5 marca 2020

KING OF THE HIGH WIRE

     Czyli krol chodzenia po kablu.
Na ogol nie czytam tych roznorodnych ciekawostek o ludzkich madrzejszych czy mniej rozsadnych wyczynach ale ten mnie zainteresowal a nawet sklonil do przeczytania artykulu na temat osiagniec niejakiego Nik Wallenda.
 Do dzisiaj nie wiedzialam ze istnieje i pobija rekordy swymi niebezpiecznymi wedrowkami po linie. 
Mysle ze czesciowo przez to ze mam wielce mocny lek przestrzeni i wysokosci wiec wszelkie zwiazane z tym wydarzenia budza we mnie specjalny lek i podziw. 
Nad tym podziwem goruje jednak pytanie : po co?
 Wszystkie lacza sie z ogromnym zagrozeniem zdrowia i zycia wiec nie rozumiem pedu szukania sobie klopotu. 
Kilka lat temu ogladalam film oparty na zyciu i wyczynach francuskiego "liniowca", ktorego ukoronowaniem kariery byla wedrowka pomiedzy nieistniejacymi juz wiezami Nowego Yorku, w 1974 roku, gdy byly tyle co wybudowane a wedrowka musiala byc przeprowadzona sekretnie. Dosc powiedziec ze facet przewedrowal miedzy nimi 8 razy, po drodze wykonujac dodatkowe ewolucje. 
Ten film zrobil na mnie ogromne wrazenie ( nie wiem czy jeszcze zyje ale film byl nakrecony podczas jego zycia a bylo to ile? moze 5 lat temu).
 Jesli ktos chce ogladnac na Netflix czy Prime tytul brzmi "The Walk". 
Wracajac do Nik - zrobilo sie o nim bardzo glosno, na tyle ze nawet ja uslyszalam bo jego najtrudniejszy w karierze popis odbyl sie wczoraj i byl transmitowany przez ABC - a ja przegapilam i dowiedzialam sie dzisiaj. Ogladalam video ale to nie to samo bo juz wiedzialam ze zakonczyl sie sukcesem.
Owszem, godne podziwu ale jak zawsze w takich wypadkach nie moge zrozumiec motywow i zadzy.
      Nik jest posiadaczem wielu swiatowych rekordow wedrowek po linie ( powinno nazywac sie po kablu), a do ich osiagniecia wiadomo ze potrzeba super umiejetnosci, zimnej krwi, praktyki a kazdy rekord to wyzej, dluzej, nad przestrzeniami o przeroznych charakterystykach.
Posiada tych rekordow 11 a wczorajszy dodal nastepny, o najwiekszej trudnosci. 
      Przewedrowal nad czynnym wulkanem Masaya w Nicaragua. Ten wulkan to doslownie jezioro lawy, wydzielajace toksyczne gazy, te z kolei powoduja chmure utrudniajaca widocznosc, mocne wiatry a sklad wyziewow jest tak mocny i korodujacy (siarka m. in. )ze nie mozna bylo kabli przygotowac z wyprzedzeniem bo uleglyby korozji i musialy zostac rozciagniete niemal w ostatniej chwili. 
Plus bardzo wysoka temperatura - podano 2000 F ale na wysokosci po jakiej wedrowal nie mogla byc taka. Trwala 31 min co pewno odczuwal jak kilka dlugich godzin. Po wydarzeniu mowil ze mimo maski i okularow odczuwal gryzace powietrze, lzawienie oczu a takze zmieniajace sie podmuchy wiatrow.
Dodam ze byl ubezpieczony lina.  
     Wyczytalam ze Nik pochodzi z takiej "wedrujacej" rodziny ktora ta rozrywke uprawia od siedmiu pokolen. Jego matka wedrowala bedac w szostym miesiacu ciazy co mi mowi ze rodzina byla naprawde mocno zarazona wirusem takich popisow. 
Wiec odbylo sie wczoraj, z duza iloscia widzow, mediow i zdobyciem nowego rekordu . 
     Coz moge dodac: ze wole chodzic po ziemi? Albo ze w niektore dni moje leki nie pozwalaja mi zjechac ruchomymi schodami? Albo ze jednego razu wjezdzajac kolejka krzeselkowa na pewna gore szykowalam sie zeskoczyc i polamac nogi co wydawalo mi sie i tak czyms lepszym niz bycie zawieszona w przestrzeni ? I od tego czasu ich nie uzywam bo mam nauczke? Ze nie jezdze samochodem trasa ktora wiedzie przez wiaduktowa autostrade, taka co sie jedzie w powietrzu a gdy tamtedy wiezie mnie maz to zamykam oczy? Albo ze gdy jechalismy samochodem na Key West a autostrada jest dwuliniowa i nad oceanem, po obu stronach woda - to tez mialam oczy zamkniete i guzik z pieknych widokow widzialam?
Jesli ktos chce poczytac o Nik i jego wyczynach (w jezyku angielskim), podaje link do jego strony internetowej :
NIK WALLENDA    

8 komentarzy:

  1. "Wallenda"... Brzmi to jakby po polsku. Jeśli rzeczywiście ma jeszcze polskie geny [w Polsce mieszka obecnie 455 Walendów/Wallendów] - genetyczny wariat z pokolenia wariatów [to przez ten "szósty miesiąc ciąży na linie" mamuśki]... Następnym wyczynem winno być przejście w poprzek najruchliwszej ulicy w Nowym Jorku w godzinach szczytu i z zamkniętymi oczami...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przodkowie tego Wallendy przybyli do USA z Austro-Wegier.
      Wyobraz sobie ze Nik dokonal i tego tez - wedrowania po linii z "zakneblowanymi" oczami. Na jego stronie internetowej sa opisane wszystkie wyczyny, ten tez.
      Dla nas ta pogon za niebezpieczenstwem jest niezrozumiala ale tylu ludzi to robi ze cos musi w tym byc.
      Sam popatrz ilu ludzi zalapalo sie na skoki spadochronowe, bungee itp.
      Pewnie dla nich jest niepojety nasz spokojny i bezprzygodowy tryb zycia.

      Usuń
  2. Ludzie robią różne dziwne rzeczy. Zwykle mówią, że "pokonują siebie". Ewentualnie na pytanie "dlaczego?" mówią "Bo nikt jeszcze tego nie robił".

    OdpowiedzUsuń
  3. O tak, ludzie w przerozny sposob dodaja swemu zyciu cos nowego, niecodziennego i z dreszczykiem.
    Coz - wole moje zycie z nogami na ziemi, ono i tak jest pelne swoich pulapek i niebezpieczenstw.

    OdpowiedzUsuń
  4. Też jestem dość przyziemny całe życie. Nie dla mnie wybryki. Raz tylko zaszalałem i 8 lat temu skoczyłem na bungee. Nigdy więcej nie powtórzę.
    Jarek

    OdpowiedzUsuń
  5. Jareczku kochany - tyle co wczoraj o Tobie myslalam i popatrz, jestes, jakby nas laczylo jakies myslowe bungee.
    Czyli musze o Tobie myslec codziennie :)
    W zyciu bym nie skoczyla bungee chyba ze od tego by zalezalo dobro mych dzieci.
    Nie tylko iz panicznie boje sie wysokosci i przestrzeni ale widzac tych skaczacych doslownie slysze jak pod ciezarem ciala i gwaltownego szarpniecia zrywaja sie im miesnie, sciegna , czasem kregi.
    Natomiast samolotami latam bez stresow i paniki i nawet wygladam przez ich okna. Czy nie dziwne?
    Mocno Cie pozdrawiam i nadal namawiam na powrot do blogowania.

    OdpowiedzUsuń
  6. Również jestem bardzo przyziemną istotą, ale jakoś podświadomie akceptuję osoby, które podejmują się bardzo ryzykownych sztuczek. Wydaje mi się, że dla osoby dobrze przygotowanej chodzenie po linie nie jest zbytnio niebezpieczne. Dużo bardziej ryzykowne wydają mi się wyczyny, w których bierze udział druga osoba (np rzucanie nożem) lub zwierzę (rodeo, corrida).
    Osobiście nie oglądam takich wyczynów, ani tych solowych ani z udziałem innych.

    OdpowiedzUsuń
  7. Podobnie jak Ty nie lubie ogladac widowisk z udzialem zwierzat. Na przyklad nie uznaje cyrku - nie tylko wspolczujac zwierzetom przymusu popisow ale rowniez zwiazanego z tym zycia w uwiezi, klatkach, podrozy. Nawet ogrody zoologiczne nie dla mnie bo nawet one to skazanie zwierzat na ograniczenie wolnosci i czesto w nienaturalnych warunkach klimatycznych.
    Ja tez nie ogladam zadnych ludzkich popisow - ten opisany wpadl mi w oko pewnie ze wzgledu na moj wielki lek wysokosci a takze iz do dzis jestem pod wrazeniem wspomnianego filmu opartego na prawdziwym wydarzeniu.
    W tym chodzeniu po linie moze wieksza trudnoscia jest nie samo chodzenie tylko nad czym chodza - czyli z jak wysoka moga spasc, wiatry tych wysokosci, dlugosc spaceru - to wszystko decyduje o nowym rekordzie.
    Jakby mi nie tlumaczyl to nigdy nie zrozumiem tego pedu i szukaniu sobie guza.

    OdpowiedzUsuń