1 grudnia 2020

GLOWNIE O NIEUDANYM PROJEKCIE SERPENTYNY . . . .

    Z pewnoscia ucieszy Was wiadomosc ze obecny wpis bedzie ostatnim slubnym.

 Gdy nadszedl piatek, dzien slubu, to jakby seria wypadkow i przypadkow wyczerpala sie i cala uroczystosc poszla bez najmniejszego zgrzytu a moze nawet lepiej jako ze czesc kolacji i tancow byla bardzo udana i radosna - mimo iz wiekszosc gosci to byli ludzie w powaznym wieku.

 Ten dzien, to wydarzenie, tak podzialal na Serpentyne ze wlasna rodzina jej nie poznawala - Serpentyna niemal nie schodzila z podlogi tanecznej, szpilki jej nie przeszkadzaly, a kilku dziadkow  wyrazilo podziw i zazdrosc bo przeciez nie udalo sie ukryc ze Serpentyna nalezy do ich grupy wiekowej. Dzieki temu przegapila oficjalne krojenie glownego torta, nie ma szybkich, telefonicznych zdjec z corka i musi liczyc na te profesjonalne od fotografki, przegapila takze krotki recital Johna bratanka, zawodowego skrzypka, ktory sie odbyl bez jej obecnosci na przyleglym ogrodzie.


  W tancach bylam nie tak dobra jak czesc innych ludzi ale skad skoro nie uprawiam na codzien. Co prawda niedoskonalosc mozna latwo pokonac jako ze obecnie mozna tanczyc solo albo rytmicznym dowolnym podrygiwaniem zatuszowac brak umiejetnosci. Salsa jest do tego bardzo odpowiednia. Bardzo czesto do tanca, oprocz Gino, zapraszala mnie Maria, zona glownego druzby. Przyznaje ze troche dziwnie sie czulam tanczac z kobieta - dobrze ze nie mam zdjecia z tego wydarzenia. A Maria z jakiegos powodu upadla trzy razy z czego dwa widzialam na wlasne oczy. Nie wiem dlaczego ale widzac jej niezmiernie wysokie szpilki i upodobanie do szampana, latwo moge sobie dospiewac........ Jej maz, druzba, jako ze nalezaly z tego powodu pewne obowiazki, tak sie przy przenoszeniu stolu napial i naprezyl ze odpadly mu od kamizelki trzy guziki a bylo ich cztery. Niemniej to byly smieszne wydarzenia, nie burzace slubu.
 W tych tancach brala udzial para ktora zwracala uwage swym wygladem i niezmiernie dobrym tancem. Wygladem bo babka byla niziutka i tega a facet bardzo wysoki i szczuply. Poruszali sie bardzo zgranie i rytmicznie, stosujac wiele figur, nogi, glownie stopy tak szybko im pracowaly iz ciezko uwierzyc  ale salsa tego wymaga. Mozna bylo na nich patrzec z przyjemnoscia choc wzrost i rozmiar kobiety robil calosc troche dziwaczna. Pozniej dowiedzialam sie ze ona to dalsza kuzynka Johna a facet to jej maz a oboje kochaja tanczyc i biora udzial w amatorskich turniejach tanecznych. Nic dziwnego wiec ze zadziwiali nas swa umiejetnoscia i wytrwaloscia tez bo czesto pot sie z nich lal ale z podlogi nie schodzili. 


W koncu doszlo do zakonczenia uroczystosci, wynajeci kucharze i kelnerzy zaczeli sprzatac, zbierac, likwidowac a my musielismy zaczac sie wybierac do hoteli.
 Moze pamietacie z wczesniejszego wpisu iz ja wymyslilam sobie projekt-niespodzianke ktory mialam wprowadzic w zycie na koncu slubu, gdy to panstwo mlodzi mieli przejsc przez szpaler gosci do limuzyny? Mialo to byc zapalenie zimnych ogni przez dzieci, ktorych nazbieralo sie 10. Troche wczesniej, by ta grupe dzieci zaznajomic z ogniami a takze pouczyc co i jak maja robic, zebralam ich na trawniku, majac do pomocy brata baletnicy, mojego syna i synowa. Tak jak podejrzewalam zimnych ogni nie znali wiec byly dla nich wieksza atrakcja niz np. jakis elektroniczny gadzet. Kazdemu dalam po jednym by wyprobowal - i zaczelo sie. Zaczeli z nimi biegac, machac, pokrzykiwac a my , dorosli, nie moglismy utrzymac dyscypliny. Jedna z dziewczynek, Payton, nie zupelnie jeszcze trzyletnia, nic tylko chciala dotknac palcami drucika a to by ja poparzylo.
 Gdy juz dotarlo do mnie ze musze ten projekt wykreslic z programu, nadeszla koordynatorka slubu, ktora caly czas trzymala oko na calosci dogladajac by szlo bezblednie - i zakazala nam uzycia ogni jako ze beda duze sztuczne ognie na ktore trzeba miec pozwolenie i  bedzie obslugiwal wynajety strazak. Gdy niesmialo powiedzialam ze to tylko zimne ognie produkowane specjalnie na sluby, torty, w formie napisow to dowiedzialam sie ze tylko w wypadku prywatnych uroczystosci, nie takich pod piecza firmy. Wiec nic nie wyszlo z mego pomyslu a szkoda. Nazajutrz byla sobota i po slubie, jedyny dzien gdy moglismy spedzic rodzinnie i po swojemu, bez zadnego terminarza. W dodatku nadal pogoda byla piekna wiec sprzyjajaca szwendaniu sie po miasteczku.  Oczywiscie musielismy sie glownie podporzadkowac zachciankom dzieci synowej i zwiedzic wiele sklepow z badziewiem, kilka miejsc z rozrywkami dla dzieci ale nie bylo nudno bo caly czas dzielilismy sie wrazeniami i wspomnieniami. W drodze na mini-golf w ktory bardzo czesto graja dorosli, nie tylko dzieci, minelismy taki most :



calutki obwieszony klodkami. Kazda klodka inna i zamknieta na klucz a moglo ich byc kilka setek.  Powiedziano nam ze jako to miasteczko i jego okolice sa pelne takich slubnych miejsc, cieszy sie popularnoscia wsrod mlodych par to jakos zrodzil sie zwyczaj iz kto bierze slub to pozniej wiesza zamknieta klodke - symbol milosci na wieki, na zawsze zamknietej. Oczywiscie pare krokow dalej facet mial bude z klodkami, do wyboru do koloru. Na szczescie nasi mlodzi nie kupili i nie uwiesili. 
Po tych rozrywkach rodzinnych wyladowalismy na kwaterze syna - oni na te dni mieli wynajety dom wiec nie tylko duzo miejsca ale taras z widokiem na miasteczko. Zamowilismy sobie trzy pizze ( i znow, jak zawsze, moja miala wielu ochotnikow, zawsze sie do mojej ktos doczepia), poplukiwali je szampanem slubnym i wtedy , gdy zrobilo sie ciemno, palilismy zimne ognie.
 Wypadlo zupelnie fajnie bo w dobrej, rodzinnej kompani, tylko z dwoma dzieciakami ktore latwo bylo upilnowac, ognie fajnie sie iskrzyly w ciemnosciach i tylko szkoda ze szybko wypalaly.
Wszyscy uwazamy ze to byl bardzo mily wieczor - taras, pizza, szampan i towarzystwo scislej rodziny - swietne zakonczenie slubu i wesela a takze pozegnanie nas, meza i mnie - bo my pierwsi, nazajutrz, mielismy stamtad odjechac.  
Posumowujac - to byl ladny i udany slub. Corka, glowna organizatorka, zebrala duzo pochwal, a goscie, chociaz kazdy byl przyjezdny, wcale nie umeczeni podroza i mieli przyjemnosc w uczestniczeniu. Podobno duzo z nich opisalo slub na FB ale nie widzialam tych wpisow. 
Jedynie kicie ominely te przyjemnosci ale ma za to inne :


Jak mi lepiej lezec -
 tylem czy przodem?

    

14 komentarzy:

  1. Gdy sobie przypomnę ślub mojej córki (lipiec) gdy było 35 stopni w cieniu, choć byliśmy na wysokiej dość górze zamkowej a nie było nawet cienia przewiewu, to jeszcze się pocę, na samo wspomnienie, choć to wszystko było w 2003 roku. Następnego dnia wracaliśmy do Warszawy i rankiem było +30, potem +38 i wysiadała aparatura elektroniczna w pociągu, który z tego powodu jechał z zawrotną szybkością aż 50 km/godz, a był...... ekspresem. I choć wesele było przewidziane "do świtu" to około 2 w nocy wszyscy mieli dość i skończyliśmy zabawę, a przecież było mnóstwo młodych ludzi, przyjaciół obojga młodych.
    Wiesz, może nawet lepiej, że ten projekt Twój nie wypalił, bo przy większej ilość "nieletnich" trudno nad nimi zapanować i mogła któremuś paść iskra na buzię, a to jednak parzy. Kicia ma radochę z tym mebelkiem, dogodziliście jej.
    Serdeczności;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ile razy jestem w Europie a na ogol w lecie, to wszedzie mi goraco i duszno, wszedzie nieruchome powietrze w pomieszceniach. Zawsze mowie ze klimatyzacja to jeden z najlepszych wynalazkow naszej cywilizacji.
      Na tym slubie mielismy "wykupiony" czas imprezy - od 4tej do 10tej, i zupelnie wystarczylo, tym bardziej ze duzo gosci musialo wracac do siebie, do Atlanty.
      Do dzisiaj nie slyszymy o zachorowaniach i bardzo nas to cieszy.

      Usuń
  2. Dobrze, że w końcu te zimne ognie jednak zostały użyte.
    Kicia wygląda na zadowoloną w swoim nowym drapaku. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niechcacy te zimne ognie staly sie swietnym uzupelnieniem tego sobotniego, czysto rodzinnego celebrowania, czyli jak mowia : nie ma zlego co by nie wyszlo na dobre.
      Kicia podobno kocha swego renifera i pomalu przemysla jak sie wydrapac na jego glowe co nielatwe bo jest grubawa :)

      Usuń
  3. A teraz te piękne chwile wszyscy będą latami wspominać!
    Dużo szczęscia życzę Młodej Parze!🍀🍀🍀

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie chwalac sie pochwale corke za swietnie zorganizowany slub, elegancki. Udal sie i faktycznie bedziemy mieli co wspominac.
      Dziekuje za zyczenia, przekaze.

      Usuń
  4. Atrakcji było co niemiara, także wizualnych.
    Powiem Ci w sekrecie, że na ślubie syna wytrzymałam do 5 rano, o co nigdy bym siebie nie podejrzewała, bo wcześnie chodzę spać, ale chyba adrenalina zrobiła swoje.
    Takie taneczne pary bardzo podziwiam, tym bardziej, że mój mąż raczej nie lubi tańczyć.
    Szpaler zimnych ogni u nas tez był, a zdjęcia wyszły obłędne.
    Długo będziecie wspominać całokształt, a czytało się wspaniale!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie i ze mna, wczesnym spiochem, bylo podobnie - chcialo mi sie tanczyc i byc radosna czego mi brakuje na codzien.
      Gdy wyliczalam corce co przegapilam, to odpowiedziala : nic dziwnego skoro nie schodzilas z podlogi tanecznej. Ale ja cieszylo widzac mnie taka no bo jak nie w dzien jej slubu to kiedy? Moj maz uwielbia tanczyc ale teraz nie ma na to okazji.
      Dziekuje jotko za polubienie mych wpisow - oprocz obszernej relacji mam nadzieje ze byly odmiennym tematem niz obecnie nas gnebiace - pandemia, pandemia i jeszcze raz pandemia.

      Usuń
  5. Ach co to był za ślub!
    Gratuluję Serpentyno, gdyż miałaś ogromny wkład w organizację i sukces tej imprezy.
    Bardzo sympatyczne zakończenie na kwaterze syna, pizza, szampan i zimne ognie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  6. Czasem wydarzenia same sie ukladaja w dobry sposob i tak bylo w ten wieczor, lacznie z okazja na wypalenie zimnych ogni. Kazde z nas uwazalo go za bezcenny. Przy tym cieszy mnie widzac ze syn i jego rodzina bardzo sie lubia z corka i Johnem, dobrze sie czuja w swym towarzystwie. Dla wszystkich czworo to drugie podejscie do malzenstwa i wyglada dobrze.
    Dziekuje Lechu - moj pomysl baletu okazal sie swietnym, sama jestem ze siebie dumna.
    Pozostan w zdrowiu.

    OdpowiedzUsuń
  7. Z przyjemnością przeczytałem wszystkie ślubne posty. Gratuluję. Najważniejsze, że jesteś zadowolona. Podobnie jak kicia. Jako Kocierz przez całe życie zazdroszczę drapak. Mojemu Biszkoptowi muszę nowy kupić pod choinkę. Pozdrawiam.
    Jarek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powinienes Mikolajowi podpowiedziec zeby Ci ofiarowal ludzki drapak na gwiazdke - sa takie do drapania sie plecach.
      Kot corki posiada doslownie takie roznosci w postaci zabawek, lozeczek w kilku miejscach, lacznie z hamakiem okiennym, ze sie w glowie nie miesci. Oczywiscie i tak najczesciej sypia na ludzkich lozkach i fotelach. Oni nie maja dzieci wiec cale uczucie przelewaja na kotke. Ich kicie to uliczna znajda i smialo mozna powiedziec ze wygrala los na loterii.
      Ciesze sie ze slubne wpisy Ci sie podobaly, ze nie zanudzily.
      Pozostan w zdrowiu Jarku.

      Usuń
  8. Kociarz miało być w sensie posiadacz kota.
    Jarek

    OdpowiedzUsuń
  9. Latwo mozna bylo sie domyslec - to niewielka pomylka i podobne zdarzaja mi sie czesto.

    OdpowiedzUsuń