3 sierpnia 2020

ROZKLEILO MNIE . . . . .

     Wydawalo mi sie ze na starosc zrobilam sie odporna na wszelkie przeciwnosci zycia, a tymczasem napotykam sytuacje ktore mnie rozklejaja, wyciskaja lzy z oczu i ogolnie doluja.
 Nie wiem wiec jak to z ta moja odpornoscia psychiczna jest. 
Przedwczoraj w sklepie rozmazalam sie widzac zupelnie mlode dzieci, takie 2-3 letnie, w maseczkach i tak mnie dotknelo ze lzy mi z oczu polecialy. Niezrozumiale tym bardziej ze przeciez widuje od miesiecy, powinnam byc uodporniona na ten widok ale wyglada ze nie jestem.
 Po prostu boli mnie on, uwazam za bardzo nie fair by dzieci swe najlepsze lata czy miesiace zycia musialy spedzac w maseczkach, bez kontaktu z innymi, bez mozliwosci uczeszczania do przedszkoli, beztroskich zabaw i uciech. 
A fakt ze przezyja i zapomna wcale mnie nie pociesza. 
Jako ze to byl popularny sklep bylo w nim sporo tak udekorowanych dzieci i ten widok bardzo, bardzo mnie przygnebil.
     Jakby mi bylo malo to moje wlasne, 48 letnie dzieci/blizniaki, te ktore mnie za pare dni przyjada odwiedzic, pochwalily sie jak sie "uzbroily" na czas przelotu, bo wiadomo ze obecnie samolot jest jednym z mniej bezpiecznych miejsc.
      Uznali ze te codzienne maseczki to za malo na ta okazje wiec kupili sobie 5 warstwowe, bardziej nieprzepuszczalne, poza tym oslone twarzy, tzw przylbice, tez.
A wiadomosc od nich przyszla tyle co po powrocie ze sklepu gdy to jeszcze nie calkiem otrzasnelam sie z tego co wczesniej opisalam, z tego rozklejenia sie.
Co bylo robic wiec? Od nowa sie rozkleic, ot co!
Bylo mi bardzo przykro ze chcac odwiedzic matke musza przejsc przez takie zabezpieczenia, niewygody (wieksza czesc dnia spedzic w masce, przylbicy, rekawiczkach, trzymaniu sikania jako ze sie zarzekli nie korzystac z publicznych toalet) - a i tak nie majac gwarancji ze po drodze niczego nie zlapia. 
     Straszne to wszystko, bardzo mnie dobilo. 
Nawet wiadomosci ze prace nad szczepionka ida dobrze, ze jest duza szansa iz moze bedzie dostepna jeszcze w tym roku, nie podniosla mojego ducha. 




     Dalsza czesc niedzieli byla troszke pogodniejsza bo okazalo sie ze jakbym pomalpowala odwiedzajacego mnie zajaca i spozylam swoj lunch na powietrzu, w restauracyjnym ogrodku.
 Ten zajac czesto przychodzi by ukrasc chipmunkom troche ziarna ale glownie by napic sie wody.
A mnie pogoda wreszcie pozwolila korzystac z zewnetrznych atrakcji bo z codziennych piekielnych 40to stopniowych dniach, zrobily sie takie 34 st i bez wilgotnosci, bardzo przyjemne zwlaszcza w cieniu.
 Macie tu zdjecia oddajace troche podobienstwo posilku zajaca i mojego - na powietrzu :



Zajacowe mozna powiekszyc by go lepiej zobaczyc a na moje rodzina mi powiedziala ze dobrze iz stol byl na tyle duzy by pomiescic wszystkie talerze i ksiazke tez :)
Moj posilek to meksykanskie danie : cos w rodzaju ostrego gulaszu, ryz, placki podobne do nalesnikow w ktore sie te skladniki zawija. Powinno miec jeszcze inne dodatki jak meksykanski groch, ser, smietane, guacamole, ale te zawsze odrzucam bo nie lubie - a byloby jeszcze wiecej talerzykow. 
   Mowiac o potrawach dodam ze choc nie lubie zamieszczac zdjec, linkow do tego co czytam, slucham lub jem bo wydaje mi sie ze kazdy z nas juz jest na tyle dorosly ze wie co chce i lubi, poza tym kazdy ma dostep do miejsc w ktorym moze sobie znalezc to co potrzebuje, nadmienie czego NIE przyrzadze dla gosci na sniadanie bo za duzo przygotowan, nie znalazlam rowniez brytfanki na to odpowiedniej, a najwieksza przeszkoda jest fakt ze nalezaloby serwowac prosto z piekarnika na stol , gdy gorace a moi niestety wstaja o bardzo roznych porach, jeden tylko wczesnie jak ja, reszta pomiedzy 9ta a 11ta - nie udaloby sie zgrac by jedli w jednym czasie.
W wielkim skrocie robi sie tak :
 kupuje hashbrown czyli ziemniaki poszatkowane w male, zgrabne slupki (mozna je uzyc na placki ziemniaczane o troche innej konsystencji niz z utartych), macza w bialkach, soli i pieprzy, ta masa obkleja sie forme (potrzebna taka z wglebieniami jak na muffinki tylko rozmiaru duzego - i takiej nie znalazlam), robiac z nich miseczki. To idzie do piekarnika na pare minut, do lekkiego zrumienienia sie. Do tego wsypuje sie mieszanine szynki, cebuli, grzybow i warzyw jak papryki, moze byc kawalek lub dwa broccoli i co kto lubi, posypane startym serem, to idzie znow do piekarnika by ser sie roztopil, na koniec na calosc wbija sie jajko, soli, pieprzy i znow wklada do piekarnika na tak dlugo dopoki sie nie uzyska jajka jakie chcemy, mniej lub bardziej sciete. Posypuje koperkiem, pietruszka i ma sie pyszne danie w miseczce z przypieczonych ziemniakow. A trzyma czlowieka nasyconym na wiele godzin. 
Robilam czasem gdy jeszcze dzieci mieszkaly z nami i kazdy z nas uwielbial.
      Po dyskusji z corka zrezygnowalam bo jak wspomnialam, nie mam foremki na szesc porcji - moglabym zrobic w innej, bez wglebien ale musialabym rozdzielic jakos, moze folia aluminiowa a to nie daloby takich ziemniaczanych "gniazd" jakie powinny byc, a najgorsze ze ci co dlugo spia musieliby dostac odgrzewane, moze wysuszone - jednym slowem zbyt duzo kombinacji.
     Obecny tydzien bede miec bardzo aktywny, pelen ostatnich przygotowan do wizyty, duuuze zakupy zywosciowe, gotowanie dan ktore moga byc przyrzadzone na wyrost (bigos, fasolka po bretonsku, salatka jarzynowa, kurczak w galarecie), i milion innych.
Odezwe sie po gosciach - o ile przezyje bez duzego szwanku. 
Pozostancie w zdrowiu. 


12 komentarzy:

  1. Życzę Ci miłego czasu wśród bliskich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Caly wlozony trud i nieuknione zamieszanie (bo to duzy przeskok - mieszkac sama a nagle w szescioro) wynagrodzi radosc z wizyty, zadowolenie, wygodne warunki, pelne zoladki - w tym kierunku podazam przygotowaniami.
      Dziekuje za zyczenie - oby sie spelnilo.

      Usuń
  2. No to duże zadnie Cię czeka:) Powodzenia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zadanie, łyknęłam a. :)

      Usuń
    2. Naprawde duze - sama i niegotujaca a nagle nas szescioro - czyli Twoje i innych zyczenie powodzenia mi bardzo mi potrzebne, dziekuje.
      Wazne by im bylo wygodnie, milo. Synowa bedzie tu pierwszy raz wiec tym bardziej sie staram bo wiesz jak mowia : pierwsze wrazenie najwazniejsze.
      Ona i jej rodzice zawsze mnie tez bardzo dobrze goszcza, tesciowa tyle od syna slyszala o mych smakach i gustach ze gotuje pod me zachcianki.
      W zeszlym roku chcac mi upiec placek ze sliwkami zjezdzila caly Boston nim znalazla odpowiednie bo bylo juz po sezonie. Wyobraz sobie ze w USA nie uswiadczysz wegierek.
      To nic ze lyknelas - ja nawet nie zauwazylam dopoki nie napisalas o tym.

      Usuń
    3. To super, jak się ma fajną synową. Ja, niestety, mam, jakby to powiedzieć, dziwną synową, a już na pewno nie jest mi życzliwa. Mam też dwóch fajnych wnuków, ale wszyscy mieszkają w Anglii i widuję ich raz w roku, o ile to jest możliwe. No i dlatego brak większych więzi. Jest mi z tym źle, ale nic nie poradzę, a na lepsze się nie zanosi. Z drugiej strony lepiej niech oni tam mieszkają, bo w Polsce mieliby kłopot z urządzeniem się. Ona do pracy nie pójdzie, bo ma "misję" w wychowywaniu dzieci, a on z jednej pensji w naszych warunkach nie dałby rady. Natomiast my wcale nie pałamy ochotą dzielenia się swoim dorobkiem z kimś, kto jest tylko roszczeniowy. I tak to wygląda.

      Usuń
    4. Jaskolko - napomknelam tylko jedna dobra strone synowej a to nie calkowity obraz. Nie jest zlym czlowiekiem ale jakos zyciowo jeszcze niedojrzala, bardzo dziecinna co tym dziwniejsze ze jest rozwodka z dwojgiem dzieci czyli zdawaloby sie ze zycie jej cos pokazalo. Tymczasem nie.
      Z kolei cala reszta podobna do Twojej - oni tez mieszkaja daleko ode mnie choc w tym samym kraju. Mam wnuki z pierwszej synowej i tez ich widuje rzadko, czasem raz w roku, czasem dwa, co nie pozwala na taka bliskosc jak ja mialam ze swa babcia. Nie mowiac ze eks-synowa probuje ich odpowiednio nastawic do nas , mimo iz chlopaki na tyle duze iz mysla juz samodzielnie i lubia nas odwiedzac. Ta dawna synowa tez tylko patrzy na korzysci finansowe i zawsze tak bylo, nawet teraz po rozwodzie gdy to syn ma przeciez duze zobowiazania wobec nich i nieraz nie wyrabia i trzyma glowe ponad woda dzieki naszej pomocy - ona to wie i doi ile sie da, wiedzac ze mamy na to i syna za kazdym razem (czytaj: kosztowna zachcianka) poratujemy.
      Tak wiec roznie z tymi synowymi, nigdy nie doskonale. Napewno obecna lepsza ale ma duze braki tez. I cale malzenstwo nie jest kompletna spojnoscia bo kazde z nich ma swe dzieci i zobowiazania wobec nich a to duzo komplikuje, nie tylko finansowo, zawsze potrzeby i obowiazki wobec wlasnych dzieci sa pierwsze. Na szczescie , poniewaz oboje sa w takiej sytuacji to rozumieja i nie jest to zadnym konfliktem.
      Wszystko to smutne i widze po synu ze nie jest w pelni szczesliwy choc to nie wina nowej zony, tylko okolicznosci.
      Tak, my matki, nie mamy latwo, nawet gdy dzieci sa dorosle i na "swoim" .
      Trzymaj sie mocno i zdrowo, Jaskolko.

      Usuń
    5. Ty też trzymaj się zdrowo, no i wspaniałego spotkania Ci życzę:)

      Usuń
  3. Na pewno wzruszać się będziesz co krok, matki już tak mają, moi przyjeżdżają częściej, a mimo to tez się wzruszam z byle powodu :-)
    Trzymam kciuki, by wszystko dobrze wypadło!

    OdpowiedzUsuń
  4. Rowniez i ja mam takie radosne wzruszenia, kiedy to sie placze w radosnych momentach jak slub, przyjazd dzieci.
    Opisane na poczatku postu to tez wzruszenie ale oparte na innych wrazeniach - smutku, zalu.
    Dziwne ze tak przeciwne sobie a objawiaja sie podobnie.
    Trzymaj, trzymaj - potrzebne mi, chce wypasc dobrze.
    Dziekuje, jotko.

    OdpowiedzUsuń
  5. Serpentynko kochana dadzą radę Twoje dzieci. Ja w takiej masce od marca chadzam. Jest w zasadzie wygodniejsza od takich zwykłych a zabezpieczenie duzo lepsze. A przyłbica też pewnie jest wygodniejsza niż okulary ochronne, których ja używam.
    Mnie dzieciaki w maseczkach napawają dumą. I nadzieją bo myślę sobie, że jak takie małe sie tak odpowiedzialnie zachowują to i jako dorośli tacy będą.
    Twój przepis made me hungry. :)))
    Trzymaj się dzielnie i czekam na wieści po.

    OdpowiedzUsuń
  6. Moi, zreszta my starzy tez, na codzien nosimy te popularne maski, bialo-niebieskie. Nie dziwie sie dzieciom ze na czas przelotow postanowili sie zabezpieczyc lepiej niz zazwyczaj.
    Na temat masek znajduje przerozne opinie a najbardziej zgodna i jednakowa jest ta na temat domowo szytych i jednowarstwowych.
    My wyraznie mowimy o dzieciach w roznych grupach wiekowych - te przeze mnie wspomniane, zreszta ich wiek podalam, sa zbyt mlode by rozumiec dlaczego musza nosic maski i miec ograniczone kontakty z innymi. Nosza bo rodzice zakladaja i tyle.
    Starsze owszem, rozumieja, w dodatku ten przymus jest dla nich jakas atrakcja bo upodabnia do charakterow z gier i filmow, wyszukuja online takie z przeroznymi symbolami i postaciami, co nawet dobrze jesli ich zacheca.
    To opisane w skrocie sniadaniowe danie jest niezmiernie smaczne ale wymaga troche czasu do zrobienia - do piekarnika wchodzi trzy razy!
    Spodziewam sie ze jakos przetrwam ta wizyte a o tyle mnie niepokoi ze widze po sobie jak spowolnialam, jak we mnie malo checi do brania udzialu np we wspolnych wypadach nad jezioro czy gorki, itp.
    Wszystkiego dobrego, dziekuje za zyczenia.

    OdpowiedzUsuń