A byla bardzo spokojna, rutynowa i przyjemna. Z rana, zgodnie z moim zwyczajem, solidnie wyszorowalam lazienke majac dom wysprzatany dzien wczesniej. Nastepnie nastawilam pranie a wtedy okazalo sie ze Bella ofiaruje pomoc i tak zrobila - najpierw dogladajac suszenie :
a pozniej skladanie recznikow :
Dzieki tej pomocy wyrobilam sie zajeciami w poludnie kiedy to corka i ziec mieli przyjechac by zabrac mnie na wspolny lunch na miescie (wczoraj chcialo mi sie zeberek).
Wczesniej , wiedzac jak nasze soboty wygladaja mialam zamiar jechac do ich domu ale podejrzewam ze ten zamiar zabrania mnie to byl dobrze obmyslany podstep - bo zawsze po sobotnich i niedzielnych lunchach gramy w karty co dlugo trwa a teraz, jako ze jesien, dnie krotkie, bardzo czesto oglaszam ze koncze choc gra nieskonczona, ze jade do domu zanim zrobi sie ciemno a skoro bylam "zabrana" to znaczy ze ktores z nich musi mnie odwiezc czyli nie gra roli czy po zmroku - i tym sposobem przymusic mnie do uczestniczenia w grze do konca. Z zemsty wzielam i ogralam ich 😂
Jako ze obecnie pogoda lagodniejsza moglismy grac na patio, w przyjemnym, nie wilgotnym 28 st C i by nie slepic tylko w karty spozieralismy na widok jaki maja ze swego patio :
Podano ze na Thanksgiving bedzie 80 milionow podrozujacych - samolotami i samochodami. To jest wazne dla Amerykanow swieto i bardzo emocjonalne. Najczesciej podrozuja by je spedzic z rodzina ale nie wszyscy jako ze czesc spoleczenstwa korzysta z ferii w szkolach i urzadza sobie rodzinny tydzien urlopowy gdzies na wyjezdzie.
Dzisiaj karty nas omina bo na ich miejsce planujemy pojsc do kina by zobaczyc "Nuremberg" - czyli moja/nasza niedziela tez powinna byc bardzo przyjemna. I tak sobie leca tygodnie, miesiace......




Brak komentarzy:
Prześlij komentarz