21 lipca 2020

OKROPNA PRZYGODA SERPENTYNY

     Zanim do jej opisania dojde musze podac warunki i szczegoly okolicznosciowe, ktore spotegowaly okropnosc przygody :
okres lata jest u nas zawsze wrecz tropikalny ale obecne jest wyjatkowo gorace - dzien w dzien 38 st C, a od kilku dni mamy codziennie po 40 st + wysoka wilgotnosc co znacznie sprawe pogarsza. Sa to temperatury wrecz niebezpieczne dla osob starszych, dzieci lub chorych. Dla mnie przejscie parkingiem to katorga, wizyty na grzadkach urzadzam albo wczesnym rankiem albo wieczorem. Nawet pobyt w cieniu wiele nie daje. 
Jesli chodzi o dostep do domu, o wejscia, to mamy ich trzy : glowne drzwi z dwoma zamkami ale tylko jeden na klucz, drugie to taki skobel zamykany od srodka, na dzien odsuwany by w razie otwierania kluczem od zewnatrz mozna bylo sie dostac do srodka. 
Drugie to drzwi od pokoju slonecznego, wiodace z balkonu czy raczej malego tarasu. One maja podobnie - dwa zamki, tylko jeden z nich na klucz, drugi ma maly zamykajacy "przekretnik" , rowniez mozliwy do obslugi od srodka, nie od zewnatrz. 
 Trzecie to wejscie przez garaz a z niego do kuchni i reszty domu. Ono ma oczywiscie swoj elektroniczny zamek z mozliwoscia operowania nim poprzez pilot, dodatkowy reczny otwieracz numeryczny doczepiony zewnatrz drzwi kuchennych, otwierany kodem. Poniewaz zdarzaja sie w okolicy wlamania do garazy mamy i na tych drzwiach od wewnatrz dodatkowy skobelek, otwierany tylko od srodka. Gdy on jest zasuniety elektroniczne otwieranie nie otworzy drzwi, beda zablokowane. 
Ten post ozdobie nieciekawymi zdjeciami tych przeroznych skobelkow no bo wiaza sie z tematem a takze pomoga rozumiec cale zawiklanie z zamkami :


Drwi glowne i ich skobelek

Balkonowe - dolny na klucz, gorny to dodatkowa zasuwka

Zasowka drzwi garazowych, bardzo proste a super pomocne

Drzwi kuchenne, od garazu, uruchamiamy
 jedynie na czas wyjazdow 
Drzwi garazowe , otwiercz reczny, oprocz pilotowego. 

Tylna czesc domu, trawnik, i co na tej czesci mamy (grill, meble ogrodowe, hamak) jest ogrodzona plotem a jego obie furtki od srodka sa zamkniete na klodki.
Oczywiscie dom jest warowany przez system alarmowy a wlaczamy go....prawie nigdy. Jedynie gdy wyjezdzamy. 
Ogolnie oprocz tych drzwi od balkonu uwazamy dwa pozostale za bezpieczne, nielatwe do pokonania. Balkonowe drzwi sa typu francuskiego czyli szyby od gory do dolu, kopnac w nie i juz sie jest w srodku. Alarm wtedy nie zawyje bo jego dzialanie polega na przerwanym obwodzie czyli otwartych drzwiach a nie rozbitej szybie.
Od poczatku zamieszkania w tym domu zrobilismy na tyle kompletow kluczy by mial je maz, ja, plus zapasowe komplety przy dwoch wejsciach - w razie czego. Oba komplety to byly dwa klucze - od drzwi frontowych i pokoju slonecznego, obwiniete folia aluminiowa i schowane jeden frontowy pod zagieciem rynny, ten na balkonie lezal sobie na parapecie okna. Niby widoczne miejsce ale nikt tam nie siedzi oprocz najblizszej rodziny. Te komplety mialy byc zabezpieczeniem gdybysmy swe pogubili albo zapomnieli i nigdy nie byly nam potrzebne tylko sobie tak lezaly. 
I nie zapominajcie ze kazdy mogl dzialac jedynie gdy te towarzyszace skobelki i zasuwki sa poodsuwane. 
 I tak bylo cale lata .... az do dzisiaj.
 Sprzatam balkon i cos mi nie pasuje - acha, nie ma zawiniatka z kluczami !!!!!!
 Pomyslalam ze pewnie ogrodnik wydmuchal sprzatajac po swoich zajeciach. On ma bardzo silna dmuchawe, taka ze wnet by mnie przewrocila.
 Rozgladam sie, szukam dookola, pozniej na dole na trawie, nawet na grzadce-skalniku czy nie leza wsrod kamieni ale nie znalazlam - nie ma!
    Troche mnie zmartwilo bo moglo rowniez znaczyc ze w nocy mi tu ktos mogl lazic - coz za problem przelesc przez plot, alarm jak zwykle nie wlaczony - a przeciez mieszkam sama - i zakosil mi klucze, ma moje klucze !!!!!!!
Nic, pierwsze co musze zrobic to pojsc do Home Depot i kazac sobie dorobic nowe klucze. Ale i tak mi to nie pomoze rozgryzc zagadki co sie stalo z poprzednimi.
 Co narazie wzielam swoj zestaw kluczy, calosc jest sczepiona z kluczykiem samochodowym, i poszlam wyprobowac zamek drzwi balkonowych by wybadac ktory to mam dorobic - zloty czy srebrny? Wyszlo ze zloty :)
Klucze odlozylam do kuchni i jeszcze raz poszlam na balkon by drugi raz szukac zaginietych kluczy.
 Przez ten czas, to kilkakrotne chodzenie na zewnatrz , lazenie po sloncu i upale, bylo mi okropnie goraco, duszno, a pot tak ze mnie sciekal ze mozna mi bylo majtki wykrecac, wlosy rano umyte wygladaly jak spod prysznica. 
Oczywiscie nadal kluczy nie znalazlam.
 Wracam wiec do domu z mysla o chlodnej kapieli, o tym jak mnie odswiezy i postawi na nogi , biore juz za klamke......i nic, ani nia ruszy, zablokowana !
Oczywistym bylo ze przy tym wyprobowywania klucza zostawilam caly zamek w zlej pozycji, zamknietej, czyli odcielam sie od mozliwosci otwarcia drzwi od zewnatrz, uwieziona na tylnym ogrodzie, ogrodzona plotem, z furtkami zamknietymi na klodki od ktorych klucze sa w domu.
 Nawet nie moge do sasiadek dzwonic po pomoc bo przeciez na tak krotkie wyjscie na zewnatrz nie bralam ze soba telefonu.
 Nic, jak zwykle w ciezkich sytuacjach postanowilam nie panikowac tylko spokojnie obmyslic plan ratunkowy.
 Pierwsze co mi przyszlo do glowy to sprobowac pokonac plot, jakos przez niego przedostac sie, obejsc dom az pod glowne drzwi i tam spod rynny wygrzebac schowane zapasowe klucze - i sprawa zalatwiona. 
Plot jak plot, na oko nie taki wysoki by go nie pokonac - ale gdy sie ma po czym nan wyskrabac. Wtedy bardzo zazdrosnie zerkalam na ogrod sasiadki zza plotu bo tyle co dzien wczesniej cos robili dla dzieci i zostawili na ogrodzie swa mala trzystopniowa drabinke. Oj, ale by sie mi przydala, pomogla w wydostaniu sie z wiezienia. I stala sobie doslownie 5-6 metrow ode mnie a tak nieosiagalna bo po drugiej stronie plotu.  
Poza tym ci sasiedzi bardzo czesto kraca sie po swym ogrodzie zabawiajac swe male dzieci i moglabym ich zaangazowac w akcje ratunkowa a akurat wczoraj ich nie bylo, gdzies pojechali. I wogole pustka naookolo, nikt nie spaceruje bo upaly kazdego trzymaja w domach, w klimatyzacji, nie ma kogo zawolac i prosic o ratunek......
Wiec zaczelam probowac czy nie poradze sobie tym co mam dostepne - podstawilam do plotu krzeslo ogrodowe - niepomocne bo za niskie, nie wyskrobie sie na plot. Poszlam w inny kat ogrodu, pod plot przystawilam tamtejszy stolik z innego patio, ciezki jak cholera bo on i towarzyszace krzeselka sa zeliwne - mimo ze wyzszy to i tak zbyt niski, nie dalam rady sie z niego dostac na plot. A co bym zrobila gdybym mogla to nawet nie mysle - nie majac nic po drugiej stronie musialabym zeskoczyc ryzykujac zwichnieciem kostki albo cos podobnego. 
Wiec ten plan odpadl skoro nie moglam pokonac plotu.
Wprowadzilam wiec w zycie plan B - stojac na tym stoliku by mnie bylo widac zza plotu czekam i poluje na kogos - i to wszystko w pelnym, piekielnym sloncu bo tak wypadlo ze najlepsze do tego polowania. Oczywiscie im dluzej to trwalo tym bardziej sie topilam we wlasnym pocie, opadaly mi sily bo napewno wiecie ze takie slonce jakos oslabia czlowieka.
 Lalo sie ze mnie jak z tych tenisistow grajacych Australian Open a nie majac sie czym wytrzec bo mi zalewalo oczy uzywalam do tego dolu sukienki. 
W koncu patrze a z domu trzeciego od mojego wyjezdza autem sasiadka, taka co jej wogole nie znam. 
Dalo mi to nadzieje choc nie duza bo skoro ona w aucie to bylo mozliwe ze ani mnie nie zobaczy ani uslyszy. 
Jednak tu mi szczescie dopisalo bo zauwazyla ze macham rekami i krzycze, przystanela, wysluchala jaki moj problem, wytlumaczylam jej gdzie ma isc by znalesc te zapasowe klucze, dostac sie do domu, przejsc do pokoju slonecznego i otworzyc mi. 
Poszla i.... zniknela. Czekam i czekam, coraz bardziej zmeczona upalem, upocona, poklejona potem, tyle ze stalam pod brzoza, w cieniu bo akrat stamtad mialam rownoczesny podglad na drzwi i pod garaz gdzie mogla przyjsc by sie ze mna porozumiec. Ale choc brzoza dawala cien to i tak bylo mi goraco i czulam jak jestem coraz bardziej wykonczona. 
W koncu pojawila sie ta sasiadka mowiac mi przez plot ze nie moze znalesc tych kluczy. Czyli jestem nadal w punkcie wyjsciowym i juz mi zaczelo chodzic po glowie ze skoro tak to tylko zostalo by dzwonila po policje.
 I mimo calego klopotu i wykonczenia bylam dodatkowo przerazona ze gdy policja przyjedzie i zobaczy mnie w stanie jakim jestem - upocona, obklejona, w sukience domowej ktora owszem, byla wczesniej swieza i calkiem ladna a stala sie przepocona szmata, to bedzie wielki ambaras bo oni, policjanci, zawsze wygladaja czysciutko, swiezo, wyprasowani, wykrochmaleni i przystojni. 
 Wtedy dopiero przypomnialo mi sie a pewnie tak pozno bo moze lapal mnie udar sloneczny :) ze skoro nie moze znalesc kluczy to moze tym zewnetrznym otwieraczem otworzyc drzwi garazu i dostac sie do domu poprzez garaz. 
 I tu okazalo sie ze mialam duze szczescie bo bardzo czesto ta dodatkowa zasuwke garazu odblokowywuje dopiero w poludnie gdy jade do miasta - a gdy zasunieta to sie drzwi nie da otworzyc. Akurat wczoraj odsunelam ja wczesnym porankiem wiec wiedzialam ze sasiadka moze je bez problemu otworzyc. 
Ale by nie bylo az takie latwe to z jakiegos powodu nie mogla - wystukiwala kod chyba z 10 razy a drzwi nic, ani drgna. Nie wiem dlaczego ale tak bylo. Wreszcie gdy mowie by dzwonila po policje bo ja wnet zemdleje na tym upale, postanowila jeszcze raz sprobowac - i wreszcie sie udalo !!!!!!
 Przeszla przez dom i otworzyla mi te nieszczesne drzwi. 
Nie wyobrazacie sobie z jaka ulga weszlam do srodka - do chlodnego domu a klimatyzacja zaraz mnie zaczela obsuszac. I juz sie widzialam we wannie, w chlodnej kapieli.
 Ale najpierw serdecznie dziekowalam bo calosc akcji trwala pewnie dobre 20 min, moze nawet 30, zajelo jej czas a takze ona rowniez musiala przebywac na sloncu.
 Normalnie to pewnie bysmy sie usciskaly ale nie tym razem bo ja bardzo spocona a poza tym obecnie nie ma wzajemnego dotykania sie i zblizen. 
Byla przejeta sytuacja, pytala jak sie czuje, czy nie potrzebuje pomocy lekarskiej itd.
Na to wszystko mowie ze chodzmy razem tam pod ta rynne zobaczyc co z tymi kluczami, tymi ktorych nie znalazla. Poszlysmy sprawdzic i faktycznie miala racje - kluczy nie ma ! Nie wiem co sie z nimi stalo a jedna mozliwoscia jest ze jakos sie wyslizgnely spoza rynny i moze sa zasypane kora? 
Wczoraj juz tak mialam dosc slonca i goraca ze nie chcialo mi sie grzebac w korze i szukac - zrobie to kiedy indziej. 
Oczywiscie wylezalam sie w wannie, odprezylam i wkrotce wyruszylam na miasto pierwsze jadac do miejsca gdzie dorabiaja klucze. Oprocz kluczy kupilam dwa falszywe kamienie, schowki na klucze. Po powrocie porozdzielalam calosc na dwa komplety i kazdy kamien polozylam pod wejsciami. Te nowe miejsca sa tymczasowe, pozniej  gdy maz przyjedzie uzgodnimy gdzie je trzymac choc duzego wyboru nie mamy, zwlaszcza od strony frontowej. 
Fakt ze akurat tego dnia mialam drzwi garazu odblokowane doslownie uratowal mi zycie.
 A zanim pojechalam do miasta zadzwonilam do meza by mu sie pozalic okropna przygoda a on po namysle mowi ze kto wie czy to nie on jest sprawca zaginiecia tych balkonowych kluczy - bo pare tygodni temu wymienial stacje pogodowa, taka co pobiera dane zewnatrz a rownoczesnie przesyla je do wewnatrz. Poprzedni sie zepsul a takze byl starym modelem wiec maz wymienil na nowszy i po robocie gdy po sobie sprzatal mysli ze nie pamietal iz ten maly pakuneczek to byly klucze i mogl wyrzucic razem z opakowaniem po stacyjce. Ale nie jest pewien, a ja mysle ze skoro to bylo jakis czas temu a balkon przeciez sprzatam doslownie co drugi dzien to chyba bym zauwazyla ze ich nie ma. 
Pewnie nigdy nie dojdziemy prawdy. 
Tak czy siak dzisiaj (post zaczelam pisac wczoraj, dzisiaj koncze), drecza mnie zawroty glowy - i nie wiadomo czy odzywa sie starosc czy udar sloneczny, czy nie z przegrzania sie? 
A na balkon wychodze ze strachem by sie historia nie powtorzyla chociaz mam klucz dorobiony i pod reka, w falszywym kamieniu. 




     

8 komentarzy:

  1. Nieźle, nieźle. A może ktoś te klucze w nocy zabrał? A może faktycznie W. je niechcący wyrzucił? Ja to bym przezornie wymieniła zamek na nowy z kompletem kluczy.
    Chyba się, biedulko, zbyt przegrzałaś a do tego doszedł stres i stąd te zawroty głowy. Weź wit. C i poleż, odpocznij. A obok tych fałszywych kamieni posadź jakieś roślinki z dużymi liśćmi, by je trochę zakrywały. U mnie temperatury "kulturalne" 26 w cieniu, a teraz spadło nawet do 23 stopni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Upaly tym bardziej dokuczne bo nadeszly po nadzwyczaj pieknej wiosnie. Zepsula nas jednym slowem dajac wrazenie ze zawsze bedziemy miec umiarkowanie.
      Falszywy kamien bedzie lezal pomiedzy innymi, naturalnymi, wiec sie w nie jakos wtopi ale musze go oznaczyc by wiedziec ktory zawiera w sobie klucze.

      Usuń
  2. Najważniejsze, że Ci to nie wpłyneło jakos bardzo na zdrowie. Przy takiej temperaturze!
    A może cos Ci te klucze zabrało do zabawy> Chipmunki? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja tez pomyslalam ze moze jakies zwierze mi ukradlo klucze, z tym ze raczej posadzalam wiewiorki.
      Po paru godzinach zawroty glowy mi przeszly - ale cale wydarzenie bylo okropne, nie chcialabym przezywac drugi raz.
      W dodatku utwierdzilo mnie w przekonaniu ze upal szybciej moze zabic niz chlod.

      Usuń
  3. Biednaś Ty, Mam nadzieję, że stres Ci choroby nie przyniósł. Czy te fałszywe kamienie to jest amerykański patent. No bo jeżeli inni tak, jak Ty to stosujesz, tez z niego korzystają, to znaczy, że jest on znany złodziejom.
    Szczerze, to trzeba mieć pecha, by mieć tyle wejść i zablokować sobie skutecznie drogę do domu.

    OdpowiedzUsuń
  4. Owszem, takie kamienie zawierajace klucze sa bardzo popularne. Moj umieszcze wsrod innych by robil wrazenie czesci skalnika. Jesli sie trzyma zapasowe klucze na zewnatrz to nie ma idealnego sposobu na ich kompletne ukrycie, niestety.
    Zebys wiedziala ze faktycznie dopadl mnie nadzwyczajny pech, najgorszy uklad z dostepnych.
    Po paru godzinach zawroty mi przeszly i nigdy sie nie dowiem czy byly zbiegiem okolicznosci czy skutkiem przegrzania.
    A calosc bede sobie pamietac do konca zycia.

    OdpowiedzUsuń
  5. Niesamowita historia, dobrze że pomyślnie się zakończyła.
    Fałszywe kamienie!
    Czegoż to ludzie nie wymyślą.
    Teraz strach kamieniem w ptaka-pasożyta rzucić.
    Życzę pełnego powrotu do formy.

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziekuje - wrocilam do formy.
    Skrytki na klucze robia w roznych formach - ja wybralam falszywy bo plastykowy i wydrazony kamien by go trzymac na skalniku by sie zmieszal dla zmylki z prawdziwymi. Lakierem do paznokci zrobilam mu kropke by wiedziec ktory to zawiera klucze.
    Zostal mi uraz po tej przygodzie w postaci leku drzwi - teraz zanim wyjde upewniam sie ze skobelek w dobrej pozycji, za kazdym razem czyli moze 30 razy dziennie :)

    OdpowiedzUsuń