5 listopada 2019

VERTIGO

     Juz pare lat temu sie zaczelo i jakby sie pogarszalo - vertigo czy jakis jego krewniak. 
O tyle dziwne ze bedac mloda nie odczuwalam choc nie bylo we mnie pragnienia karkolomnych wspinaczek lub bojazni gdy juz sie znalazlam na jakichs szczytach.
 Jeszcze mieszkajac w Polsce pracowalam w ogromnym kompleksie chemicznym jako laborant i po probki materialow do analiz trzeba bylo lazic po wysokosciach i kratownicach, nieraz trzesacych sie, a glownie pozwalajacych widziec co pod nogami a to byly czeluscie i przestrzen - i znosilam to bez problemow.
     Dopiero w bardzo dojrzalym wieku zauwazylam zmiany w tym temacie a z czego wynikly, co je spowodowalo to jest zagadka i nawet nie probuje rozwiklac.
Wiem ze tak teraz mam i ze zdarzaja sie sytuacje komplikujace me poczynania a smieszne dla ludzi. 
Mowie nie tylko o zawrotach glowy ale o jakims leku powstajacym gdy jestem na wysokosciach, w dodatku patrzac z nich w przestrzen, w czelusc.....
 A z drugiej strony staje sie ona jakas przyciagajaca, jakby budzila uczucie ze lepiej sie rzucic w nia i skonczyc z tym wydarzeniem niz przechodzic co przechodze. I wiem ze nie jestem jedyna, ze istnieje wielu ludzi tak majacych.
     Nawet nie wspomne ze na wszelkie karuzele czy inne diabelskie kola ani nie patrze, ze gdy samochodem wjezdzam na odcinek autostrady typu "wiszacy" to zamykam oczy zamiast podziwiac widoki, a to gdy kierowca jest maz - bo jesli kierowca jestem ja to takimi trasami nie jezdze. 
Jednego razu jechalismy na Key West a do tego miejsca jedzie sie mostem, wielomilowym, tak ze po obu stronach tylko ocean, doslownie moznaby reke wyciagnac i dotknac (lekka przesada autorska ), i znow zamiast podziwiac zwlaszcza ze wiadomo bylo ze to pierwszy i raczej jedyny raz, to cala trase czytalam ksiazke albo mialam zamkniete oczy.
     Innym razem narobilam moim "wstydu" gdy w pewnym sklepie w Miami, wielopietrowym  czyli z ruchomymi schodami, zamiast wjechac w gore to w polowie drogi narobilam wrzasku i placzu, i rzucilo mna na posadzke -  wlasciwie to nie byly schody tylko tasma. Juz mnie chciano zabrac karetka do szpitala ( i moze ubrac w kaftan) ale sie jakos wybronilam mowiac ze bede ok jesli tylko sie znajde nogami na poczciwej, nieruchomej ziemi.      
     Jadac wyciagiem krzeselkowym na jakas gore, chcialam zeskoczyc bo lepsze mi sie zdawaly zlamane nogi niz jazda w przestrzeni i wszystko pode mna ruszajace sie, przesuwajace sie. I to jest najgorsze - bo powoduje u mnie nie tylko zawrot glowy ale ten dziwny, paniczny lek, nie do pokonania. Balam sie nawet oddychac jakby najdrobniejszy ruch z mej strony mogl spowodowac sama nie wiem co.  Na tym wyciagu to sie strasznie trzeslam, spocilam, dlonie tak zacisnelam z od paznokci mialam rane, znow siedzialam z zamknietymi oczami zamiast podziwiac cudne widoki a z gory zeszlismu dlugogodzinnym szlakiem zamiast zjechac wyciagiem w pare minut. 
Jedyne co przemoglam to nie posikalam a bardzo mi sie chcialo i bylo trudne do utrzymania.
     Innym razem wybralismy sie zwiedzac okret podwodny, zabytek z II Wojny. Nawet sie cieszylam ze zobacze - ale tak mi sie tylko zdawalo bo gdy przyszla moja klejka znalesc sie nad wlazem, gdy zobaczylam ten waski tunel wejsciowy i czarna czelusc to zaraz mi sie zaczelo cos dziac, juz wiedzialam ze nie dam rady - i wycofalam sie z kolejki i calego zwiedzania.  
Podobnie bylo w miejscu gdzie robia MRI - malo mnie nie zabilo i od tego czasu korzystam z otwartego bo u nas istnieja takie i ludzie maja wybor - i bardzo duzo woli te otwarte co mi znow poprawia samopoczucie ze nie ja jedna.......
     A moze najgorszym bylo gdy z poczatku problemu, jeszcze nie wiedzac ze taki powazny, gdy bylam w N. Yorku to zachcialo sie nam pojechac do obrotowej kawiarni umieszczonej na milionowym pietrze budynku i w dodatku wjezdzalo sie na nia ZEWNETRZNA I OSZKLONA winda, taka wjezdzajaca po scianie budynku. Wtedy naprawde o malo nie umarlam i pozniej w tej kawiarni nie tylko nie podeszlam do panoramicznych okien by podziwiac widoki ale nawet nie moglam jesc czy pic i tylko myslalam o tym jak zjade? Z zamknietymi oczami oczywiscie, inaczej sie nie dalo a w mym odczuciu trwalo wieki.
Nawet scen filmowych przedstawiajacych wysokosci nie moge ogladac. Znacie film "WIRE" ? O facecie spacerujacym pomiedzy juz niesistniejacymi budynkami-wiezami World Trade Center po linie? Osiem razy? Wykonujac na niej akrobacje? Dodam ze ten facet nadal zyje a wszystko co pokazano na filmie to dokladna prawda.   
      Jako ze to trwa od kilku lat to juz wiem, wiedza moi tez, gdzie moge a gdzie nie moge pojsc i z czego korzystac. 
      Wczoraj ponioslo mnie do sklepu z ruchomymi schodami. W sumie bez potrzeby ale czasem po prostu lubie pojsc i popatrzec co nowego a obecnie, gdy juz sie zaczal przedswiateczny szal, tyle po sklepach pieknych rzeczy!!!!!!! - takich co nie ma w innych porach roku. Co roku robie taki obchod choc bardzo malo lub wogole niczego nie kupuje bo albo mi nie potrzebne albo juz mam, albo moi maja........Sa tez nowe i inne ale jak mowie my juz ich nie potrzebujemy. 
Obeszlam parter i jaki diabel mnie skusil jechac na gore to nie wiem? Juz to bylo troche emocjonalne ale dalam rade. Obeszlam, poogladalam, na nic sie nie skusilam i podeszlam do schodow by zjechac w dol...... 

Dokladnie takie same schody jak te ktorymi nie moglam zjechac.

Patrze a to nie schody tylko jakis potwor wiodacy w czelusc albo do nikad, dookola przepasc, w glowie zaczelo mi sie krecic wiec nawet nie moglam dokladnie rozroznic gdzie rzeczywisty schodek a gdzie zludzenie, gdzie stapnac, wszytko zaczelo plywac i rozplywac sie. I ten wewnetrzny lek.......
Dla mnie te schody zaczely wygladac tak, a nawet gorzej bo trudno znalesc w sieci zdjecie ktore by to oddawalo :


 Na szczescie nie calkiem mna zawladnelo, pozwolilo mi sie wycofac i zrezygnowac. 
Przystanelam z daleka trzymajac sie za glowe i z wnioskiem ze musze poprosic obslugujacych by schody zatrzymali, ze to jedyne dla mnie wyjscie.
Na to podeszla do mnie kobieta ktora juz wczesniej widzialam pomiedzy stojakami i ciuchami - i nawet nie pytala CO bo bylo dla niej jasne, jedynie mowi ze mi, bidoczce, pomoze. Zapytala sprzedawczynie gdzie jest winda i razem ze mna do niej poszla, nawet zjechala ze mna w dol wiedzac ze winda tez moze byc problemem dla takich jak ja.
     Wiec ze sklepu nie tylko wyszlam z niczym ale narobilam kobiecie klopotu - nawet pytala czy dzwonic do rodziny  czy w jakis inny sposob pomoc, moze posiedziec ze mna na laweczce, dac mi czas na uspokojenie sie? 
To bylo pociagajace bo pogoda byla cudna - sloneczne 20 st C, u nas jeszcze duzo zieleni i kwiatow, chodzimy przez czesc dnia tylko w sweterkach, smialo mozna siedziec na laweczkach i duzo ludzi siedzi a uliczne kawiarenki pelne klientow.
 Wiec teraz juz wiem ze ten sklep to klopot - moze bede mogla jakos wjezdzac na gore ale zjezdac na pewno nie - czyli zostala mi tylko winda. 
Dopoki i ona mnie nie wystraszy. 
      
  
   

2 komentarze:

  1. Ja na szczęście jeszcze lęku wysokości nie mam, bo jakbym po górach chodziła?
    Natomiast nie znoszę zamkniętych małych przestrzeni. Chyba klaustrofobia.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wyglada ze ja mam oba - lek wysokosci i klaustrofobie tez, ze jedynie mode istniec w normalnych warunkach :)
    Czlowiek sie uczy zyc z niedogodnosciami i zakazami - cale zycie kochalam i jadlam orzechy az do czasu kiedy lekarz przekarmil mnie antybiotykami z siarczanami i spowodowal nietolerancje mego organizmu na pewne lekarstwa i produkty spozywcze, w tym glownie orzechy.
    Bylo mi strasznie przykro ze nie moge ich jesc ale przywyklam do sytuacji i ani o nich nie mysle i unikam juz bez bolu. Tak samo nauczylam sie unikac wysokosci choc czasem sie nie da.

    OdpowiedzUsuń