23 listopada 2020

UBOCZNE WESELNE WYDARZENIA I PRZYPADKI

      Moze zauwazyliscie ze jestem jedna z nielicznych nie rozpisujacych sie o wirusie, pandemi - bo po co skoro internet, ktory to kazdy posiada, zawiera ogrom wiadomosci na ten temat. Nie wczytuje sie we wszystkie wybierajac ogolne nowosci a skupiajac sie jedynie na tych tyczacych mego stanu i miasta. Zauwazylam ze ostatnio, gdy to wiadomo ze szczepionki nadchodza, ludzie zrobili sie jeszcze bardziej swobodni w swych zachowaniach mowiac ze i tak dotychczasowe przepisy nie zadzialaly i tylko ratunek w szczepionce wiec hulaj dusza.....Jednak mimo tej grupy ludzi istnieje druga - ta przezorna, stosujaca . Od poczatku pandemi postanowilam niemal nie wspominac o niej bo i tak kazdy zna fakty, kazdy jest nia przygnebiony wiec nie chce dodawac swych trzech groszy, pisac raczej o codziennosci i jej przeroznych urokach - jednym slowem samo z zycia wziete a nie sciagane z internetu.   

 Zahaczylam o ten temat dlatego iz co narazie, 10 dni po slubie i weselu, nie ma meldunkow by ktos z 75 gosci zachorowal wiec panstwo mlodzi sa z tego faktu bardzo zadowoleni.

Dzisiaj rzucila mi sie w oczy wiadomosc iz w niektorych czesciach USA, glownie tych od nowa wprowadzajacych restrykcje, zaczyna sie wykup zgadnijcie czego? Tak, macie racje - papieru toaletowego!!!!!!! Tym razem dodano zapewnienie ze bez potrzeby, ze dystrybutorzy sa przygotowani i nie powinno go brakowac. 

Dodaje zdjecie ktorego nie mialam przy wczesniejszej weselnej relacji - mojego partnera od tancow, Gino, a takze inne, pokazujace mnie z Gino - mnie, majaca 152 cm wzrostu, i jego, bardzo wysokiego i poteznie zbudowanego, co pewnie robilo z nas smieszna pare.  Gino odwiedzil nowozencow i nie tylko chwalil cala uroczystosc ale pytal o mnie i przeslal pozdrowienia :





HITCH - SWITCH

Hitch znaczy "przyczepic", "podlaczyc" i uzywane jest jako potoczne okreslenie ozenku. Switch znaczy "przemienic", "przekrecic" - calosc w wolnym tlumaczeniu "malzenska zmiana".
Jeszcze przed slubem corka i ja lamentowalysmy ile to bedzie miala roboty zwiazanej ze zmiana nazwiska we wszystkich miejscach w ktorych figuruje. Chodzilo glownie o te internetowo-emailowe. Kazdy z nas odwiedza i korzysta z wielu miejsc placac rachunki, robiac zakupy online, czyli jest zarejestrowany w dziesiatkach miejsc, chocby niektore odwiedzil tylko jeden raz. Przynajmniej ja tak mam a corka jeszcze wiecej. Wiedziala wiec ze skonczy sie jej pracowanie nad organizacja slubu a zacznie wlasnie ta czesc, zaraz gdy przysla jej certyfikat i zarejestruje go w sadzie. Tymczasem od znajomych ale glownie od koordynatorki slubu dowiedziala sie ze istnieja miejsca ktore to robia za ludzi. Faktycznie samo zycie pokazuje ze istnieja fachowcy od wszystkiego, uslugi na kazda potrzebe. Czekala wiec na ten certyfikat przymierzajac sie do znalezienia miejsca ktore sie zajmuje zmiana a tu samo sie do niej zglosilo - co znaczy ze wciaz i na kazdym kroku jestesmy sledzeni, ze nawet nie mozna zawrzec malzenstwa by sie nie roznioslo po internecie. Tak czy siak byla zadowolona i skorzysta z niego - oni maja dostep ( nalezy wyrazic zgode) do wszystkich miejsc z ktorymi miala kiedykolwiek do czynienia, ktore posiadaja jej adres emailowy - wymienia czesc ze starym nazwiskiem na nowe. Jedyne co bedzie musiala zrobic osobiscie to wymiana prawa jazdy i paszportu jako ze te musza miec fotografie i podpis.To wszystko za 70 $ czyli wcale niedrogo i zaoszczedza jej mase czasu, nie mowiac ze napewno nie wszystkie by pamietala a ich mozliwosci wylapia kazde jedno.

PRZYPADEK NR 1

Przypomne ze slub odbyl sie w piatek i 13tego - i chociaz nie wierzymy w jego zle moce to dziwnym bylo iz tyle ubocznych przypadkow mialo miejsce - chociaz zaden nie mial bezposredniego wplywu na slub, niczego nie zepsul czy zmienil. Raczej ubarwil, dodal wydarzen do wspominania. 
Poczatek zrobil moj maz gdy to tuz przed wyjazdem na slub rozbolal go zab a jakby tego bylo malo dostal ataku podagry w stopie. Podagra jest bardzo dokuczliwa a nawet uniemozliwiajaca chodzenie, o tancach nie wspominajac. Kustykal i biadolil a ja, zamiast wspolczuc, zartowalam ze wlasciwie on nie ma po co jechac - jesc nie moze, tanczyc nie moze, mine ma skrzywiona, marudzi, i kompletnie brakowalo mu slubnego ducha. Ratowal sie lekarstwem ale ono nie dziala natychmiasowo. Oczywiscie corke zmartwila wiadomosc o domaganiach ojca, zlym samopoczuciu i humorze i wciaz dzwonila pytajac czy da rade, bojac sie by nie zepsul uroczystosci absencja - bo juz bylo wiadomo ze nie przyjada rodzice pana mlodego, oboje bardzo wiekowi a ojciec w zlym stanie zdrowia. Niefortunnie sie stalo tym bardziej ze cala decyzja wyboru miejsca slubu byla podyktowana tym aby odbyl sie blisko ich miejsca zamieszkania a nie na Florydzie.Oboje mlodzi byli zasmuceni tym faktem a tu masz - druga para rodzicow tez nie w formie rozrywkowej. 
 Jakos dotarlismy samolotem do Atlanty a tam mielismy dotrzec do wypozyczalni samochodow i ruszyc w poltora godzinna jazde do celu. Atlanta ma ogromne, miedzynarodowe lotnisko - do odpowiednich terminali nalezy przemieszczac sie kolejkami, pokonywac ruchome schody itd. - do wypozyczalni podobnie bo chociaz przylega do lotniska to odleglosci sa ogromne. W dodatku wtedy mielismy ze soba bagaze - trzy walizki (moja ledwie sie uchronila od oplaty za nadwage) i tak obladowani wyruszylismy zlapac wlasciwa kolejke i dotrzec do wypozyczalni. Ja opiekowalam sie walizka meza, sredniego rozmiaru, on moja wielgachna i mala z moimi butami (9 par) i kosmetykami a takze swa torba z laptopem. Wszystko to kustykajac i przeklinajac podagre. W koncu bylismy przy ostatnich ruchomych schodach, blisko dojscia do wypozyczalni, maz juz umeczony i upocony wczesniejszym wewlekaniem walizek na schody. Ja ze swa walizka na schody wdrapalam sie pierwsza i jade sobie w gore z zamknietymi oczami jako ze majac lek wysokosci tak musze bo inaczej dostalabym ataku paniki. Przez szparke w jednym oku sprawdzam kiedy schody sie koncza i tym sposobem kazde schody jakos pokonuje. Wiec jade, jestem blisko konca a tu slysze za soba huk, grzmot, i jakies okrzyki. Od razu wiedzialam ze to musi byc moj maz! Probowalam sie odwrocic by zobaczyc co sie dzieje ale nie dalam rady bo gdy tylko probowalam skrecic glowe od razu dostawalam zaburzenia rownowagi, lekka panike a poza tym bylam blisko gory schodow wiec musialam byc w pogotowiu do zgrabnego zejscia z nich - gdym sie zmusila i spojrzala to z pewnoscia byloby dwoje lezacych i sponiewieranych.  Dopiero gdy stanelam na kochanej, nieruchmej powierzchni patrze - i oczywiscie to byl moj maz i wszystkie walizki, plus laptop, okulary i telefon - kazde porozrzucane w cztery strony swiata i czesciowo na schodach tez !  Lezal troche dziwnie - twarza do posadzki, z wiekszoscia ciala na niej ale nogami, tak od kolan na schodach. Mial juz asyste pomocnikow ktorzy probowali go postawic na nogi nie zauwazajac ze sie nie da dopoki go z tych schodow nie sciagna a schody sobie jechaly w gore trzepiac jego nogami i skrobiac oba golenie. Oczywiscie nie mam zdjec z tej scenki a troche szkoda.
 W koncu pozbierali meza, postawili na nogi i pomogli mu i walizkom, okularom, laptopowi wjechac na gore i polaczyc ze mna. Maz byl niesamowicie wystraszony i roztrzesiony, poza tym gdy zaczelismy ogladac szkody okazalo sie ze ma rozkrwawione oba lokcie, oba golenia i jest ogolnie potluczony. Ze zrobil sobie dziury w koszuli i jeansach, ze okulary wygiely sie w osemke to juz bylo niczym. Na to wszystko przyczepil sie pracownik lotniska i mimo naszych protestow zaradiowal po sluzbe medyczna. Nie moglismy odejsc z tego miejsca bo pracownik nie pozwolil jako ze lotnisko jest odpowiedzialne za takie przygody, musi zapewnic pomoc - oczywiscie by sie zabezpieczyc przed sadem.  W miedzyczasie maz staral sie uspokoic a z emocji nawet nie czul bolu spowodowanego zadrapaniami. Gdy przybyla sluzba medyczna meza poogladali, rany opatrzyli ale tez nie chcieli nas puscic tylko rekomendowali wizyte w emergency, przeswietlenia itp. A my absolutnie odmowilismy bo nie widzielismy potrzeby a przedewszystkim, mimo iz juz nie musielismy lapac drugiego samolotu, spieszylismy sie w dalsza podroz. Na miejsce chcielismy zajechac jeszcze w ciagu dnia bo wiedzielismy ze duza czesc trasy bedzie poprzez lasy, pustkowia i slabo oznaczone drogi. Poza tym tam juz czekali na nas mlodzi i duza kolacja z nimi i czescia rodziny pana mlodego a ich mielismy spotkac pierwszy raz.

W rezultacie maz musial podpisac dokument mowiacy o tym ze zwalania lotnisko ze wszelkiej odpowiedzialnosci za rany i szkody.
Pozniej maz mi mowil ze to moja pekata walizka go tak urzadzila spychajac ze schodow bo nie miescila sie na waskim schodzie a on, majac rowniez podagrowa stope stanal troche niewygodnie i calosc spowodowala jego upadek. Mowil rowniez ze chociaz calosc trwala sekundy to mial na tyle rozsadku by bedac w locie przekrecic sie tak by nie upasc tylem glowy a raczej przodem, chroniac sie troche rekami, a takze laptop ktory to dyndal na plecach.  Z tego byl dumny - ze uchronil glowe i laptop - ale o nogach zapomnial i zostaly mu czesciowo na schodach ktore przesuwajac sie obdzieraly mu golenia. 
Wtedy, ruszajac wreszcie w dalsza podroz, postanowilismy ani corce, ani synowi ktory w tym samym czasie byl w swej samochodowej, bardzo dlugiej podrozy z Bostonu do stanu Georgia i ktorzy czesto dzwonili sprawdzajac jak nam idzie? nie mowic o wypadku ojca , nie powodowac stresu i klopotu, decydujac ze bedzie czas gdy dojedziemy a maz troche ochlonie z przygody. 
To nie byl koniec naszych przygod bo wydarzenie na lotnisku duzo opoznilo nasze przybycie do Helen, ciemnosci zastaly nas na ostatnich 30 milach przed celem a malo zaludniona okolica, rzadki rozstaw wiez i mnostwo gor i pagorkow spowodowal iz GPS chwilami nie dzialal, zreszta telefony tez, drogi byly slabo oznaczone i ciemno tak ze dwa razy zgubilismy sie i tylko momenty gdy GPS funkcjonowal uratowal nas przed dotarciem na miejsce. 
Oczywiscie corka byla zmartwiona naszym opoznieniem, goscie czekali i wogole szczescie ze restauracja nasz stolik trzymala otwarty. A my przeciez musielismy po podrozy wziac prysznic i przebrac sie a takze sprawdzic meza rany.
Dopiero wtedy, z duzym opoznieniem, dotarlismy do restauracji i by sie usprawiedliwic z opoznienia maz byl zmuszony pokazac swe rany i opowiadac jak je zdobyl. Zalaczam zdjecie lobby hotelu corki w ktorego restauracji jedlismy to :





Corka kompletnie zalamala rece slyszac co sie stalo, widzac rany ojca i jego jeszcze troche roztrzesiony stan - tym bardziej ze w miedzyczasie dostala rownie dewastujaca wiadomosc od brata, z jego trasy a takze od dwoch roznych grup gosci, z ich trasy. 
 Ale o tym w nastepnym odcinku przypadkow i przygod.
     



12 komentarzy:

  1. Przerażające zdarzenie. Mogło sie naprawdę źle skończyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maz wyszedl z tego bardziej poturbowany emocjonalnie niz fizycznie, dlugo sie trzesac i bedac skonfuzjowanym. Ale mijalo, kazdy nastepny raz gdy opowiadal dookola to brzmialo wiecej przygodowo niz tragicznie a dzisiaj mysli o tym na wesolo i moze nawet z duma ze sie nie polamal a nawet potrafil spasc "na cztery lapy".
      Z innej beczki - wczoraj robilam zakupy na Thanksgiving (indyk) i widzialam ze internet nie klamal - na polkach ani jednego papieru toaletowego !

      Usuń
  2. Noooo, biedny W.! Dobrze, że nic sobie nie złamał ani nie poharatał twarzy! A pisałam- za dużo rzeczy bierzesz! Powinnaś zacząć częściej podróżować, to przy 5 wyjeździe zredukujesz bagaż tak, żebyś mogła go sama nosić. Te olbrzymie lotniska są koszmarem- Już kilka razy dostawałam szału pokonując kilometry pod dachem. Ostatnim razem naganiałam się tak w Kopenhadze i nawet ruchome chodniki wcale nie były jakimś ułatwieniem, bo w budynkach grzali jakby były syberyjskie mrozy,a de facto temperatura była ok.+5 stopni za oknem. Najbardziej mnie wnerwiło wpierw zjeżdżanie kilka pięter w dól by potem tyle samo pokonać w górę i znowu w dół. Z wielką ulgą wsiadłam wreszcie do pociągu. No ale ja miałam na tydzień pobytu tylko bagaż podręczny.Gdyby mi czegoś brakowało to bym sobie po prostu dokupiła w Malmo. Wyobrażam sobie jak Twoje dziecię się wystraszyło i zdenerwowało tą przygodą. No tak, 13, piątek - musiało się coś wydarzyć!;))
    Serdeczności;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zanim mi wyleci z glowy - robiac indykowe zakupy widzialam wczoraj ze polki z papierem toaletowym pusciutkie! Nie chce siac paniki ale zaopatrz sie wen zanim do was dotrze wirus szalenstwa z papierem.
      Ja mysle ze przyczyna upadku W byl splot kilku czynnikow, jego bolaca stopa tez bo gdy stal na stopniu to ledwie ja uzywal, ledwie sie nia podpieral.
      Nawiasem mowiac z moich ciuchow uzylam moze 20 %, zadnych cieplych, zadnych narzutek i plaszczykow bo bylo bardzo cieplo - ale mysl ze mam pod reka dawala mi spokoj.
      Lotniska wciaz sie rozbudowywuja a nie mogac wszerz ida w gore stad pietra i schody. Architekci maja swoj plan i wizje, nie zawsze zrozumiala. Ze znanych mi lotnisk USA to w Atlancie uwazam za bardzo latwe i przejrzyste. Gdy lecimy na dlugie trasy z przesiadkami kiedy sie da wybieramy go i lubimy.
      Trauma szybko W przeszla i obecnie zupelnie inaczej opowiada o swej przygodzie :)

      Usuń
  3. No i jak tu nie wierzyć w pechowy piątek 13-tego.
    Czasem zbiegi okoliczności powodują niezły galimatias.
    Przygoda niemal jak na filmie, aż strach, jaka będzie kolejna...

    jotka (znowu nie mogę komentować ...)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przysiegam ze nie moja wina z tym komentowaniem :)
      Technicznie opis tyczy srody przedslubnej czyli 11tego no ale zupelnie smialo mozna wydarzenia podciagnac pod piatkowy i 13tkowy dzien.
      Uprzytomnilam sobie ze gdy z corka wyliczalysmy te przypadki to zsumowalam stwierdzeniem iz moglaby z nich stworzyc ksiazke a tymczasem sama ja pisze robiac dlugie blogowe wpisy.
      Ale to nic, niech sobie istnieja na pamiatke.
      Jotko - wczoraj robiac zakupy na indykowe swieto widzialam pusciutkie polki, te od papieru toaletowego! Nic ino powtorka okresu wykupywania pewnych produktow bo i te ze srodkami czyszczacymi byly mocno przetrzebione. Obawiam sie ze wirus wykupywania odradza sie i moze dotrzec do Was.
      Dzisiaj patrzymy na te przygody ze smiechem ale gdy mialy miejsce i przybywalo ich to corka za kazdym dostawala ataku serca.

      Usuń
    2. Byłam w Rossmanie, papier toaletowy i ręczniki papierowe zniknęły...

      Usuń
    3. W kwietniu nakupilam sobie duzo papieru polujac na niego wiec jeszcze na nim jade i starczy mi na wiele tygodni wiec nie wpadam w poploch z powodu jego braku - ale samo zjawisko nie podoba mi sie, nie rozumiem dlaczego ludzie tak postepuja a takze moge smialo powiedziec ze ten wirus wykupywania roznosi sie po swiecie szybciej niz coronawirus.

      Usuń
  4. Czyli piątek/13 ma swoją moc.
    Za to opowieść doskonała, to znaczy zależy jak na to patrzyć.
    Dla mnie doskonała gdyż jednak zauważała żartobliwy charakter sprawy.
    Natomiast wydarzenie było na pewno bardzo denerwujące i bolesne, na szczęście bez niemiłych konsekwencji.
    Współczuję mężowi.
    Zdjęcie w otoczeniu dwóch bardzo potężnych panów - doskonałe :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Hehe - dzis wspominamy na wesolo, nawet troche cieszac sie ze bylo barwnie ale wtedy to corka naprawde byla bliska rwania wlosow z glowy :)
    Dziwne ale te obicia i zadrapania wogole meza nie bolaly choc wygladaly okropnie. On wymyslil teorie ze stres, trauma tak go wtedy zamrozily iz zabily bol raz na zawsze.
    Moze i prawda bo gdy wreszcie skoncze pisac czesc druga to zobaczysz co wyrabial.
    U nas oprocz ogromnej odnowy coronavirusa nastapila druga - odnowa wirusa zakupow papieru toaletowego! Puste polki, te gdzie powinien byc.

    OdpowiedzUsuń
  6. Zamknęłam blog, nikt nie jest zaproszony, to mylny komunikat. Nie da się ukryć bloga inaczej. Nie wiem, kiedy otworzę i czy w ogóle to zrobię. Piszę, byś nie czuła się pominięta czy zlekceważona:)
    Uśmiechów i zdrowia

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo mnie zasmuca Twa decyzja. Lubilam Twoj blog - rozsadny i ciekawy, dajacy obraz bardzo milej Jaskolki.
    Dziekuje za powiadomienie, kolezenski i taktowny gest w stosunku do blogowiczow.
    Czy decydujesz sie na komentowanie u nas co byloby mile?
    Pozostan w zdrowiu Jaskolko - a takze po odpoczynku wroc do blogowania.

    OdpowiedzUsuń