Najsmieszniejsze ze czekalam na nia 36 lat a gdy wreszcie nadeszla niemal przegapilam, czemu winien oczywiscie wirus i zamieszanie jakie narobil.
Chodzi o rocznice wyemigrowania z Polski, w roku 1984 tym.
Samo przybycie do USA nastapilo 11 kwietnia ale zanim dotarlismy do Ameryki spedzilismy dwa tygodnie we Frankfurcie w osrodku szkoleniowo-przygotowawczym do tej Wielkiej Przygody. Za soba mielismy likwidacje wczesniejszego zycia i dorobku i otrzymalismy bilet w jedna strone - bo wtedy sytuacja polityczna byla w Polsce taka iz nie dawala nawet szansy na odwiedzanie rodziny.
Niemniej to nas nie odtraszylo a czas podjecia decyzji trwal moze 10 min.
Gdy opuszczalismy Polske nasze bliznieta mialy 12 lat a my, rodzice, po 36.
Przypadek zarzadzil iz gdy obudzilismy sie po pierwszej nocy przespanej w USA, byl 12 kwiecien, urodziny dzieci - a my oczywiscie nie mielismy zadnych prezentow dla nich, nie znalismy jezyka i nie mieli pojecia gdzie by prezent kupic i jakby sie dogadac.
Zlozylismy im zyczenia a na pytanie : co dostaniemy w prezencie? przebiegla Serpentyna odparla - w prezencie dostajecie cale USA i zyczenia byscie z tego podarunku zrobili jak najlepszy uzytek.
Na szczescie nie protestowali i na dodatek zastosowali sie do zyczenia - oboje sa dobrymi, prawymi ludzmi, z dobrym wyksztalceniem, bardzo dobrymi dziecmi. Wczesne wyjscie z rodzinnego domu nie zaszkodzilo bliskim kontaktom, chetnym odwiedzinom, codziennemu telefonowaniu nie tylko by sprawdzic czy zyjemy ale z zapytaniami o kazdy szczegol i drobnostke co swiadczy ze mimo iz maja swe rodziny i domy, my, nasz dom, nadal jest czescia ich i rodziny.
Ja, chociaz nigdy glosno tego nie mowilam, umyslilam sobie ze milo byloby dozyc 72 lat co oznaczaloby jakis polmetek dla mnie - pol zycia w Polsce, pol tutaj. W dodatku te polowki wcale nie sa krotkie, nie mowimy o 5 czy 10 latach przeciez.
Czekalam, widzialam ze ta rocznica nadchodzi a gdy nadeszla stalo sie to co juz napisalam - prawie nie pamietalam. Przypomnialo mi sie wczoraj i choc sam dzien przybycia jeszcze nie nadszedl, ten opuszczenia Polski przegapilam.
Rano wyslalam dzieciom wiadomosc z gratulacjami, dodajac wazny fakt mego 36/36 - bo oni swoje 12/12 dawno temu przeszli i teraz obchodza ich wielokrotnosci, w tym roku 12/36. Widzicie jak sie zgralo?
W tym wszystkim smiesznym bylo, choc w pierwszym momencie zaskakujacym, ze syn mi powiedzial tak: o, ja juz ledwie celebruje te rocznice wiedzac ze tych 12tek jeszcze ze dwie bede mial ale rozumiem ze dla Ciebie wazne bo swe 36 mozesz miec tylko raz, juz wiecej Ci sie nie zdarzy :((((((
Dodam ze dycyzje o wyjezdzie uwazam za jedna z najlepszych w mym zyciu - USA pozwolilo mi zyc dostatnio i wygodnie, dalo mym dzieciom dobre wyksztalcenie i zycie, nauczylo i zapoznalo z faktami i miejscami ktorych szansy poznania nie mialabym - mam byc za co wdzieczna i jestem.
Piękny wpis. Bardzo uczuciowy.
OdpowiedzUsuńTo bylo wydarzenie kompletnie zmieniajace nasze zycie i przyszlosc wiec nic dziwnego ze sie wrylo w pamiec.
OdpowiedzUsuńCiezko bylo sie rozstac z rodzicami i bratem zwlaszcza ze nie bylo pewnym czy sie kiedykolwiek zobaczymy, ale rownoczesnie bylismy niezmiernie podekscytowani i ufni przyszlosci.
Dziekuje.
Mam nadzieje ze jestes zdrowa i pelna pogody ducha.
Gratuluję rocznicy o specjalnym znaczeniu oraz bardzo udanych lat w USA.
OdpowiedzUsuńŻyczę wielu kolejnych rocznic, kto wie, może i potrójnej 36-tki.
My przybyliśmy do Australii rok wcześniej, ale jeszcze musimy trochę poczekać zanim spędzimy tu połowę życia.
Dziekuje Lechu - i obyscie szczesliwie i zdrowo doczekali sie swej polowkowej rocznicy.
OdpowiedzUsuńZ poczatku wydawalo mi sie ze hoho, kiedy to bedzie a tymczasem nadeszlo i nawet zlecialo.
Eeeech, z tym czasem.......