10 lipca 2021

PRZYDOMKI WLASNEGO WYROBU

Nie mam na celu obrazania czyichs uczuc, wygladu, rzucajacych sie w oczy charakterystyk - umieszczam to zastrzezenie wiedzac ze obecnie poprawna polityka jest tak rozpowszechniona i przestrzegana, ze tak latwo jednym okresleniem narazic sie na potepienie iz lepiej sie zabezpieczyc niz zostac obrzucona kamieniami. Zwyczajnie sa zjawiska czy sytuacje kiedy to nie znajac osoby po imieniu okreslamy ja przymiotnikiem dlan charakterystycznym, odrozniajacym od innych. Czyz nie podobnie robimy z przedmiotami, narzedziami ktorych wlasciwych nazw nie znamy? Mocno wierze ze kazdy z nas na przestrzeni zycia zrobil podobnie i bez zlych intencji.

 Mieszkajac w USA bardzo dlugo - zaczal sie nasz 38 rok pobytu - praca meza zmuszala nas do przeprowadzek z miasta do miasta, chociaz zawsze w obrebie tego samego stanu. Tych przeprowadzek przeszlismy 5, a gdy sie wliczy okres prowadzenia dwoch domostw to nawet 6. A to nie jest liczba oszalamiajaca biorac pod uwage ze innym rodzinom zdarza sie o wiele wiecej, np rodzinom wojskowym - znam taka ktora sie przeprowadzala 30 razy i mieszkala na kilku kontynentach.

 Nowe miejsce zamieszkania to oczywiscie nowi sasiedzi i inni znajomi. W USA nie ma zwyczaju bardzo bliskich kontaktow sasiedzkich a mam na mysli przesiadywanie jednych u drugich, wpadanie byle kiedy na pogawedke. Wzajemnych odwiedzin, wspolnych piknikow, celebracji nie brakuje ale odbywaja sie pomiedzy osobami zaprzyjaznionymi, czesto znajacymi sie z lat szkolnych lub z pracy. Nie znaczy to ze kontakty wspolsasiedzkie nie istnieja, ze nie ma wzajemnej pomocy w razie czego, ze ludzie mijaja sie bez slowa czy pozdrowien, ze nic o sobie nie wiedza - jedynie utarlo sie ze najczesciej rozmawia sie z sasiadami bedac na zewnatrz.

 Okazji nie brakuje bo wciaz ludzie spaceruja - sami lub psem czy dzieckiem, ale glownie gdy pracuja na grzadkach i trawnikach. W ten sposob zapoznaja sie blizej a takze koncza rozmowy oferta pomocy. Owszem, powstaja blizsze znajomosci, czesto dzieki temu iz dzieci chca sie bawic z sasiednimi a to bardzo zbliza i daje okazje do zaprzyjaznienia sie, mezowie lub nastolatki umawiaja sie na basen lub partie tenisa, pojscie na boisko by pokopac pilke, czasem matka jadac w miejsce do ktorego nie chce brac dziecka podrzuca je sasiadom - jednak powszechna tendencja jest wlasnie taka : przyjaznie ale bez narzucania sie. W tym oczywiscie duzym czynnikiem jest ogromna przeplywalnosc mieszkancow - zanim sie zblizysz, zanim zapoznasz juz sie wyprowadzaja.

 Jednak mielismy okres gdy mieszkalismy w pewnym miejscu pracy meza az 20 lat. Myslicie ze przez ten okres poznalismy dokladnie sasiedztwo? Wcale nie. Nasz owczesny dom byl naroznym co dawalo nam wprawdzie widok na kilka innych domow ale przylegajach sasiadow mielismy dwoch i tylko z nimi mielismy bliskie kontakty, z innymi wymieniajac pozdrowienia i pare innych grzecznosciowych zdan a takze machniecia reka na odleglosc. Kazdy sie przedstawial imieniem ale poniewaz osobiste rozmowy odbywaly sie rzadko to imie sasiada zaraz sie zapominalo.

 Wlasnie w tym miejscu gdzie to tak dlugo mieszkalismy stworzylismy sobie dla wygody system okreslania tych sasiadow ktorych imiona nam wywietrzaly, pozniej przenoszac nawet na tych najblizszych mimo iz ich imiona znalismy. Sasiadka od tylu byla wiec Krysia, mimo ze wlasciwe imie pamietalismy - Belinda. Krysia gdyz bedac rozwodka ciagle polujaca na stalego faceta wciaz miala nowych "kolegow", odwiedzajacych ja i nocujacych - a mezowi skojarzylo sie z powiedzeniem ktorego nie moge w calosci przytoczyc bo nie pamietam ale czesc brzmiala "....obie Krysie, obie k......y widzi mi sie" . Sasiedzi z innej strony to byla Basia i Kogucik. Jej imienia zbytnio nie przekrecilismy bo faktycznie miala na imie Barbra, z kolei jej maz dostal takie a nie inne bo kojarzyl sie nam z kogucikiem w kurniku: nie byl wielkiej postury, sredniego wzrostu i szczuply ale chodzil bardzo wyprostowany, z piersia do przodu, mowil z autorytetem i mocnym glosem, Basia przyrzadzal i zawsze silil sie miec ostatnie slowo - taki nadety kogucik. Inni sasiedzi to byli Truciciel i Trucicielka. On pracowal dla miasta nadzorujac prace i porzadek typu czystosc, pielegnacje klombow, parku a jego dodatkowym zajeciem bylo opylanie miasteczka ktore to mieszczac sie w Delcie Mississippi bylo niezmiernie zakomarzone - wiadomo: bagniska, pola ryzowe pod woda. Codziennie po poludniu jezdzil wiec beczkowozem z ktorego rozpylal trucizne. Mielismy rowniez podobne rozpylanie z malego, jednoosobowego samolotu ale ustalo jako ze do tego pilot musial latac bardzo nisko, wsrod slupow i kabli co bezpiecznym nie bylo ani dla niego ani miasta czemu mieszkancy zaprotestowali wiec ta metoda odpadla. Nawiasem mowiac takimi samolocikami opylano okoliczne farmy jako ze caly rejon to byly plantacje bawelny, albo kukurydzy, albo ryzu lub soi - strach bylo patrzec na te male, jednosilnikowe samolociki nagle obnizajace sie do opylania, robiace wrazenie ze sie zderzy z ziemia i niejeden raz tak bylo, niejeden pilot sie rozbil.

 Inni sasiedzi to byli Narozni. Znalismy inna kobiete ktorej imie wiedzielismy ale jako ze maz czesto mylil imiona i ludzi to dla ulatwienia nazwalismy ja Sucha a dlatego bo byla nadzwyczajnie szczupla. Jej maz byl wlascicielem sklepu alkoholowego i jednego razu nosil bardzo wielki i bolesnie wygladajacy siniak kolo oka mowiac nam ze nabawil sie grajac w pilke ze synem. Uwierzylismy w to bo czemu nie? a tymczasem od siostry Suchej z ktora pracowalam dowiedzialam sie ze cos przeskrobal i to zona mu podbila oko. Od tego czasu zostal nazwany Siniak.

 Obecnie mieszkam przy ulicy ktora nie jest dluga ale ma ksztalt kola, moj dom umiejscowiony na najwyzszej czesci wysepki a caly uklad daje mi widok na cztery strony tej czesci osiedla. Dodam ze poza spacerowaniem, bieganiem to tylko sie jezdzi, wiec chociaz moge widziec mase przejezdzajacych samochodow to sasiadow tylko tych mieszkajacych blisko mnie a spacerowicze pochodza z calej okolicy i sa mi nieznani.  Moja ulica jest zamieszkana przez raczej bardzo dojrzale malzenstwa, mlodych i z dziecmi jest niewielu, ich domy widze ale nie sa bezposrednimi sasiadami. Tych z mojej ulicy znam, czesto pogadamy gdy sie zejdziemy pod domami ale nie odwiedzamy sie towarzysko a jedynie w razie potrzeby. Z trzema mam blizsze kontakty a takze zawsze gdy wyjezdamy zawiadamiamy ich o tym zarazem proszac by dzwonili jesli zajdzie potrzeba, rowniez gdy wyjezdamy a spodziewamy sie przesylki np od Amazon, prosimy o odebranie i przechowanie. Te sasiedzkie a dosc powierzchowne kontakty bardzo sie ocieplily w czasie pandemii jako ze wzoslo wzajemne zainteresowanie, chec pomocy, upewnianie sie ze sasiad caly i zdrowy. Istnialy oferty umieszczone na naszej sasiedzkiej stronie internetowej zrobienia osobom starszym zakupow i innych przyslug. Wtedy nawet ja wpadlam w grupe osob pod specjalna opieka jako ze nie tylko jako ponad 70ciolatka ale jakims cudem sasiedztwo wiedzialo ze moj maz wowczas pracowal w stanie Kentucky i mieszkam sama. Nie bylo dnia by ktos sie nie pokazywal pod drzwiami z zapytaniem czy jestem ok i czy nie potrzebuje jakiejs przyslugi.

 Mieszkajac w tym miejscu 9 lat poznalam co z grubsza tych sasiadow ktorych domy sa najblizej i ktorych spotykam niemal codziennie zamieniajac pare slow. Z niektorymi znam sie jedynie z widzenia i pozdrawiania wiec znowu koniecznoscia stalo sie nadawanie niektorym przydomkow, a innym powodem jest to iz moj maz nie zna sasiadow po imieniu lub ich myli, wiec gdy okresle przydomkiem zaraz wie o kim mowie. 

 Dosc blisko znamy sie z Tracy i Deniz, przed pandemia urzadzilismy ze dwa razy wspolne grillowanie - ale ogolnie nazywamy je Lesbijki, nie majac zlych intencji jedynie dla wygody i skrotu by nie musiec wymieniac obu imion. Fajne babki - nie przeszkadza nam ich orientacja seksualna.

Dom Lesbijek


 Inni to Dziadki, oboje bardzo starzy, on to chyba bedzie mial ponad 90 lat.

Dom Dziadkow


 Najblizszymi sa nam Dorothy i Mike. Od nich wciaz sie dowiaduje co slychac w okolicy, kim sa nowi sasiedzi gdy dostajemy takowych i tym podobne informacje. Oni nie maja przydomka poza ogolnym Majki.

Majki


  Obok nich zamieszkala bardzo mila i fajna rodzina mlodych ludzi z dziecmi - podoba nam sie jak dbaja o dom i obejscie a dzieciom urzadzaja wciaz ciekawe zajecia pod domem. Od Dorothy wiem ze on jest pilotem, matka nie pracuje. Wiec tych nazywamy Piloty.

Piloty


 Jeszcze inni majacy dom na czubku innego wzorza a niemal naprzeciwko nas to Kamienista a jej maz to Kamienisty - bo nie znamy imion ale fakt ze ona oblozyla swoje grzadki, sciezki, kwietniki kamieniami do czego chyba potrzebowala ich tysiac, poddal nam taki przydomek.

Kamienisci


  Dokladnie naprzeciwko mnie mieszka Norma - a wlasciwie to nie mieszka bo jest bogata wdowa majaca trzy domy, ten wlasnie bo stad pochodzi i ma tu rodzine, drugi w Kaliforni a trzeci na Florydzie w Tampa i tam rezyduje na stale przylatujac tutaj dwa razy w roku by z okazji Bozego Narodzenia i czasem w lecie zobaczyc sie z rodzina. Jej dom wiec praktycznie pusty chociaz dostaje opieke ogrodnika i sprzataczki. Gdy tu jest to sie umawiamy na wspolny lunch na miescie. Ona nie dostala przydomka, nazywamy ja po imieniu.

Norma


 Jeszcze inni sasiedzi to Asfalty. Przedstawili sie nam gdy sie tu sprowadzili ale jak zwykle nie zapamietalismy ich imion a jako ze on jest wlascicielem firmy produkujacej asfalt to zostali Asfaltami.

Asfalty


 Inna sasiadka bardzo duzo spacerujaca a najczesciej z dwoma psami, bardzo przystojna i mila, zostala ochrzczona  Piekna.

Piekna


 Wielu innych przejezdzajacych sasiadow, zwlaszcza pan, zatrzymuje sie gdy mnie widza na trawniku by pozdrowic, czesto pochwalic me kwiaty, kazda przedstawiajac sie imieniem ale ich nie zapamietuje bo za duzo tego. Przy okazji tlumacza mi z ktorego sa domu wiec raczej pamietam domy niz imiona a nawet twarze. Jeden z nich to Warownia - bo tak sobie obmurowali wysoki taras ze zywcem kojarzy sie ze sredniowieczna warownia.

Warownia


 Jeszcze inny sasiad obcina swoje krzewy a ma ich moze 15 na okraglo tworzac kule, wiec dostal przydomek Kulisty.


Kulisci


Mamy sasiadow pochodzenia azjatyckiego. Ci ludzie zyja kompletnie odizolowani, z nikim nie rozmawiajac, nie machajac, nie integrujac sie . Nikt nie zna ich imion lub zajecia. Mowimy na nich Japonczyki chociaz wcale nie jest pewnym czy rzeczywiscie nimi sa bo z daleka ciezko ocenic narodowsc.

Japonczyki, a moze Koreanczyki?


 Obok nich mieszkaja Schodowi - tez trzymajacy sie z dala od innych, tez nikt nie zna ich imion czy zawodow. Ich dom znajduje sie na szczycie wzgorka i wioda don dlugie stopnie co spowodowalo ze z braku laku dostali przydomek od tych schodow. Inni sasiedzi mieszkajacy na tej skarpie tez maja duzo schodow wiodacych do frontowych drzwi ale inne ich cechy podsunely inne przydomki.

Schodowi


 Nastepni ktorzy otrzymali przydomek od elementu ogrodowego to Hamaki - bo znow nie znajac imion dostali ta nazwe przez to ze maja hamak na ktorym czesto lezy corka - nie w ogrodzie i prywatnosci jak my, tylko na froncie, blisko ulicy. Akurat na zdjeciu go nie ma bo zdjeli ale sa krzesla-bujaki na ktorych czesto przesiaduja.

Hamaki


Inne zdjecie pokazuje mych tylnych sasiadow, Andrusow i przy okazji kawalek mojego domu, glownie okna od slonecznego pokoju. Andrusy maja taki przydomek bo pochodzi od imienia ojca, Andrew, ale ich dwoch chlopcow sa takimi glosnymi i krzyczacymi rozrabiakami ze gdy sa na ogrodzie to jeden krzyk. Albo placz. By wiec nie wymieniac ktory krzyczy, ktory placze, mowimy ogolnie - oooo,  Andrusy sa na dworze.......

Andrusy, plus tyly Serpentyny


Jeszcze inne zdjecie pokazuje inny fragment mojego domu, frontowy, (z prawej strony zdjecia, z bialymi garazowymi drzwiami), i uklad ulicy by Wam pokazac jak to tylko wyjde przed drzwi i juz wszystkie domostwa widze, te bedace w polkolu, te ktore sfotografowalam.



 Gdy tak ludzi chrzcze i pozniej nazywam wciaz kojarzy mi sie ze wlasnie tak powstaly wspolczesne nazwiska - albo od wykonywanego zawodu, albo osobistej cechy wygladu, moze takze usposobienia bo znalam w Polsce osoby o nazwisku Kwasny. Jeszcze innym co sobie mysle jest to ze z pewnoscia i my mamy jakies przezwisko i ciekawam jakie?    

25 komentarzy:

  1. Bardzo lubię oglądać domy, w tv oglądamy programy o poszukiwaniu lub remontowaniu.
    Sympatyczne macie podejście do sąsiadów i faktycznie , łatwy sposób dla ich odróżnienia, bo przecież imiona mogą się powtarzać, a kto zapamięta nazwiska?
    my mieszkamy w bloku, więc dużo do zapamiętania nie mamy, bo blok mały, ale zdarza się, że mówimy, ci z pierwszego pietra lub ci nowi, albo młodzi z dziećmi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jotko - my tez czesto i z przyjemnoscia ogladamy te programy. Ostatnio jednak jakby mniej bo wiekszosc to powtorki wiec polujemy na najnowsze odcinki. One troche mi pomogly w przedekorywaniu domu, choc duzych remontow nie robilismy, jedynie drobne.
      Gdy mieszkalam w Polsce i bloku to znalam jedynie najblizszych sasiadow, tych z czwartego pietra to tylko z widzenia (my na pierwszym), podobnie jak Ty.

      Usuń
  2. Gdy kończyłam czytać post, taka sama myśl przyszła mi do głowy: czy macie przydomki u sąsiadów i czy je znacie. Bardzo fajny post. Każdy z pokazanych domow prezentuje się okazale. Mieszkacie w ciekawym miejscu, aż chciałoby się dołączyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje Iwono.
      Wahalam sie z publikacja bo wyszedl mi bardzo dlugi post - ale ciesze sie ze zrobilam i podobal Ci sie.
      Moje osiedle to tylko jedno z wielu - dzielnica ma ich kilkadziesiat a kazde to dziesiatki domow, kazdy inny i zadbany, obrosniete drzewami i zielenia, basenami, kortami tenisowymi i do koszykowki, sciezkami zdrowia i spacerowania, cicho i spokojnie - a miasto w odleglosci paru minut jazdy.
      Lubimy nasze osiedle i sasiadow.

      Usuń
  3. W pięknej okolicy mieszkasz. Każdy dom prezentuje się okazale.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziekuje. Tak, nasze osiedle a jest jednym z wielu, jest bardzo ladne, zielone i spokojne, przyjemnie sie tu mieszka. W dodatku moja krotka ulica jest prawie bezdzietna wiec bez krzykow i ruchu rowerowego.

      Usuń
  4. Właśnie też się zastanawiałam, jaki też Wam przydomek by wymyślili :) Ale przyznać trzeba, że macie niesamowite pomysły :) Miło było mi poznać Twoich sąsiadów i zobaczyć te piękne domy :) No może poza warownią, która nie jest zbyt urocza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tak, tez bym chciala poznac nasz przydomek i lepiej zeby byl mily.
      Wlasciciele Warowni chieli obudowac jedna strone tarasu by miec prywatnosc a pozniej zdecydowali zbudowac rowniez dol by uzyskac dodatkowa komorke na sprzet ogrodowy i tak im wyszlo, bardzo szpetnie. Ale to jest tyl i jeden rog domu, z frontu sie lepiej prezentuje.

      Usuń
  5. Gratuluję ilości sąsiadów i pomysłowosci w przydomkach.
    My mieszkamy przy bardzo krótkiej uliczce i praktycznie sąsiadów mamy tylko 5.
    Przydomek nadalismy tylko jednym - starsza wdowa mieszka z 2 synami trochę powolnymi umysłowo.
    Nazywamy ich - dwaj elokwentni bracia.
    Inna sprawa, że oni pomagają wszystkim dookoła, nam koszą trawę na malutkim skrawku trawnika przed domem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Lechu, "dwaj elokwentni bracia" - złośliwe 🤣🤣🤣 Ale wiesz, że przypomniałeś mi "Zabić drozda"?

      Usuń
    2. Twoj uklad bardzo podobny do tego jaki mielismy tam gdzie mieszkalismy 20 lat, dwoch bezposrednich sasiadow, a ulica, zgodnie z tym jaka byla, nazywala sie Short.
      Tutaj, w obecnym miejscu, mimo ze domy sa dosc blisko siebie, da sie utrzymac prywatnosc - jak wspomnialam Japonczykow nikt wlasciwie nie zna, pan Schodowy nie wiem jak z twarzy wyglada bo go nigdy prawie nie widze i tylko z daleka. Kazdy dom ma front i strone garazowa i ta sie uzywa na codzien no bo przyjezdza i wchodzi do srodka z garazu i to powoduje ze czesto wlasciciela nie widzi sie na oczy.

      Usuń
  6. Nadawanie przydomków jest stare jak świat /pewnie szczególnie w szkołach, ale nie tylko!/ i nic w tym złego.
    Widzę, że o wszystkich sąsiadach piszesz z sympatią. To super, że można mieć takie nie narzucające się a sympatyczne układy.
    Zwróciłam też uwagę, że wszystkie posiadłości są bardzo zadbane- miło popatrzeć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Udalo sie nam z sasiadami bo wszyscy sa sympatyczni i nie klopotliwi, nie ma niesnasek, natomiast niejeden raz, choc w sumie codzienne kontakty nie sa bardzo bliskie, mialam wiele przykladow ze gdy trzeba to mozna liczyc na ich pomoc. Pamietasz jak nam przeprowadzkowy truck rozjezdzil trawnik i odjechal bez slowa? Dziadkowa przyszla mi o tym powiedziec mimo iz ledwie chodzi i o lasce.
      Wszyscy dbaja o dom i ogrod a u nas np trawe sie scina co tydzien (Kulisty dwa razy w tygodniu). Miejscami publicznymi zajmuje sie administracja i tez sa bardzo zadbane. Mamy sasiedzki komitet a wyglada tak iz wybrany trzyma oko na czyms, np basen, korty, plac zabaw dla dzieci, klomby, stan jezdni - i gdy widzi usterke zawiadamia administracje a ta zaraz przysyla naprawiaczy. Placimy za to - rocznie 450 $ - wiec musza dbac. Faktycznie wszyscy dbaja o swe domy i trawniki, mamy czysto i zadbanie. Smiesznie wyszlo bo ogrodnik ktorego mamy jest wspolny, obrabia co tydzien cala nasza ulice - a zaczelo sie od jednego domu, i gdy ludzie zobaczyli ze staranny kazdy po kolei go zatrudnil. Jemu wygodnie bo ma klientow w calym miescie co wiaze sie z przemieszczaniem z miejsca na miejsce a u nas nie, zaparkuje i obrabia 6 domow.

      Usuń
  7. Super się czytało Twój post 😍 Tak, jak piszą inni powyżej, domy prezentują się okazale.
    Trochę też działa ten amerykański mit, tak głęboko u nas zakorzeniony. Zdaje się, że jesteśmy głęboko przekonani, że KAŻDY w Ameryce ma własny dom (co chyba nie do końca jest prawdą 😉).
    Z drugiej strony nieraz się też u nas mówi, że te domy są tandetne, że wystarczy byle podmuch i już leżą etc. Ale na pewno wyglądają ciekawiej niż nasza kostka, w ostatnich czasach przybierająca nowe, nie zawsze lepsze, szaty.

    Mieszkam w bloku 10-piętrowym od ponad 30 lat i niestety nie znam nazwisk sąsiadów. Gdy się wprowadzaliśmy, inni byli już od dawna zakorzenieni i znali się między sobą od oddania bloku. Na parterze wisiała lista lokatorów, więc można było w każdej chwili sprawdzić, jak się nazywa sąsiadka z szóstego. Ale nic nie jest wieczne i pewnego pięknego dnia listy już nie było (RODO?). Gdyby człowiek wiedział, to by ją sobie sfotografował...

    Tak więc przydomki też funkcjonują 😄
    Jeden sąsiad, już emeryt, ciągle pozostaje Dyrektorem (choć znamy nazwisko), z racji tego, iż był dyrektorem teatrów.
    Był Pijak, ale zszedł.
    Jest Prokuratorowa (wiadomo, dlaczego).
    Jest Kulawy (nikt nic nie ma do jego utykania, ale tak najprościej).
    Jest Doktor i Córki Doktora.
    Jest Facet z Telewizji i jego żona Czarna.
    Jest Ten od Dowodu (córka kiedyś znalazła jego dokument i oddała mu, przyszedł dziękować z załącznikiem, akurat gdy ją uczyłam wyświadczania przysług bez oglądania się na wyrazy wdzięczności).
    Jest Grażyna (kto z Polski, ten wie). Jedyna, z którą utrzymujemy bliższe kontakty - wzajemnie przechowywaliśmy u siebie klamoty podczas remontów.
    Jest Ten od Raka. Ale to jego żona miała raka (tyle że już nie żyje).
    Jest Pisiara 😁

    Witamy się ze wszystkimi w klatce, ale nazwiska znam zaledwie cztery (na 22 mieszkania).
    Oczywiście też nie wiem, jak nazywają mnie 😂

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sa w USA domy o jakich piszesz, takie kruche. Ale to idzie z dzielnica w ktorej sie mieszka i kontem bankowym. Te nasze to nic w porownaniu z naprawde bogatymi dzielnicami - na te w mojej dzielnicy niemal kazde pracujace malzenstwo bez problemu stac. Prawda jest ze wiekszosc mieszka we wlasnych domach a jesli nie to ze wzgladow praktycznych. Dom zapewnia jako taka prywatnosc, dzieciom miejsce do zabaw, wiecej powierzchni, garderob, garaz. W moim miescie istnieje masa apartamentow i sa dosc pelne, czyli sa ludzie ktorzy wola taka forme zamieszkania. Jednym slowem istnieje wybor, a takze duzo prawdy w tym ze w Ameryce kazdego stac. Dla orientacji podam ze za przyzwoity apartament, w dobrej dzielnicy, musi sie placic niemal tyle co za sredniej wielkosci dom wiec czemu nie wybrac domu? Dochodza wtedy inne koszta co robi roznice ale teoretycznie kazdego stac. Zasada jest by za dom/apatrament placic 1/3 dochodu i wtedy twoj budzet miesieczny jest w porzadku. Tu dodam Niemal kazdego bo ubodzy istnieja.
      Haha - mialam podobnie gdy w Polsce mieszkalam w bloku - znalam po imieniu jedynie kilku sasiadow, tych najblizszych, np z czwartego pietra wogole. Nie pamietam jak ich okreslalismy.

      Usuń
  8. Fajnie tak po swojemu i pomyslowo ponazywac sasiadow i duzo tych sasiadow, bo poszlas dosc daleko, bo przeciez domy sa duze i dzialki rozlegle. A Dziadki musza byc w dobrej formie, bo do skrzynki na listy maja dosc daleko i do tego sa schody.

    OdpowiedzUsuń
  9. Widze jak za te lata co tu mieszkam Dziadki sie zestarzeli (my tez) - z poczatku Dziadek sam obrabial trawe i krzewy, mieli pieska z ktorym spacerowali kilka razy dziennie a Dziadkowa jeszcze wtedy pracowala. Teraz zupelnie inaczej - oboje ledwie chodza i to z laskami, co prawda sa dni ze spaceruja ale rzadko, pieska musieli uspic bo tez byl bardzo stary. Do tych schodow doczepili balustrade by sie mic czego trzymac przy wchodzeniu. Tak, czas robi na nas wszystkich wielkie zmiany.
    Dawniej ja tez regularnie spacerowalam ale musialam zrezygnowac bo chodzenie po asfalcie i betonach robi mi bol w kolanach i pietach. Lubilam spacerowac a ile sie wtedy napatrzylam roznym domom i ogrodom!
    Jak wyglada Twoje sasiedztwo?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moglabym powiedziec ze podobnie jak Twoje, jezeli jestem na zewnatrz od frontu i ktos akurat wyjdzie z sasiedniego domu i jest w miare blisko to powitanie czasami krotka rozmowa, tylko jednych sasiadow znam troche blizej i ich imiona pamietam Mike i Lisa, na Boze Narodzenie wkladamy do skrzynek kartki swiateczne, sa tam jeszcze imiona corek i dwoch pieskow ale nie pamietam.
      Tutaj jest tak jak u Ciebie, pozdrawianie, czasami grzecznosciowe rozmowy, ale nie wpadanie do domu na pogaduszki, a tak mialam w Polsce i chociaz bywalo to nie raz meczace z grzecznosci tolerowalam to.

      Usuń
    2. Faktycznie u Ciebie i u mnie jest podobnie z tymi sasiedzkimi kontaktami. Bardzo mi sie podoba taka metoda - przyjaznie, cieplo, usluznie ale z dystansem, wiedzac o sobie tylko kilka podstawowych faktow, bez wchodzenia w prywatne sprawy i bez obgadywania innych.

      Usuń
  10. Bardzo lubie Cie czytac Serpentynko. Pozdrowienia monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wyobrazasz sobie ile przyjemnosci dal mi Twoj komentarz, Moniko. Niezmiernie milo wiedziec ze jest sie czytanym i nawet lubianym. Bardzo zachecajace, tym bardziej ze zawsze mam watpliwosci czy kogos interesuja me wpisy, czy nie zanudzam bo na ogol sa dlugie.
      Dziekuje serdecznie.

      Usuń
  11. Wiesz co? My nie nadajemy imion (przydomkow ) sasiadom, bo tu nie ma takiej koniecznosci przeprowadzek za praca- tu obowiazuje styl europejski. Siedzimy na jednym miejscu od lat- dom moj maz odziedziczyl po rodzicach. Ulice zna malzonek od dziecka i ulica zna go od dziecka.
    Ale sasiedzkie stosunki to takie same jak u Was w Ameryce. Czyli ludzie sie nie odwiedzaja w domach, pogawedki to podczas prac w ogrodzie albo na trawnikach... odbieraja sobie poczte, paczki. Robia imprezy takie wspolne np.: na 50 lecie ulicy ( ta impreze robia co piec lat. Obchodza ulicznie np.: bardzo popularny tutaj festyn strzelecki. Wychodza na ulice, wieszaja flagi miasta, pija wtedy piwo, gawedza i sie smieja... na zakonczenie , kiedy wszyscy te flagi powywieszaja ida posiedziec do kogos do ogrodka...

    OdpowiedzUsuń
  12. Troche inaczej pamietam z moich polskich lat ale wyglada ze nie wszedzie jest jednakowo z tymi sasiedzkimi kontaktami.
    Podoba mi sie sposob znajomosci i wspolzycia na Twej ulicy, kiedy potrzeba to razem i ciekawie ale ogolnie we wlasnej prywatnosci. Mieszkancy blokow maja mniej okazji na ogrodowe spotkania czy rozrywki jakie urzadza sie u Ciebie, co powoduje ze cale towarzyskie stosunki wygladaja inaczej. Co mnie w nich najbardziej odstrasza to obgadywanie innych ludzi jakby bez tego imprezy nie mogly sie odbyc. Wspaniale ze w Twoich spotkaniach tego nie ma.
    Z przeprowadzkami u mnie jest inaczej - wciaz sie odbywaja a zaczynaja sie od 18tego roku zycia mlodej osoby gdy to wybywa z domu rodzinnego wyjezdzajac na upatrzona uczelnie. Pozniej kazdy mieszka tam gdzie sobie znajdzie prace a czesto wizja lepszej pcha do przenosin. Nikt tego nie traktuje jako koniec swiata, jest normalka. Na prowincji bywa inaczej, tam faktycznie osoba spedza swe zycie, chce czy nie.
    Zycze milych sasiedzkich spotkan.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To co opisuje dzieje sie w Niemczech. Oni tutaj mieszkajac w blokach, nie znaja wszystkich sasiadow. Nie ma takiego zycia w komunie jakie mialo miejsce w Polsce. Na zachodzie Europy ciagle zmienianie pracy nie jest dobrze postrzegane. Jezeli znalazlo sie robote zadawalajaca, to trzeba sie jej trzymac. Jezeli ktos nie moze zagrzac miejsca w jednej firmie to cos z nim nie tak. Dlatego tez nie ma tu takiej tradycji jak w Stanach, przeprowadzek za praca, choc nie przecze, ze sporadycznie sie zdarzaja.

      Usuń
  13. Istnieja sposoby na sprawdzenie dlaczego osoba zmienia prace, poczynajac od CV i rozmowy kwalifikacyjnej. Poza tym nowe miejsce moze dzwonic i otrzymac opinie o kandydacie. Zmiane pracy na lepsza widzi sie raczej jako sieganie wyzej, rozwijanie sie, nie marnowanie swego wyksztalcenia i talentu siedzac na laurach.

    OdpowiedzUsuń