.......ciala ale szczegolnie ducha, moi bostonczycy na tydzien wyjechali w plener. Dzieci synowej i pies zostaly podrzucone dziadkom a mlodzi postanowili na pare dni uwolnic sie od swiata i codziennego mlyna.
Gdy slysze o ich obowiazkach zawodowych, domowych i zwiazanych z opieka nad dziecmi to wciaz sie zastanawiam jak synowa potrawia podolac - dzieci, chociaz nie zupelnie male, wymagaja nie tylko matczynego dogladu ale ustawicznego wozenia na ich pozaszkolne zajecia bo oboje sa bardzo zaangazowane w cos - corka uprawia balet i tance wspolczesne co wiaze sie z czestymi lekcjami tanca, gra na flecie a to wymaga osobnych sesji, poza tym bierze udzial w popisach, konkursach ktore czesto odbywaja sie w innych miastach co wiaze sie nieraz z noclegiem tam gdzie sie odbywaja. Jednak do dzis pamietamy popis baletowy Sarah jaki wykonala w czasie slubu corki - niezapomniana przyjemnosc.
Chlopak ma podobnie bedac czlonkiem szkolnej orkiestry grajac na jakims detym instrumencie (w dodatku dla rozrywki ma perkusje w ktora bebni dla swej wlasnej "przyjemnosci" ) - czyli synowa ktora przeciez pracuje, musi sie czesto rozdwajac albo korzystac z pomocy ojca-emeryta. Czesto, gdy dzieci cwicza na swych instrumentach, jedno na gorze drugie na dole domu, pies zaczyna wyc a mlodzi, by ani pies ani oni sami nie zwariowali, biora go na spacer na czas tych sesji. Bylam i slyszalam - po jednym razie gotowa wracac do domu :)
Syn pomaga gdy moze ale ma przeciez swoja prace, zabiegi u chiropraktora i swoich synow. Sa wiec bardzo zajeci, wciaz ukladajacy plan tygodni i dni tak by temu podolac. Nawet nie kazdy weekend maja swobodny gdyz wciaz albo wypadna urodziny przyjaciol dzieci albo goszcza u siebie w imie zorganizowania dzieciom swobodnej rozrywki.
Ilez czasu zjada samo dowozenie-przywozenie! Przemeczeni, niedospani, majacy dosc chaosu i zycia z zegarkiem w rece, postanowili rzucic wszystko i pojsc w swiat! bodaj na pare dni.
Synowa, wielka zwolenniczka yoga, medytacji, ziolek i herbatek, patrzenia na motylki, sluchania kojacej muzyki typu odglosy oceanu, wybrala osrodek ktory nie jest zbyt odlegly od Bostonu ale znajduje sie w miejscu dosc odizolowanym od cywilizacji. To miejsce ma wlasnie haslo : cialo i duch, oferujac wszystko to co synowa sobie zyczyla. Syn nie jest calkowicie zadowolony bo jemu wystarczyloby samo odizolowane od cywilizacji miejsce z wynajeta kabina.
Jego koncept relaksu i rozrywki jest inny - wedkowanie ze synami, rejs po oceanie, wspolne pojscie na mecz, wszystko okraszone stekiem albo pizza albo hamburgerem - jednym slowem nie lubi zorganizowanych, wieloosobowych spedow z ulozonym programem zajec.
Oczywiscie on nie musi korzystac z medytacji czy yoga, moze robic co chce gdy synowa bedzie w tym uczestniczyc - ale co? Okazalo sie ze beda na tym turnusie prawie same kobiety (tak, tak, one sa zwolenniczkami tego typu terapi), poza tym nie wolno miec i korzystac ani z telefonu ani komputera i oczywiscie miejsce nie ma telewizji. Ten zakaz ma pomoc w oczyszczeniu "glowy" ze wspolczesnych gadzetow i stylu zycia. Oczywiscie nie mozna bylo ludzi pozbawic kontaktu ze swiatem-rodzina wiec istnieje wspolny telefon z ktorego mozna skorzystac w razie absolutnej potrzeby i na jego numer moze dzwonic rodzina - zawsze te telefony musza byc uzasadnione.
Wiec syn niezbyt chetnie ale pojechal - wyjechali w czwartek - przygotowany ze sie tam bardzo wynudzi. Nawet menu zywienia nie spodobalo mu sie bo jest typu bardzo zdrowego i naturalnego - czyli trawki i korzonki i owoce, zupelnie jakby byl zajacem. Niemniej z okazji wypoczynku jest zadowolony i obiecuje ze przetrwa o ile przezyje ta diete.
Przy okazji rozmowy na ten temat wyszlo ze jak wiekszosc nas maja dosc cywilizacji, obecnego swiata, pogoni nie wiadomo za czym, ciaglej jazdy samochodami, braku czasu na wypoczynek i przyjemnosci. Dawniej takie miejsca byly bardziej dla wypieszczenia ciala, obecnie staly sie koniecznoscia dla odnowy ducha.
Przysiegli ze kiedys, gdy wszystkie dzieci beda odchowane i samodzielne a oni przejda na emeryture to zamieszkaja wlasnie w podobnym miejscu - z dala od wielkiego miasta, tlumow, korkow, dlugich tras - w naturze, ciszy i z dobrowolnoscia wyboru rozrywek.
Oczywiscie skoro nie maja przy sobie telefonow i komputerow nic od nich nie slyszymy - jak bylo i na ile ich "odnowilo" dowiemy sie po powrocie. I moze po tygodniu przebywania z dziecmi, wozenia ich, dziadki beda musieli skorzystac z tego miejsca?
Sama podziwiam dziś wiele osób za niesamowitą codzienna aktywność, ale młodość to młodość.
OdpowiedzUsuńPlany na emeryturę warto mieć, ale co z tego wyjdzie, to czas i zdrowie pokazują.
Cywilizacja wielu z na męczy, a miejsc spokojnych coraz mniej!
Napisz później, jak udał się wyjazd.
Mlode, rozwijajace sie rodziny maja bardzo ciezko jesli chodzi o te poza szkolne zajecia a one nie polegaja jedynie na uprawianiu hobby - kazde liczy sie i wchodzi w CV mlodej osoby gdy pozniej chce byc przyjeta przez dobra uczelnie. Rodzice musza wiec isc z pradem.......a w miedzyczasie odnawiac sie krotkimi ucieczkami w plener i tylko we dwojke.
UsuńWyglada ze sa w dobrej sytuacji ze maja komu dzieci i psa podrzucic. No i masz racje ze dziadkom potem bedzie bedzie potrzebny dobry odpoczynek.
OdpowiedzUsuńZebys wiedziala Tereso.
UsuńSynowa, gdy szukala domu do kupna to trzymala sie jedynie dzielnic bliskich rodzicom wiedzac ze ich pomoc bedzie nieodzowna. Przy tym obecni tesciowie sa Polakami wiec czesto goszcza u nich na smacznych polskich obiadach i jeszcze przywioza duzo wiktualow do domu na pozniej.
No niestety - w moim odczuciu to ten nawał zajęć dla dzieci to jednak przesada. Tu też chwilami brakuje "rąk i nóg" bo chłopcy w różnym wieku, chodzą do różnych szkół. Tu jest przepis, wg którego do ukończenia 10 roku życia dzieci nie mogą się same przemieszczać po mieście i dlatego wylądowaliśmy z A. w Berlinie. Młodszego prowadzał ojciec lub matka do szkoły, my woziliśmy starszego w obie strony, + jeżdżenie na basen bo pływał. Teraz obaj do szkół to jeżdżą sami, ale na basen trzeba ich jednak zawieźć i z niego odebrać Starszy to jeszcze sam jeździ na zajęcia matematyczne na Uniwersytecie, młodszy sam gania na lekcje gry na gitarze, Starszy na lekcje fortepianu. Na szczęście przestał śpiewać w Chórze, o jedną "wycieczkę" mniej. Serdeczności posyłam- anabell
OdpowiedzUsuńGdy moje wnuki byli mlodsi tez nabrali sobie duzo roznych aktywnosci. Dawali sobie z nimi rade ale oboje rodzice byli zatopieni w wozeniu i przywozeniu. Teraz jest lzej gdyz na stale zostali tylko z pilka nozna czyli jednym zamiast poprzednich czterech kazdy.
UsuńAnabell - to nie tylko hobby : u nas jest tak ze udzial, zwlaszcza poparty medalami czy innego rodzaju wyroznieniami , wchodzi na CV ucznia a to jest pozniej bardzo pomocne przy wyborze i dostaniu sie na dobra uczelnie jako ze te aktywnosci swiadcza jakim jestes uniwersalnym i uzdolnionym osobnikiem, poza tym potrafisz dzialac w grupie. Oczywiscie te zajecia, sportowe czy artystyczne, maja zawsze dobra strone, mlody nie moze zyc sama nauka i komputerem.
Moj starszy, obecnie 17 i pol roczny, opracowal z kolegami gre elektroniczna jako projekt kola mlodych informatykow do ktorego nalezy. Ona nigdy nie wejdzie w powszechny uzytek ale wejdzie na jego CV gdy przyjdzie czas na szukanie pracy - niejako dowod ze taki pierwszy krok ma za soba.
Nie da sie ukryc ze nasza mlodosc i edukacja byla o wiele prostsza ........
Wyznam, że trochę się zgubiłem.... czy to znaczy, że Ty z mężem jedziecie do Bostonu i będziecie tam prowadzić gospodarstwo na 6 osób?
OdpowiedzUsuńDo tego tam przecież zima w pełni.
Jeśli tak to podziwiam.
A mnie akurat Floryda w głowie.
Ostatnio rozpruł się u mnie worek z 40-tymi rocznicami, na Florydzie byliśmy trochę ponad 40 lat temu - wspomnienie tutaj ==> https://poledownunder.blogspot.com/2022/06/usa-1982-florida.html
Pozdrawiam.
Bardzo sie zagubiles Lechu.
OdpowiedzUsuńMy nie jestesmy dziadkami tych dzieci - one maja w Bostonie prawdziwych i mieszkajacych w poblizu i to oni pomagaja gdy jest potrzeba.
Z Floryda mam troche podobnie - pierwszy raz pojechalam na nia gdy bylismy w USA ze trzy lata czyli moze 36 lat temu - i wtedy zadne z nas nie przypuszczalo ze kiedys corka bedzie jej mieszkanka a my czestymi goscmi.
Nasz świat jest tak przebodźcowany, że dla zdrowia psychicznego czasem potrzebujemy takiej ucieczki.
OdpowiedzUsuńMoi mlodzi gdy tylko moga wyrywaja sie w plener - we dwojke - bo wycieczki z dziecmi nie daja pelnego relaksu.
OdpowiedzUsuńDziękuje za ciekawy wpis zza Oceanu, serdecznie pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuń