garow.
Na moje ostrzezenie ze chyba pojdziemy wszyscy do piekla grajac w karty w taki dzien syn powiedzial ze jesli dadza nam ognioodporne karty i rodzinny kacik czy nawet jednorodzinny kociol do gry to bedziemy ok.
Zawsze podczas gier prowadzimy najglupsze, najmniej sensowne rozmowy z ktorych niektore staja sie legendarne, czesto wspominane. Nie wiem co w nas siedzi ze tak lubimy karty, ze potrafimy wzgardzic filmami, ksiazkami, komputerami na ich korzysc. Nawet zagrozenie wrzucenia do piekla nie odstraszylo nas :)
Z ta sasiadka corka ma urwanie glowy gdy pilnuje ich kotke imieniem Nyla (Najla). Raz ze ci ludzie a jest ich troje, maja 15to letnia corke, czesto wyjezdzaja, kilka razy w roku, a majac drugi dom w Key West co najmniej raz w miesiacu na dwa-trzy dni. Raz bylo tak ze polecieli na miesiac do Irlandii czyli corka przez miesiac musiala dogladac ich domu i kota. Ja czasem bywam w tym domu pomagajac corce wiec oceniajac co widze w srodku nie mialam bardzo wysokiej opinii o rzetelnosci Crissy, sasiadki, a potwierdzily ja opowiadania corki.
Np: jednego razu ona i maz wyjechali do Wloch a corka na szkolny campus. Zaraz po wyjezdzie moja corka dostala telefon iz ich corka zapomniala zabrac ze soba jakichs ukochanych butow wiec moja corka dostala ich opis, musiala grzebac w garderobie corki sasiadow gdzie ciuchy i buty to byl jeden wielki galimatias na podlodze, spakowac te buty, zawiezc na poczte by wyslac.
Innym razem moja corka dostala taka wiadomosc : ze spieszac z pakowaniem sie zapomnialam pranie z pralki przeniesc do suszarki, czy droga D mozesz to zrobic? Moja D patrzy i co widzi, owszem jest pranie w pralce ale tylko wrzucone bo Crissy nawet pralki nie uruchomila. Wyprala wiec kobiecie, dodajac kolory na drugi wklad i jeszcze gdy bylo wysuszone poskladala. A to oprocz tego co bylo do roboty przy kocie z ktorym zawsze chwile przesiadywala by sie z nim pobawic.
W te Swiata bylo nie inaczej - Crissy Z DROGI napisala do corki ze sie zdecydowali pojechac do Keys wiec nie zdazyla przygotowac tego czy owego i czy D moze dogladac Nyle? O, i przy okazji kochana D czy mozesz kuknac do pralki bo zapomnialam przelozyc pranie do suszarki? Zwroccie uwage - z drogi, nawet nie raczyla przyjsc i uzgodnic osobiscie. A jakby corka miala swoje plany wyjazdowe?
Nic, trzeba to trzeba - corka poszla do ich domu i za diabla nie mogla otworzyc drzwi garazowych do ktorych przeciez zna kod. Nie uwierzycie ile razy musiala do tych ludzi dzwonic, emailowac, przesylac wiadomosc z zapytaniem co z tym kodem, czy zmienili - a od tych ludzi cisza, ani slowa. Dopiero pod koniec dnia Crissy sie odezwala przepraszajac ze z pospiechu zapomniala dac nowy kod bo faktycznie zmienili. Corka porobila kolo kota co nalezalo, sprawdzila pralke, przelozyla do suszarki, nastawila do prania kolory - i jeszcze zrobila im naczynia! Bo ci ludzie spieszac sie tylko wrzucili brudne do zlewu nawet nie namaczajac ich a bylo ich tak wiele ze moja D podejrzewala iz kolacyjne tez zostawli brudne. Wszystkie wiec oplukala i wlozyla do zmywarki do umycia.
My sluchajac o tej Crissy to az zaciskalismy piesci ze zlosci i nawet bardzo pomscili przeklenstwami co tylko dodalo nam swiatecznych grzechow - jakaz z niej gospodyni, jak ci ludzie sie gospodarujac ze wyjezdzajac i wiedzac iz ktos obcy bedzie im robil kocia przysluge dodaja dodatkowych zajec, nie pamietaja o kodzie i nawet nie racza przyjsc i osobiscie poprosic.
Ja, wszyscy my gdy wyjezdzamy mamy pewna rutyne - o zabezpieczeniu domu, kota, urzadzen a praniem nigdy bym komus nie zawracala glowy. Jedyny raz o co poprosilam telefonicznie opiekuna mojego kota gdy odwiedzalismy corka a bylo to w zimie i z komunikatow dowiedzialam sie ze maja nadejsc wielkie mrozy nocne to poprosilam tego opiekuna by w kuchennym kurku zostawil kapiaca wode - i to wszystko a zdawalo mi sie duzo. A co smiesznego z tym bylo to to iz w moim domu nie zamarzla a w jego tak i jeszcze mu rura pekla i zalalo dom.
Fajnie i chwilami smiesznie zlecialy nam Swiata a gwozdziem okazji byly gry w karty i pyszny zurek corki.
Ja pochodze z bardzo karciarskiej rodziny, glownie wszyscy katowali w bridza, rzadziej w kanaste. A ja sie wyrodzilam, nigdy nie nauczylam sie grac w bridza, bo mnie ta gra zupelnie nie zainteresowala. Grywalysmy z babcia w kanaste, pozniej kompletnie zarzucilam karty i nie dalam sie juz nikomu namowic. A w co Wy gracie?
OdpowiedzUsuńOj, sasiadka rzeczywiscie wyjatkowo denerwujacy egzemplarz, ale czasem trzeba zacisnac zeby, zeby ochronic dobrosasiedzkie relacje. Bo lepiej miec dokola przyjaciol niz prowadzic z sasiadami spory. Ale rzeczywiscie kobita moglaby uzgadniac wczesniej swoje wyjazdy, bo ja nie wiem, co by bylo, gdyby Twoi tez postanowili wyjechac? Biedny ten ich kot!
Gramy w remika. Gdy bylam nastolatka brat nauczyl mnie grac w prawdziwego bridge jako ze czasem on i koledzy nie mieli czwartego do gry wiec mnie uzywali do zatkania dziury. Zdarzylo sie zaledwie pare razy wiec nigdy nie wyszkolilam sie w nim do jakiegos przyzwoitego poziomu.
UsuńSasiedzi - jak wyczytalas corka tak robi, pomaga, dyzuruje mimo iz widzi utrudnienia podrzucane balaganiarstwem sasiadki.
W co tak namiętnie gracie?
OdpowiedzUsuńMyślę, że opieką nad dobytkiem sąsiadki zrównoważyłyście pulę świątecznych grzechów. 😉A tak poważnie, to uważam, że samo chodzenie do kościoła i trwanie przy pewnych rytuałach (tak naprawdę pogańskich) nie stanowi o tym, że nie zasługujemy na piekło. Trzeba być dobrym człowiekiem na co dzień.
Gramy w remika. Nie skomplikowana gra a jednak kazde rozdanie inne i wymagajace strategii.
UsuńJak Ty mysle ze nie uczestnictwo w koscielnych uroczystosciach okresla czlowieka - jestem ateistka a bardzo czesto widze ze jestem lepszym czlowiekiem niz niejeden wierzacy.
Masz ode mnie rozgrzeszenie :-)
OdpowiedzUsuńNie jest powiedziane, że ten co biega do kościoła trafi do nieba ;-0
Moi rodzice namiętnie grywali w brydża, często do rana!
My z bratem i dziadkiem grywaliśmy w święta w wojnę i makao, ja później nauczyłam się w remika.
Moja teściowa uwielbiała pasjanse.
Karty są super! Sto lat nie grałam...
Dziekuje za rozgrzeszenie :)
UsuńGramy w remika. W dziecinstwie gralam w wojne.
Choc gra w karty brzmi bardzo jalowo to jednak jest gra rodzinna i taka prowokujaca do fajnych rozmow i wspolnych milych chwil. Bardzo sobie te chwile cenimy.
W remika moga grac dwie osoby, wciagnij w niego meza!
A ja niedzielę to spokojnie przespałam, bo znów mnie bolał ten cholerny nerw, więc przezornie wlałam w siebie od razu 2 dawki leku i spokojnie przespałam dzień, czyli zamiast 20 kropli od razu wzięłam 40 i stwierdziłam, że to bardzo dobre rozwiązanie. Dziś też łyknęłam rano 40 zamiast 20 i spokojnie sobie posiedziałam. Czyli opracowałam nowe dawkowanie - zamiast 4 razy po 20 kropli łykam 2 razy po 40. Najlepsze, co do mnie dotarło dopiero dziś wieczorem - kupiłam dla siebie płat ciasta francuskiego, bo postanowiłam zrobić sobie roladę z jabłkiem. I ...... zapomniałam. Dopiero dziś do mnie dotarło, że w lodówce jak leżało tak i nadal leży owo ciasto francuskie - patrz jakie durne- nie położyło się same na blasze, nie pokroiło jabłek w cienkie plasterki i samo nie weszło do piekarnika. No więc zrobię je sobie jutro, bo dziś zwlokłam się z łóżka tak jakoś koło południa. Wyobraź sobie, że wczoraj to byłam sama w mojej części budynku - 5 pięter, na każdym 3 mieszkania i wszyscy gdzieś się wynieśli. W oficynie to chyba też tylko jedna osoba była. Moi mi przysłali jakieś zdjęcie z palmami i dziś pewnie się przemieszczali gdzieś dalej. Ja z moimi to dość często gramy w karty, najczęściej to w remika albo w takie różne wielce współczesne gry liczbowe. Ale ostatnio to graliśmy w .....kości. No i prawie zawsze w "Chińczyka", w taką dziwną odmianę, że strącać możesz i tych przed sobą i tych co z tyłu. No i w różne planszówki, bo w tym kraju jest niesamowita ilość planszówek i są bardzo popularne.
OdpowiedzUsuńDobrze ze podwojna dawka Ci pomaga a mam nadzieje iz od lekarza wiesz ze jest nieszkodliwa.
UsuńU nas tak bylo ale nie przez zapomnienie tylko przez to ze na codzien mamy rozne rarytasy wiec okazalo sie ze na same swieta niczego nie musimy kupowac. Zreszta co to za swieto, praktycznie jeden dzien. Ludzie z tej okazji wydziwiaja a nas uszczesliwil smaczny zurek, pozniej obiad.
I bardzo dobrze - pamiętam jak wyglądało w Warszawie gdy się wchodziło do "altany śmietnikowej" po świętach- pełno było wyrzuconego jedzenia i szczury miały święta.
UsuńMieliscie bardzo przyjemne Święta, spędziliście czas tak jak lubicie, a rzeczywiście w czasie grania w karty można rozmawiać o wszystkim i najważniejsze że było wesoło, przecież śmiech to zdrowie.
OdpowiedzUsuńTwoja córka jest bardzo dobra, że tak opiekuje się domem sąsiadów, ale oni wcale nie podobają mi się, że tak beztrosko korzystają z pomocy, nawet nie potrafią poprosić o pomoc kulturalnie i zostawić dom w takim stanie żeby córka miała tylko opiekę nad kotem. No ale tak jak Pantera myślę że lepiej przymknąć oko i mieć dobre układy z sąsiadami.
Choc mamy wspaniale chwile jako ze jest tu moj syn a to daje uczucie ze cala rodzina pod jednym dachem to wlasnie gra w karty jest tym najlepszym momentem bycia razem.
UsuńCorka chetnie opiekuje sie kotem sasiadki ale sama bedac z tych zawsze zorganizowanch, niezapominalskich nie moze zrozumiec jak Crissy jest inna - balaganierska i chaotyczna.
No cóż, gdyby się sąsiadka Z DROGI dopiero dowiedziała, że córka jest wyjechana, pewnie by jakiejś innej sąsiadce zawracała głowę. Ale jest to zachowanie poniżej czegokolwiek.
OdpowiedzUsuńW karty grać nie umiem (w dzieciństwie grywaliśmy z bratem jedynie w makao, ale generalnie karty były zakazane, bo Ojczasty ich nie cierpiał - może jakiś przodek przegrał przy zielonym stoliku majątek 🤣), ale takie rodzinne rozrywki oczywiście popieram.
Wlasnie to bylo nasza pierwsza mysla po uslyszeniu sasiadki Z DROGI - a co by bylo gdyby i moja corka miala swe wlasne plany wyjazdowe?
UsuńMoj ojciec tez namietnie gral w remika, wciaz polowal by ktos z domownikow mial czas by z nim grac. Znalazl sobie kolege /emeryta jak on i calymi dniami grali, czasem w parku. Nie popieral kasyna ale oczywiscie takie rodzinne gry to inna historia.
Święta - mile spędzony czas w rodzinnym gronie - bardzo dobre.
OdpowiedzUsuńDziekuje Lechu, usmialismy sie w czasie gry ze az nas brzuchy bolaly. I nawet nie wiem z czego - w takich momentach kazde slowo czy mina daje powod.
UsuńŚwięta powinny być takie, jak lubimy. Przeżyć je tak, jak na codzień nie przeżywamy. Jeżeli wspólnie spędzony czas dał Wam radość to wszystko jest w porządku.
OdpowiedzUsuńA sąsiadka faktycznie problemowa i trochę bezczelna, ale musi darzyć Twoją córkę sporym zaufaniem, bo ja nie wiem czy bym chciała aby ktoś obcy przyglądał się mojemu praniu, albo musiał grzebać w garderobie mojego dziecka.
A Twoja córka robi za wiele, bo jeszcze jej brudne gary ogarnie i sąsiadka to wie i sobie pozwala.
Ja nie wiem czy bym komuś aż tak usługiwała. Zrobiłabym chyba tylko to, o co by mnie poproszono. A pomimo tego, że brudne gary groziłyby wylęgnięciem się robali, to bym aż tak zapobiegliwa nie była. Niech się jej wylęgną i może się nauczy. :)
Troche sie zgadzam z Twoja opinia a jednak wydaje mi sie ze gdyby trafilo na mnie tez bym bez slowa zrobila jak corka - poza garami.
UsuńTa Crissy jest super chaotyczna, balaganiarska co widac jak sie tylko wejdzie do jej domu. Tak ja ocenilam bedac w nim pierwszy raz i nie pomylilam sie.
Córka jest opłacaną służąca tej sąsiadki? Bo nie bardzo rozumiem po co to sobie robi
OdpowiedzUsuńSkadze - opieka nad kotem to sasiedzka przysluga. Jesli sasiadka poprosi o zagladniecie do pralki to jak odmowic? A naczynia to corki decyzja jako ze nie mogla patrzec na stos zasychajacych talerzy.
UsuńJa bym tych naczyn nie tknela... Corka tylko rozzuchwala te sasiadke, za chwile bedzie tam nie tylko pilnowac kota, ale prac , zmywac i sprzatac regularnie podczas jej nieobecnosci, a potem tamta jej wskaze , gdzie leza farby do malowania i ze moglaby przeprowadzic maly remont podczas jej nieobecnosci, bo przeciez biedna sasiadka jest uczulona na kurz i brud 😂😂😂Trzeba umiec postawic jakies granice.
UsuńKarty mi się kiedyś przejadły, tak jak i wszelkie pasjanse, planszówki i inne gry ( nawet ta na pianinie). Niech kazdy świętuje jak mu pasuje. Wszak mamy wolną wolę po to by z niej korzystać. :-) Żurek jeszcze dojadam, bo zaczęłam go jeść w poniedziałek. Żurek ten świeższy (po żurku przedświatecznym) musiał nabrać mocy w lodówce: przegryzał się z białą kiełbasą- tym razem...:-)
OdpowiedzUsuńNasza gra w karty to tylko remik, nikt z nas nie uklada pasjansow. Dodam ze jak ludzie z pasja graja na telefonie w rozne gry, czesto moim zdaniem glupie, to u nas tego nie ma, nie gramy. Czyli tylko remik jest nasza gra a w tym biora udzial zywi ludzie.
OdpowiedzUsuńNasz zurek, zreszta akurat porcja na czworo, ino sie mignal choc czesto gotujemy i nie powinien byc nam dziwny. Gotuje na wiejskiej kielbasie.
Remik, brydż, kanasta, kierki, poker( na zapałki), szachy, warcaby, makao, ,,gówno,,...było, minęło. Gry na telefonie czy w w kompie, też nie wchodzą w grę. Ważne żeby znaleźć radość... :-)
UsuńWlasnie tak - kazda rodzina ma swe ulubione wspolne gry, tak jak Ty masz swe wlasne hobby, ktore dla innych sa moze nie zrozumialymi ale sprawiaja radosc.
UsuńTo jak już będziecie w piekle, to daj znać, nareszcie się spotkamy!
OdpowiedzUsuńI dziękuję za reklamę mojej baraniny pod poprzednim postem :)
Moze nawet zagramy razem w karty?
UsuńLatwo mi bylo pochwalic Twa baranine bo wyszla Ci przepieknie!
Czy mozesz zdradzic w jaki sposob rzezbisz runo baranka?
Żadna tajemnica - przeciskam masło przez sitko od herbaty i przyklejam tak wykonane kępki do tułowia.
UsuńDobry sposob wymysliles, nigdy by mi nie przyszlo do glowy.
UsuńNo i co powiedzieć na to, pójdę z wami, tylko, że ja w karty cienki Bolek. Jedna gre umiem, tylko nią. Nie umiem innych zapamiętać. Jak pracowałam na alkoholikach, musieliśmy ich w weekend jakoś zajmować, np pięć z nimi, gotować, pogadanki, ale też majsterkowanie, gry w państwa miasta itd. Raz miałam dyżur popołudniowy i żadnego planu na te godzinę, koleżanka z rana mówi, bo akurat 2 Rosjan mieliśmy, że Ruskie w karty rżną, ona tej gry nie pojmuje. Ok. Zaparzylismy kawę, no i bedziem grać, ja tłumaczę im, jaką grę w karty znam, Ruskie słuchają, i do mnie, że to przecież nasz Durak! No i grali my w tego Duraka, co ma po polsku niepochlebna nazwę, i nauczyli my jeszcze innych pacjentów, niech kultura w świat idzie 😉
OdpowiedzUsuńHmm, rzeczywiscie istniala taka gra w karty, po polsku w durnia. Nie pamietam na czym polegala.
OdpowiedzUsuńGry w karty ogarnialam, nawet gre w brydza ale czego nie moglam pojac to szachy. Umial moj ojciec, syn, maz , nieraz kibicowalam jednak bez zrozumienia. Szkoda bo wedlug mnie to bardzo trudna i "szlachetna" gra, nie jakis duren czy co.
Nie tylko lubimy grac w remika ale najwazniejsza czescia tych momentow jest to ze razem, ze przy okazji tworza sie smieszne rozmowy, ze kazdy z nas ma fajny czas. Natomiast laczy nasza rodzine jeszcze co innego - absolutny brak pociagu do gier elektronicznych. Ludzie, w tym dorosli, wciaz klikaja na telefonie w jakas gre a my nigdy, jakos nie widzimy atrakcji w graniu z maszyna.