- do tego wpisu swa notka o pobycie w Zawoi.
Zawoja Widly to miejsce gleboko tkwiace w mym sercu i pamieci ze wzgledu na kolonijny pobyt w niej. Mial miejce 70 lat temu a jednak gdy zamkne oczy, pomysle to widze caly teren kolonijny, miasteczko no i oczywiscie przepiekne gorzyste otoczenie. Z koloniami mialam do czynienia cztery razy i kazda wspominam dobrze choc dwie z nich ze szczegolnie milymi uczuciami.
Ale po kolei :
pierwsza moja kolonia, w pierwsze szkolne wakacje byla kolonia w Lanckoronie, w poblizu Czestochowy, druga to wlasnie Zawoja Widly, trzecia na wyspie Wolin, ostatnia gdzies pod Rzeszowem a ta byla bardzo nijaka, w nieciekawym miejscu i stad pewnie nie pamietam nazwy miejscowosci.
Na ta pierwsza kolonie w Lanckoronie pojechala ze mna moja babcia angazujac sie za kucharke - czesciowo bo chciala zwiedzic czestochowska katedre, czesciowo by trzymac oko na mnie, pierwszy raz bedaca bez opieki rodzicow. Osrodek kolonijny lezal za miastem, w otoczeniu lasow i wzgorz a na jednym z nich byly ruiny starego sredniowiecznego zamku. To byl bardzo przyzwoity osrodek, wczesniej bedacy osrodkiem wczasowym wiec obszerny, wygodny, z duza iloscia lazienek, swietlicami, mial basen (nieczynny wtedy), korty tenisowe, ale dla nas , dzieci nic nie bylo lepsza rozrywka jak bieganie po okolicy, po lesie, wzgorzach, ruinach, zbieranie jagod. Wiekszosc z nas wolala swobodny czas biegania po lesie niz grupowy, organizowany przez opiekunki, takze cisza poobiednia wydawala sie nam marnowaniem czasu ktory wolelibysmy spedzac na zewnatrz. Z babcia -kucharka mialam dobrze bo choc nie mieszala sie w grupowe zajecia to ukradkiem podkarmiala mnie dodatkowymi owocami, budyniami (och, waniliowy z malinowym sokiem, nawet dzisiaj lubie i czasem robie sobie) czy drozdzowka, a gdy z innymi paniami pojechala zwiedzac katedre czestochowska wziela mnie ze soba. Bardzo dobrze czulam sie na tej kolonii, i choc bylam dzieckiem potrafilam docenic przyzwoite warunki i piekna okolice a to wszystko zachecilo mnie do korzystania z nastepnych kolonii.
![]() |
Beskidy |
Nasza opiekunka gdy przebywala w swym pokoju trzymala drzwi otwarte by slyszec co sie dzieje na dole a gdy pragnela prywatnosci przymykala - nie mialy zamka na klucz. Te szczegoly - przynoszenie podwieczorka i lokacja pokoju opiekunki sa wazne bo wziely udzial w dwoch smiesznych wydarzeniach z ktorych drugiego wogole nie rozumialam majac wowczas moze 8 lat.
Pierwsze to deszczowy dzien w ktorym musialam pojsc do budynku kuchennego po paczki i jablka na podwieczorek. Wracalam po tej stromej a sliskiej sciezce i oczywiscie poslizgnelam sie spadajac na plecy ale w obu rekach trzymajac pudlo z podwieczorkiem dzieki czemu do blota wpadlo mi tylko kilka jablek i paczkow. Bylam w rozpaczy nie tylko dlatego ze moje ubranie sie oblocilo ale dlatego ze jablka i paczki tez sie oblocily. Nie majac pojecia jak z tego wybrnac a krepujac sie wracac do kuchni i tlumaczyc z wypadku, moze bojac sie ze odebrano by mi ta wazna pozycje grupowej jablka jak moglam powycieralam koncem bluzki a z paczkami zrobilam to samo tyle ze z nimi bylo o wiele ciezej. Nie dalo sie ich obetrzec tak by oczyscic absolutnie dokladnie z blota i na dodatek wycieranie scieralo cukier puder. Kolezankom tez nie przyznalam sie do wypadku a gdy uslyszalam od jednej - dzisiaj ten cukier jakis inny - to nawet mnie troszke rozsmieszylo. Tak czy siak wszystko zostalo zjedzone i nie odchorowane.
Nastepnie z tym podwieczorkiem wybralam sie na poddasze by doreczyc wychowawczyni. Jak prawie nigdy, zwlaszcza w dzien, miala drzwi zamkniete wiec zapukalam i otworzylam bez czekania na zaproszenie. Wchodze, patrze a ona jest w lozku i to nie sama tylko z tym kierowca. Kompletnie nie rozumialam tej sytuacji i przez to za bardzo ani mnie dziwila ani gorszyla - skad bedac w tym wieku mialam wiedziec co to znaczy? Polozylam podwieczorek na stoliku i wyszlam a na szczescie jakims cudownym natchnieniem nigdy nikomu nie powiedzialam co widzialam. Ale opiekunka chyba byla w strachu bo od tego dnia jeszcze bardziej mi sie podlizywala, chwalila, wyrozniala.
Pare dni po tym wydarzeniu bylismy w lesie na grzybach i jagodach. Laze wiec, szukam nawet odchylajac galezie krzakow az pod jednym co widze - tego samego kierowce Marka z INNA opiekunka w bardzo dziwnej pozycji i robiacych cos niezrozumialego dla mnie. Dopiero pozniej, po latach, gdy nabylam wiedzy o seksie dotarlo do mnie co widzialam. A takze pomyslalo mi sie jaka ten pan Marek mial fajna wakacyjna prace - co turnus, co dwa tygodnie, mial swieze ciala.
Kolonia na wyspie Wolin byla ok choc nie taka komfortowa jak wczesniejsze bo miala jedynie budynek administracyjno/kuchenny/swietlicowy/lazienkowy a my, kolonisci spalismy w namiotach. To byly ogromne namioty mieszczce pewnie po 20 albo 25 lozek, jednak niezbyt wygodne czy ladne . Nie udala sie nam pogoda bo byla czesto deszczowa wiec duzo czasu musielismy spedzac na terenie kolonijnym a gdy lalo przez pare godzin to drewniane podlogi, prowizorki, podmakaly a w nocy deszcz robil straszny huk walac w namiot. Nieraz gdy sie komus w nocy chcialo sikac nie bylo wygodnie ani blisko pojsc do toalety wiec sikalo sie obok namiotu liczac ze deszcz spluknie. Bylismy mlodzi wiec wcale nam te drobne niewygody nie przeszkadzaly.
Z tej kolonii pamietam ze zaledwie kilka razy moglismy sie moczyc w morzu no bo pogoda byla pod psem, drugie co dobrze do dzis pamietam to ze jednego razu na drugie danie mielismy rybne sznycle co slyszac wykrzywilo mnie a okazaly sie przepysznymi, moze smaczniejszymi niz miesne.
Poza tym na tej kolonii spotkala MNIE seksowa przygoda co spowodowalo ze ja dobrze pamietam. Byl na niej chlopak o imieniu Staszek a pochodzil z Warszawy i jakos upatrzyl mnie sobie wciaz lazac za mna jak piesek, przychlebiajac sie, wpatrujac.... Mielismy wtedy moze po 9-10 lat i nadal, przynajmniej ja, zadnej wiedzy o seksie. Jednego dnia a koniec kolonii juz sie zblizal wiec wciaz od niego slyszalam ze bedzie o mnie myslal i tesknil (ja nie mialam wobec niego takich uczuc), co zrobil to niespodziewanie pocalowal mnie. To byl bardzo niewinny pocalunek, wlasciwie dotyk ust, moglby pochodzic od brata czy kuzyna ale skoro pochodzil od chlopaka to myslam ze umre z wrazenia i przerazenia bo bylam pewna ze bede .... w ciazy. Przeciez mama zawsze mi wbijala w glowe zeby nie dac sie dotykac, obmacywac czy cos a tu stalo sie jeszcze gorzej bo chlopak mnie pocalowal dajac mi jakis zarodek i co teraz? I wiecie co? Tak go za ta moja krzywde znienawidzilam ze do konca kolonii unikalam go, slowa nie zamienilam i nie dalam adresu co wczesniej obiecalam.
A dzis - wakacje sie koncza, nie bylam na zadnej kolonii, nad oceanem ostatnio bylam ze 3 miesiace temu, nie chodze po lasach wiec nikogo nie przylapuje na seksie, nikt mnie niespodziewanie nie caluje oprocz Belli czyli moje wakacje mijaja nudnie 😂
O, jak miło, że przywołałam tak ciekawe wspomnienia, a Zawoja naprawdę warta jest grzechu!
OdpowiedzUsuńJa byłam na koloniach tylko raz, w Babilonie koło Chojnic, same kolonie dość dobrze wspominam, a najbardziej lasy. Warunki kiedyś na koloniach bywały takie, że pewnie dziś nikt nie wyraziłby na nie zgody, z Sanepidem na czele:-)
jotka
Przypomnialy mi sie moje wszystkie kolonie i obozy, sportowe i harcerskie, na ktorych bylam, nie zlicze ich wszystkich. W kazde wakacje byly dwa-trzy wyjazdy, od morza po gory, zwiedzilam tym sposobem wiele interesujacych miejsc w Polsce. Kazde kolonie wspominam z sentymentem, kazde konczyly sie placzami, ze trzeba sie rozstawac. Cudowne dawne czasy beztroskiego dziecinstwa i mlodosci.
OdpowiedzUsuńNa koloniach byłam dwa razy w życiu- raz po pierwszej klasie , blisko Warszawy w okolicy Błonia. Były koszmarne, 28 dni przepłakałam, raz sobie koszmarnie rozbiłam kolano. Drugi raz to byłam gdy miałam lat 14 i też były kiepskie - w Skawie, niedaleko Rabki. Panie wychowawczynie ganiały nas co drugi dzień per pedes do Rabki, szosą, w kurzu i upale. I nigdy więcej na żadne kolonie nie pojechałam. Potem jeździłam w każde wakacje na jeden miesiąc do Gdyni a na drugi do Jastarni, ale to były prywatne wyjazdy z moimi braćmi ciotecznymi- jeden był 6 lat młodszy ode mnie, drugi 7,5. A gdy miałam 16 wiosen to byłam z nimi sama całe wakacje w Jastarni.
OdpowiedzUsuńNa kolonii byłam raz w życiu, ale jako wychowawczyni. Jako studentka filologii rosyjskiej i przyszła nauczycielka musiałam odrobić praktykę pedagogiczną. Nie wspominam tego wyjazdu źle, ale zdecydowanie wolałam jeździć do babci na wieś i pracować w polu.
OdpowiedzUsuń