3 października 2022

WYSPA SANIBEL I INNE REMINISCENCJE - CZ. I

Biorac pod uwage ilosc corocznych tornad, huraganow, powodzi, pozarow lasow w naszym kraju trudno sie do kazdego osobiscie ustosunkowac poza ogolnym wspolczuciem i pomoca finansowa.

 Tym razem Hurricane Ian, jak kazdy inny zagrazajacy Florydzie, niepokoil mnie jako ze zamieszkuje na niej corka i ziec. Dobra wiadomoscia bylo ze dotknie zachodnie wybrzeze Florydy a nie wschodnie, atlantyckie przy ktorym mieszka - chociaz cieszyc sie nie ma czym bo wiadomo ze kogos dotknie, komus narobi szkody a moze nawet zabije. U corki skonczylo sie na duzych ulewach a u mnie, choc liczylismy ze moze przyniesie deszcze, nie spadla ani jedna kropelka.

 Dzisiaj corka przyslala mi link do konta huraganowego swych dobrych znajomych ktorzy tyle co, dwa tygodnie temu, kupili nowy dom w Tampa, miescie bardzo mocno sponiewieranym huraganem - w tym ich nowy dom ulegl zrownaniu z ziemia. Jeszcze w nim nie mieszkali wiec przynajmniej uszli z zyciem.  Wspominam o tym bo wyglada ze ci ludzie gdzie sa to przyciagaja cos - brali slub rok temu w Philadelphia corka i ziec w nim uczestniczyli. Odbyl sie nad jakas rzeka w pieknym plenerze w osrodku przeznaczonym na sluby i inne uroczystosci. Trzy tygodnie po slubie na ktorym bylo ok 100 gosci, przeszlo tam tornado i zamienilo caly osrodek w kupke drzazg i gruzow. Slyszac o tym poradzilam corce by nigdy nie mieszkala blisko nich albo nie urzadzala z nimi wspolnych wycieczek........Niby zartowalam ale moze cos w tym jest?

  Huragan wiec byl i poszedl zostawiajac za soba przeogromne zniszczenia, takie typu ze zrownal z ziemia domy, roslinnosc, zalal cale miasta i osiedla tak ze woda siegala dachow samochodow, spowodowal brak pradu (klimatyzacja!), uczynil drogi nieprzejezdne. Mnie zrobil osobista przykrosc bo doszczetnie zniszczyl kilka przybrzeznych wysp, w tym taka o nazwie Sanibel. O niej pozniej a tutaj pokazuje podobna wyspe, Pine Island, i zniszczenia spowodowane Ian'em - nie zapominajmy ze to sa wyspy, kazda z ladem polaczona jednym mostem obecnie tez zniszczonymi czyli dotrzec do mieszkancow z pomoca mozna jedynie lodzia albo helikopterami :





 Slabo znam to zachodnie wybrzeze Florydy bo gdy ja odwiedzam to atlantycka strone . Bylam nad Zat. Meksykanska w Biloxi, Gulf Shores ale one naleza do Louisiana. Floryda ma wiele wyspowych archipelagow a wschodnia strona to miejsce startowe do latania czy poplyniecia na rozne Bermudy i Bahamas i inne wyspy, co jest popularnymi wycieczkami typu "spedzimy weekend na Bermudach" jako ze sa blisko naszego ladu, samoloty to taksowki latajace tam i spowrotem calymi dniami. Bylam raz i mi starczy - to samo ma lad : ocean, plaze, palmy i slonce. A takze muzyka niemal 24 godz na dobe. Bardziej mi odpowiadaja stany bardziej polnocne, bardziej urozmaicone roznorodna przyroda, majace cztery pory roku i przede wszystkim gory i jeziora. Na Floryde latam bedac zwiazana rodzinnie, inaczej tez wystarczylby mi jeden pobyt na niej. 

 Z reguly, przynajmniej ja tak mam, ze jesli odwiedzilam jakies miejsce to zostaje mi ono bliskim, chocby bylo dziura, zadnym bardzo popularnym obiektem turystycznym. Mam takich kilkanascie : bedac w stanie Minnesota na zimowym urlopie , w Duluth, wstapilismy do slynnej restauracji pod nazwa Kuchnia Babci, znanej ze wspanialego chili. Czytalam o tym w ksiazkach, slyszalam na filmach, wiec bedac w poblizu nalegalam ze musimy pojsc i skosztowac. Okazalo sie ze nie klamano - tak pysznego chili nigdy wczesniej ani pozniej nigdzie nie spotkalam. Od tej pory gdy znowu natkne sie w jakiejs ksiazce na wzmianke o tej restauracji to w duchu znowu w niej jestem i zazeram sie ich chili. Tam widzialam rowniez ogromne wodospady a jako ze zimy w tamtych okolicach sa okrutne, szalenie mrozne, zamarzniete i tworzace cudne lodowe rzezby. Zaden ewenement, niejedne podobne istnieja ale ja czytajac czy slyszac, widze tylko te.

 Czesto w ksiazkach czy filmach widze miasteczka, miejscowe ciekawostki, restauracje ktore znam osobiscie - np slynna restauracja w Bostonie a ktorej nazwy juz nie pamietam, slynna ze swej ekskluzywnosci, wysokiej jakosci ( i cen) a takze historii bo powstala gdzies pod koniec 19 tego wieku. Bywalam wiec w niej, stala sie mi bliska i pozniej ze smutkiem dowiedzialam sie z Internetu ze ja zlikwidowano. Tak, nawet Internet o tym podawal bo bylo troche szokujaca wiadomoscia. Mimo iz Boston ma wiele historycznych miejsc bedac kolebka powstania USA i wszystkie zwiedzilam tak jak rowniez muzea i galerie to drugim miejscem mile zapamietanym jest Walton Pond - czyli staw, nic wielkiego ani imponujacego ale poniewaz zaraz po osiedleniu sie w tym przedmiesciu (Concord) Bostonu mieszkal syn z rodzina to czesto w czasie wizyt chodzilismy w to miejsce z wnukami, malymi wowczas, na spacery. Przez to chyba stal mi sie bliski.



 

 Najczesciej , znow na filmach i w ksiazkach spotykam sie ze wzmiankami o Miami i nie mowie o takich ogolnych, reklamujacych jego atrakcje turystyczne ale Miami widziane oczami mieszkanca - bo jakis czas temu corka w nim mieszkala a my czesto ja odwiedzalismy wiec sila rzeczy dobrze miasto poznalismy. Podobnie bylo z Atlanta w ktorej tez mieszkala i dzieki temu poznalismy miasto od "podszewki". Przyjemnie czytac czy slyszec i wiedziec jak wyglada i ze sie tam bylo.

 Mieszkalam rowniez przez 7 lat w innym malym miescie, Hot Springs, takim wypisz wymaluj Krynicy, wzgorza dookola, kilka jezior, jednym slowem przepiekna okolica, a miasteczko slynelo z trzech rzeczy: solanki wiec kuracjusze, wyscigi konskie czyli znow tysiace przyjezdnych i z tego iz Al Capone mial tam swoj dom i okresami mieszkal. Gdy jeszcze tam mieszkalam dom istnial i byl atrakcja turystyczna (tak jak dom Hemingway'a  na Florida Keys gdzie tez bylam i zwiedzalam, rowniez cypel najbardziej na poludnie wysunietego ladu USA ). Pozniej doszlo to iz stamtad pochodzil prezydent Clinton wiec dodalo miasteczku atrakcji. Wiec i o nim czesto czytalam w ksiazkach i widzialam na filmach, lacznie z ulica przy ktorej mieszkalam. 

 Najwieksza niespodzianka i przyjemnoscia byl fakt ze inne miasteczko, 6scio tysieczne, takie ktore sie ogolnie okresla " miejsce o czterech skrzyzowaniach ze swiatlami ruchu", a mieszkalismy w nim dlatego iz tam pracowal maz, doznal wielkiego wyroznienia ( moze drugi raz bo kilka lat wczesniej pol miasta zostalo zniszczone tornadem wiec tez o tym bylo glosno w mediach a na zdjecia robione z  helikoptera zalapal sie nasz dom, caly i zdrowy, dzieki czemu oba dzieci, nie mogace sie z nami porozumiec bo stracilismy cala komunikacje ze swiatem, dowiedzieli sie ze zyjemy a dom caly) - wytypowano je jako najlepsze na nakrecenie w nim scen do filmu MUD. To byl rok 2013. Moze znacie film - bo byl glosnym a wystepowali w nim Matthew McConaughey (lubie go), Reese Witherspoon (lubie), Sam Shephard (tez lubie) - czyli aktorzy z najwyzszej polki. Oooo, co tam sie w miasteczku nie dzialo zwlaszcza ze ekipa potrzebowala statystow wiec mieszkancy stali dluga kolejka do dostania sie na film. My ani nie probowalismy tylko sie z dala przygladajac. Ale pozniej, w kinie ( i ze dwa razy w TV) milo mi bylo widziec fragmenty miasteczka, okolicy, nawet tamtejszych skromnych restauracji i innych znanych mi miejsc, kilkoro ludzi znanych mi osobiscie.  Niestety moj dom tym razem nie dostal sie na film :( 

Jedne z wakacji spedzilismy na plazach Orlando ktore to ma Disneyworld. Poszlismy i ......po dwoch godzinach lazenia w wielkim upale, prazacym sloncu a takze zanudzeni na smierc, wyszli. Przy tym nasze dzieci byly wtedy nastolatkami wiec absolutnie disneyowskie atrakcje nie byly dla nich atrakcjami. Natomiast z zaciekawieniem zwiedzilismy pobliski Cape Canaveral gdzie mozna bylo spenetrowac wnetrze jednej z rakiet Apollo.

 To tylko kilka przykladow na to ze nie kazda okrzyczana atrakcja turystyczna jest tym samym dla drugiego, jak : wieza Eiffla nie zrobila na nas wrazenia - bardziej oszolomily nas slynne Katedry Europy - podobnie bylo z Krzywa Wieza czy moznosc zobaczenia z ulicy Bialego Domu. W zyciu nikt by mnie sklonil spedzic urlop np. w Las Vegas czy Nowym Orleanie w czasie Karnawalu. 

 Mysle ze emocjonalnie wiazalismy sie bardziej z byle jakimi miejscami ale takimi z ktorymi bylismy w jakis sposob zaangazowani osobiscie.

W drugiej czesci wpisu dotre do wyspy Sanibel i wyjasnie dlaczego jej dewastacja dotknela mnie osobiscie. 

CDN.

P.S. Nabralo mi sie kilka extra zajec wiec mam malo czasu na blogowanie a mam rozpoczetych nowych wpisow az PIEC!!!!! Kazdy musze dopracowac i dokonczyc a juz sie robia "przeterminowane". 

10 komentarzy:

  1. Nie przeprowadzałam się tyle razy, ale mówią, że każda przeprowadzka to jak huragan w naszym życiu.
    Katastrofy, takie jak powodzie czy huragany uświadamiają nam, jak niewiele możemy zdziałać i często musimy zdać się na koleje losu.
    To przykre, ze ci świeżo poślubieni tak pechowo zaczynają wspólne życie!
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic tak nie uswiadamia rozmiaru sily przyrody jak osobiste doswiadczenie - dla mnie bylo to tornado ktore zmiotlo polowe miasteczka.
      Ludzie o ktorych wspomnialam sa o tyle w niezlej sytuacji ze nie maja dzieci. Ich malzenstwo jest drugim dla obu, sa w dojrzalym wieku, czyli ustabilizowani zawodowo. Nie znaczy ze strata domu nie jest strata ale napewno bedzie im latwiej wybrnac z tego niz innym. Domy maja ubezpieczenia co tez bedzie pomoca.

      Usuń
  2. Masz niezapomniane wrażenia, których nikt nigdy Ci nie odbierze. Pięknie na Twoich zdjęciach wygląda Walton Pond, lubię takie widoki. Huragany, które co roku nawiedzają Stany, które co roku zbierają tak tragiczne żniwo, pokazują, kim jest człowiek wobec potęgi Natury. Na dalszy ciąg czekam niecierpliwie.
    Pozdrawiam serdecznie...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chociaz nie jestesmy rodzina szukajaca przygod to troche sie nam przydarzylo - na szczescie same dobre.
      Drugiej czesci jeszcze nawet nie zaczelam pisac - do tego trzeba usiasc i skupic sie a jakos brakuje mi czasu.
      Dziekuje i pozdrawiam.

      Usuń
  3. Rzeczywiście pechowa para, strach do nich podchodzić.
    Na Florydzie byłem dwa razy, pierwszy raz, całą czwórką, odwiedziliśmy oczywiście DisneyWorld i Cape Canaveral. Dzieci były rozczarowane tym drugim - możesz wejść do kabiny statku kosmicznego, ale nie ma żadnych guzików żeby coś uruchomić.
    Drugi raz na konferencji w Miami. W niedzielę spytałem w hotelowej recepcji gdzie jest najbliższy kościół. Nie wiedzieli, ale poradzili pojechać parę przystanków autobusem - tamm spotkam na ulicy Kubańczyków, oni wiedzą.
    Wysiadłem z autobusu, spory upał (koniec września), ani żywej duszy. Wreszcie zauważyłem jakąś panią z pieskiem, pomachałem do niej ręką i poszedłem. Była przerażona, popchnęła pieska żeby jakoś się ode mnie odgrodzić. Wyraźnie podejrzewała mnie o złe zamiary. Wyjąkała, że nie wie gdzie kościół i prawie biegiem uciekła.
    Po paru minutach spotkałem rabina - czarny kapelusz, lisie futro (w taki upał).
    Dokładnie wytłumaczył jak dojść do kościoła.
    Wyraziłem swoje uznanie, że tak dobrze to wie.
    To oczywiste - odpowiedział - musimy wiedzieć jak działa konkurencja.
    Konkurencja działała świetnie, nie wiem czy to byli Kubańczycy czy Meksykanie, ale dominował język hiszpański. Po mszy kolorowy piknik, stoiska z przysmakami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na Florydzie, zwlaszcza w Miami, widuje sie ogromna ilosc Izraelczykow. Maja mnostwo synagog, swoje restauracje i sklepy a kazdy ogolny sklep ma sekcje z koszernymi produktami. Takich w kapeluszach i z pejsami sa dziesiatki.
      Floryda ma duza ilosc kubanczykow, nawet swa dzielnice nazwana Mala Havana. Poza nimi mieszka tam duza ilosc imigrantow z innych wysp, meksykanie sa mniejszoscia, oni dominuja w Kalifornii. Moj stan tez ma ich pelno. Oni wszyscy mowia po hiszpansku i najczesciej sa katolikami.
      Nigdy nie bylam we florydzkim kosciele ale corka miala kolege Czecha i on uczeszczal do kosciola wiec stad wiem ze istnieja.

      Usuń
  4. Moja właśnie wróciła z ponad dwutygodniowej delegacji do USA. Była w Kalifornii, Bostonie, Filadelfii. Nie był to jej pierwszy pobyt, kiedyś była na długim szkoleniu w Waszyngtonie w Banku Światowym. W październiku ma jeszcze drugą taką długą delegacje, tym razem do Kanady. W trakcie rozmawiałam z nią i zapytałam, czy może marzy się jej osiedlenie tam i usłyszałam, że absolutnie nie - woli jednak Europę.
    Serdeczności;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wyraznie Twoja corka nie ma amerykanskich genow :)
    Ja , gdy tutaj przybylam , mialam 36 lat czyli wystarczajaco by czuc sie europejka a jednak zaraz w pierwszy dzien "kliknelam" sie z USA i tak mi zostalo.
    Najwazniejsze ze kazdy z nas jest tam gdzie mu pasuje i lubi - mysle ze nie potrafilabym sie obecnie nauczyc zyc w Europie, zreszta mowily mi to wizyty w niej - gdziekolwiek bylam czulam sie inaczej i obco.
    Sama pomysl - w chwili obecnej dluzej mieszkam w USA niz Polsce.
    Zasylam moc pozdrowien.

    OdpowiedzUsuń
  6. Duzo podrozowaliscie, no i przeprowadzki. Masz duzo ciekawych wspomnien, wrazen. Poza tym dzieci Twoje mieszkaja w innych stanach, wiec odwiedziny, nastepne podroze.
    U mnie podobnie bylo, zawsze chcialam zobaczyc jak najwiecej Australii, a do Europy zupelnie mnie nie ciagnelo, od samego poczatku wiedzialam ze nigdy nie wroce do Polski nawet na jeden dzien.

    OdpowiedzUsuń
  7. Czyli Ty i my jestesmy szczeciarzami mieszkajac tak gdzie kochamy byc. Jestem tu 39ty rok, 6 przeprowadzek co na amerykanska rodzine nie jest tak duzo. Moje dzieci mlodsze a przeprowadzali sie czesciej i wcale nie powiedziane ze ich nie czeka wiecej. Znajoma, zona generala czyli ludzie rzucani gdzie sluzba wymagala, przeprowadzali sie 43 razy, lacznie z Europa, Dalekim Wschodem, Polud. Ameryka. Oczywiscie armia organizowala ale jednak...... Ja tez za nic w swiecie nie wrocilabym do Europy. Odwiedzalam Polske dopoki zyli rodzice i za kazdym razem nie moglam sie nadziwic jak potrafilam w niej mieszkac? Stalo sie tak ze nasze blokowe mieszkanie dostal brat meza wiec i nasz dawny dach nad glowa odwiedzalismy - znowu z wielkim podziwem jak sie w tym mieszkaniu miescilismy, jak moglismy zyc z jedna mala lazienka zarazem pelniaca role pralni? Niebo mi siedzialo zaraz nad glowa, ulice waskie i ciasne nie dajace szerokiego nieba jak tu, ciemnosci po zmroku bo nie oswietlaja ulic i miast jak tutaj - ach , wymieniam tylko drobne roznice bo sie nia da wszystkich jako ze jest ich tysiace. Nie bylam w Polsce ze 14 lat i nie planuje jechac.
    Porownujac z innymi ludzmi nie podrozowalismy zbyt wiele - tyle co bylo konieczne. Sa tutaj Polacy ktorzy byli w 135 krajach (ja moze w 15?) i bardzo sie tym szczyca co mi wcale a wcale nie imponuje bo czym? Prawie kazdy moze jesli go na to stac a kluczem jest ciekawosc i usposobienie podroznika. My nie jestesmy turystyczni i wcale nie zaluje. Poznalam rowniez niewiele stanow, tylko tyle by miec pojecie i przekroj klimatow, przyrody bo czesto jak widzisz jeden to jakbys widziala piec innych tez.
    Najbardziej podoba mi sie Vermont i Oregon, takze Washington i Alaska ale ta to tylko dla turystyki, nie zamieszkania.
    Tereso - najlepiej w domu!!!!!

    OdpowiedzUsuń