Az sie boje rozpoczynac nowy wpis bo zawsze wychodzi mi dlugi tasiemiec powodujac obawe iz zanudzam, iz czytanie tak dlugich tekstow jest meczace i czasochlonne wiec zniecheca po pierwszym rzuceniu na niego okiem. Moze powinnam porzucic blogowanie i zaczac pisac ksiazke?
Obecny bedzie opisem niedzielnej rozmowy z mlodszym wnukiem, a do tego musze dac wprowadzenie wiec daje: rodzice wnukow sa z wyksztalcenia biochemik / mikrobiolog oboje pracujac dla wielkich firm farmakologicznych, syn dla Sanofi. Specjalizuje sie w lekach przeciwrakowych czyli ma do czynienia z komorkami. Ex-synowa pracuje dla podobnej firmy ale nie wiem ktorej. Bedac dziecmi urodzonymi w 21 wieku, w dodatku majac rodzicow o takim wyksztalceniu i wciaz bedac zaznajamiani z tym nad czym pracuja, badaja, testuja, dla nich medycyna to chemia, technologia, eksperymenty .
Oczywiscie wiedza ze nie zawsze tak bylo, iz istnial brak dokladnej znajomosci chorob, ich przyczyn i przedewszystkim lekow wiec ludzie musieli polegac na tym co znali i leczyc sie prymitywnymi sposobami, czesto uzywajac dziwnych metod. Dla nich, dla wnukow, to daleka przeszlosc i nie przychodzi im do glowy ze my, 73letni dziadki, moglismy sie w mlodosci otrzec bodaj troche z tymi dawnymi , domowymi sposobami. Dobrze pamietam jak mnie leczono np. cebulowym syropem gdy mialam kaszel, zreszta o ile sie nie skorzystalo z wizyty u lekarza to apteki nie oferowaly tylu lekarstw bez receptowych ile mamy dzisiaj - doslownie na wszystko dzieki czemu mozemy sie czesto leczyc samemu .
Z wnukami (starszy bedzie mial 16 lat za pare dni, 2go wrzesnia, mlodszy ma 13 i pol) nie widzialam sie od wakacji 2019 a zobacze ich gdy przyjada do nas na Swieta, o ile covid czegos nie odmieni. W miedzyczasie widze na zdjeciach a takze FaceTime jak urosli, starszy przerosl ojca i otrzymal przydomek Hard Drive jako ze jego mozg to istny komputer. Ilez ten chlopak posiada wiedzy, poza tym ogromne zdolnosci matematyczne.
Przez ten czas, tego nie widzenia sie, wciaz z wnukami rozmawiamy uzywajac wspomniany FaceTime - to jest takie telefoniczne Skype, pozwala rozmawiac i wzajemnie widziec sie - najczesciej z mlodszym bo starszy zbyt zajety na rozmowy i tylko nam pomacha reka, pozdrowi i to wszystko.
Spotyka Was to ze rozmawiajac z innymi wtraci sie slowko alo napomkni o banalnym wydarzeniu a z tego wywiazuje sie zupelnie ciekawa i nawet pouczajaca rozmowa? My tak czesto mamy w rozmowach z wnukami, a chociaz moze trudno w to uwierzyc ale najlepsze rozmowy rodzinne tworza sie nam w czasie gry w karty. Nawet ziec sie w to wciagnal i oprocz samej gry bardzo lubi takie pogaduszki karciane i sam ma duzo do powiedzenia gdyz duza czesc swego zycia spedzil na podrozach i nawet kilku latach przezytych w Ameryce Poludniowej. Chlopcy bardzo lubia sluchac jego wspomnien i z kazdego dowiaduja sie cos nowego.
W ostatnia niedziele, zupelnie leniwa oprocz ugotowania jednogarnkowego posilku, otrzymalismy kolejny FaceTime telefon od Mlodszego. Cieszyl sie ze wraca do szkoly, kolegow i zajec sportowych po czym, jako ze to ja odebralam telefon, pyta : jak sie czujesz babciu, nic Ci nie dokucza? Odpowiadam ze dobrze, ze nie liczac oka jestem ok. Wnuk wiec pyta co oku dolega, ja tlumacze ze glupstwo, ze powstaje infekcja po wewnetrznej stronie powieki. Nie boli tylko uwiera . Oczywiscie wnuk doradzil bym z tym poszla do okulisty na co mowie ze nie ma potrzeby, juz nieraz mialam i jak samo przyszlo to minie. Czy sobie czyms to lecze, pyta - nie, niczym specyficznym oprocz przemywania ciepla woda. I wtedy,nie wiedzac skad mi sie to nagle przypomnialo po tylu latach, pewnie 67miu, dodalam ze jesli to nie pomoze zaczne robic oku oklady z goracych ziemniakow.
Wnuka zatkalo, myslal ze zartuje wiec poprosil o objasnienie na co opowiedzialam mu jak to bedac mala dziewczynka poszlam z mama odwiedzic jej kolezanke i trafilysmy gdy akurat leczyla swego syna ta metoda. Nie pamietam co mu bylo ale wiazalo sie z bolacym i opuchnietym gardlem. Moze mums? Wtedy nie istnialo cos takiego jak gotowe poduszeczki sluzace do zimnych / goracych okladow , istnialy gumowe do napelniania goraca woda ale jak taka przylozyc do szyi? Niewygodne. Wiec ludzie wymyslili inny sposob a my obie, mama i ja, widzialysmy go pierwszy raz. Kolezanka nagotowala ziemniakow, ugniotla je na papke, porcje takich dosc goracych zawinela w recznik i takim okladem oblozyla synowi gardlo. Druga porcje trzymala w piekarniku by moc zmieniac. Faktycznie ten oklad mogla ulozyc do ksztalu szyi, obwiazac by sie nie przesuwal a to dawalo synowi wolne rece i moznosc swobodnego krecenia glowa. Nigdy mama nie miala okazji wyprobowac tego sposobu ale uslyszalysmy ze byl popularny wsrod ludzi. Musial na mnie zrobic wrazenie skoro do dzis pamietam.
Wnuk sluchal z otwarta buzia i wielkimi oczami ale skomentowal ze faktycznie wszystko jedno czego sie uzyje - goracej wody czy ziemniakow, byle gorace i pomoglo.
A mnie tak rozpedzilo to wspomnienie ze podrzucilam mu jeszcze inny sposob - stawianie baniek. Po rozmowie wyslalam mu zdjecia baniek i zabiegu by lepiej zobrazowac to o czy mowie. O tym tez nigdy wczesniej nie wiedzial i tez wysluchal lapiac sie za glowe. Przy okazji szukania zdjec zobaczylam mape ciala i punkty na ktore nalezy klasc banki w zaleznosci co i gdzie dokucza. Nie wiedzialam ze moga pmagac na tyle dolegliwosci - mialam w dziecinstwie stawiane ale jakos kojarzylo mi sie z przeziebieniami, z oskrzelami czyli plecami lub piersiami. A takze dowiedzialam sie jak stara jest ta metoda - pierwsza wzmianka pochodzi sprzed 1000 lat przed nasza era i wyszla z Chin.
Taki widok rzeczywiscie moze przerazic. |
Opowiadam wiec jak to moj brat bedac chlopcem mial straszna sklonnosc do jeczmieni, doslownie kilka razy w roku co bylo dokuczliwe i bolesne. Mama, zalac sie wsrod kolezanek, dostala porade ktora zbagatelizowala biorac za wielka bzdure i przesad ale po jakims czasie, zmeczona tymi jeczmieniami i patrzeniem na cierpienie syna, postanowila sprobowac bo pomyslala ze nic to nie kosztuje a moze pomoze? Zlapala muche ale tak by jej nie zabic bo do tego zabiegu musiala byc zywa, i rozdarla ja na pol przy samym oku, przy jeczmieniu. Wyobrazcie sobie ze pomoglo - jeczmien zniknal przez jedna noc . Myslala ze to przypadek ale gdy zadzialalo przy nastepnym razie uznala ze jednak prawda. Pozniej ten okres jeczmieniowy bratu minal a mama uznala ze te muchy przegonily je raz na zawsze.
Dla mnie bylo to zawsze smieszne i zbiegiem okolicznosci dopoki juz tutaj, w USA, nie trafilam na ksiazke ktora opisywala dokladnie takie samo wydarzenie - rozdzieranie muchy przy jeczmieniu - z tym ze bylo podane wytlumaczenie : bo okazuje sie ze to nie bzdura ani przesad - zywa mucha bedac rozdarta wydziela jakis toksyczny gaz ktorego nazwy nie pamietam. Mimo ze tego gazu nie moze byc duzo to wystarcza by zabic infekcje bo jeczmien to przeciez rodzaj infekcji. Jak ludzie zdobyli ta wiedze nie wiadomo ale byla znana od lat, podobnie jak ta o bankach.
Dosc powiedziec ze namieszalam chlopakowi w glowie a moze nawet dorobilam sie opinii jakiejs czarownicy i znachorki? Niemniej wszystkie trzy opisane przypadki, dziwaczne i smieszne, sa wyprobowane w rodzinie wiec wiem ze dzialaja. Przy okazji zwroccie uwage jaki kontrast miedzy tym co wnuk zna i wynosi z domu a co mu opowiada babka. Z kolei cieszy mnie fakt ze przekazalam zanim umre bo inaczej to moze na mnie zerwal by sie lancuszek tej przekazywanej ustnie wiedzy? Kto dzisiaj wie o rozrywaniu muchy w celu leczniczym?
Bańki to się do dziś stawia a jęczmień pociera obrączką z 24-karatowego złota.Dziś wiadomo, że złoto ma właściwości lecznicze a miejscowe przekrwienie tkanek leczy stany zapalne. Nie sterydowe środki p. zapalne też mają takie działanie, tyle tylko, że dodatkowo nie najlepiej działają np. na wątrobę, nerki, serce. Z leczenia domowego miałam tylko stawiane bańki, co ordynował mi lekarz. A dziś na stany zapalne biorę czosnek + miód bo ma działanie jak antybiotyk a nie uszkadza organizmu i codziennie do swej porcji jogurtu dodaję kurkumę. A te cieniutka błonkę, która jest pomiędzy warstwami cebuli można używać jako opatrunku na drobne skaleczenia.
OdpowiedzUsuńSerdeczności posyłam;)
Ty i ja wiemy o tym, o bankach, nawet doswiadczylysmy na swej skorze ale moja rozmowa i wpis nie byl o tym tylko tym co podejrzewalam - ze mlodzi jak moj wnuczek i pewnie miliony innych nigdy ani slyszeli ani widzieli.
Usuńjedyne co mnie zaskoczylo ze banki stosuje sie w pewnych schorzeniach watroby, nerek - a na mapie ciala widac ilu jeszcze innych organow.
O tak - do dzis niektorzy stosuja, zwlaszcza azjaci. Amazon mi pokazal jak wygladaja wspolczesne banki choc najwiecej maja tych tradycyjnych, szklanych.
Niby 21 wiek, ale nadal stosuje się domowe/ludowe sposoby.
OdpowiedzUsuńU nas jęczmień na oku pocierało się złotą obrączka, na kaszel tez syrop z cebuli, na bolące stawy liście kapusty, na niegojące się rany nalewka z nagietka, na żołądek nalewka z łupin orzecha...
Teraz szybko do apteki o gotowy lek, a kiedyś trzeba było gromadzić apteczkę i wiedzieć co na jaka dolegliwość.
Widze jak to nasze pokolenie jest swiadkiem ogromnych zmian w technologii, we wszelkich jej dziedzinach, tej medycznej czesci szczegolnie. Sa ogromnym ulatwieniem zycia ale widzac rownoczesnie wymieranie pewnych tradycji bardzo mnie smuci, ale nie mam na mysli akurat medycyny- ta nich sie rozwija a nawet znajdzie lek na covid.
UsuńMoj maz i nie tylko on, mowi ze na zoladek jest dobry kieliszek:)
Nie wiedzialam o lupiniach orzecha.
Brrrrrrr... rozedrzeć muchę:( Ale skoro pomaga, to trudno. Miesiąc temu stawiałam bańki mojej córce, bo była przeziębiona. A gotowane ziemniaki jak i zmiażdżone liście kapusty przykłada się na bolące np. kolana.
OdpowiedzUsuńJa często najpierw stosuję tzw. lekarstwa babcine, a jak nie pomagają, dopiero wtedy idę do lekarza. W każdym razie nie lekceważę medycyny alternatywnej, ludowych sposobów na chorobę, jak i porad lekarza. To wszystko można świetnie uzupełnić jedno drugim.
A teraz o Twoich wnukach- sama radość, że chcą i są dociekliwi. Taka ciekawość świata często prowadzi daleko. Twoje opowieści o leczeniu pewnych przypadłości pewnie obuci w nich ciekawość dotyczącą medycyny ludowej. Obojętnie czy to polskiej z Twoich opowiadań, czy amerykańskiej- prawdziwej skarbnicy.
Babcia czarownica to brzmi dumnie:)A jeszcze dumniej brzmiało by babcia wiedźma.
Miłego dnia.
Nie wiedzialam o lisciach kapusty a faktycznie ich forma moze sluzyc jako doskonaly oklad. W zdolnosci lecznicze muchy nie bardzo wierzylam dopoki nie wyczytalam w ksiazce o tych gazach.
UsuńNie tylko mucha moze pomoc w schorzeniach - przeciez dosc popularne jest obkladanie sie pijawkami. Gdy pracowalam w przedszkolu slyszalam od kolezanki opowiesc jak jej wujek mieszkajacy w Kanadzie (bylo to lepiej niz pol wieku temu), w srodku ich okrutnej zimy, tnac pniaki na podpal nie trafil w drewno tylko swoj golen, bardzo go rozcinajac. Nie mogl dotrzec do szpitala ze wzgedu na sniegi wiec rane leczyl po domowemu az dostal gangrene i grozila mu smierc. Na to jego pies, sam od siebie, zaczal mu ta rane lizac i w ten sposob czyscic az wyczyscil z najgorszego. Pozniej wujek wreszcie dotarl do lekarza, poniekad tylko na kosmetyczne opatrzenie rany bo zakazenie bylo dzieki psu usuniete.
Tak wiec przedziwne rzeczy sie czasem dzieja.
Mocno pozdrawiam.
Tego sposobu z muchą nie znałam i pierwszy raz o tym słyszę. Ale wiem, że moja babcia zawsze mówiła, że jęczmień powinno się pocierać złotą obrączką.
OdpowiedzUsuńJa tez slyszalam o tym pocieraniu obraczka ale juz w starszym wieku, po okresie brata jeczmieniowaniu, wiec nie wyprobawalam osobiscie.
UsuńPo tej rozmowie wnuk pójdzie na medycynę alternatywną, to pewne. :)
OdpowiedzUsuńPamiętam takie rózne sposoby, to faktycznie działalo. Gorące ziemniaki, smarowanie octem ciepłym pleców na przeziębienie, bańki, a jęczmień pocierało się złotą obrączką - bardziej humanitarnie niż z tą muchą. ;)
Hehe - muchy, bedac "brudnymi" i roznoszacymi zarazki, przynajmniej raz posluzyly do czegos humanitarnego.
UsuńMlodszy wnuk jeszcze nie ma pomyslu jaki zawod wybrac. Najchetniej zostalby zawodowym wedkarzem :)
Musisz duzo pisac jak tak duzo ciekawych wspomnien poruszylas, wiec pisz, dobrze sie czyta, a fajnie jest wyobrazac sobie Twojego wnuka sluchajacego Ciebie, ma chlopak odmiane, poruszylas jego wyobraznie, same pozytywy.
OdpowiedzUsuńMoja matka tylko syrop cebulowy robila, no i pamietam przymus picia tranu, do dzis widze ja jak stoi nade mna z lyzka tranu i kawalkiem chleba do zagryzienia.
Brrr... tak, jak to opisałaś, od razu poczułam w ustach smak tego okropnego tranu po latach 😁 i ten kawałek chleba, dokładnie tak było!
UsuńOj, Tereso - tran! cos okropnego! Nie znalam dziecka czy osoby lubiacym tran. We mnie tez wmuszano choc doslownie dlawilo mnie. Mleka tez nie lubilam, tez pilam z przymusem a najgorsze bylo to prosto od krowy, przez innych cenione.
UsuńTo przeczytalam -
Usuńtak samo odbieralam picie tranu. Jeszcze dzis gdy pomysle to dostaje skurczu zoladka. Pamietam ze pozniej wystepowal w formie zelowych kapsulek co bylo dobrym wynalazkiem.
Szczerze mówiąc, zupełnie sobie nie wyobrażam, jak można rozerwać muchę. W ogóle ją złapać- to już sztuka a jeszcze rozedrzeć żywą i jeszcze- w pobliżu oka to dla mnie szczyt wyobraźni i umiejętności manualnych. Obrączka bezpieczniejsza i sympatyczniejsza a też skuteczna.
OdpowiedzUsuńMnie jeszcze mama nacierała plecy spirytusem- przy przeziębieniu.
Domowe sposoby na ogół pomagały.
Fajna notka, Serpentyno. Ciekawie się czyta Twoje teksty- po prostu dotyczą życia. Są prawdziwe.
Właśnie. Pomijam aspekty powiedzmy humanitarne - bo bez problemu muchę zabiję, jak mi się po kuchni szwenda 😁 Ale złapać żywą, a potem ująć ją w palce tak, żeby móc rozerwać... łoł, ciężka sprawa 😂
UsuńAkurat wczoraj córka obserwowała sporą muchę, która siedziała na parapecie za zamkniętym oknem przodem do mieszkania. I zawołała mnie, bo ta mucha "żuła gumę balonówę" 🤣🤣🤣
Wypuszczała z siebie takie baloniki jakby i wciągała z powrotem. Otóż okazuje się, że muchy wymiotują... a nie, oszczędzę Wam szczegółów przy śniadaniu 😉
Cos dzisiaj dolega blogowni bo wklada komentarze nie tam gdzie powinna - sorry.
UsuńDziekuje, dziekuje BBM - bardzo mnie podnioslas na duchu. Polityka i covid sa w takim stanie ze rece opadaja, tyle sie oczytam i slucham ze wogole nie chce mi sie o nich wspominac na blogu. Wiec pisze co pisze. Dobrze sie sklada ze moje/nasze zycie, bedac spokojnym, jednak codziennie dostarcza wydarzen. Powiem Ci ze gdy pracowalam nad tym wpisem to pomyslalam o Tobie i Twej kronice dla wnuczka - bo czyz moje wspomnienia medyczne nie byly taka krotka i jednorazowa historia z przeszlosci?
Tak - zlapanie muchy tak by nie zabic bylo najtrudniejsza czescia zabiegu.
Zasylam moc pozdrowien.
To przeczytalam -
UsuńNo popatrz - znowu dowiedzialam sie czegos nowego - ze muchy wymiotuja!!!! I dlaczego nie skoro maja swoj system trawienny a zerujac caly dzien na byle czym moga trafic na cos szkodliwego. Albo przezrec sie.
Corka faktycznie uchwycila widok nieczesto spotykany a jej skojarzenie zabojcze!
Juz drugi dzien komentarze wchodza mi w nieodpowiednie miejsca - przepraszam ze musisz szukac.
Wnuk świetny, że tak ciekawy Twoich opowieści i w ogóle świata. Dołączając do tego to, co wyniósł z domu, ma wszelkie podstawy ku temu, by zostać KIMŚ.
OdpowiedzUsuńI fajne są Wasze relacje.
Serpentyno, opowiadaj, opowiadaj dalej 😍
Moje wnuki to troche jak slonce i ksiezyc - starszy wchlania wszystko co w komputerze, trzymajac sie z dala od ludzi, mlodszy z kolei kocha ludzi, wspolne zajecia, rozmowy.
UsuńCoraz wyrazniej widac ze starszy to matka, mlodszy to ojciec.
Dodam jeszcze, że dałam link do tego posta do folderu ZDROWIE 😁 kto wie, kiedy mi się przydadzą zarówno Twoje rady, jak i z komentarzy Czytelników 😀
OdpowiedzUsuńOooo - wprawilas mnie w dume - ciesze sie i dziekuje.
UsuńSkoro tak to wroc pod komentarz jaki wpisalam Jaskolce - to nie jest rada ale ciekawostka, moze i ja zechcesz wkleic.
Bardzo mi sie spodobało, że wnuk słucha i docenia.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o opisane metody, to bański są chyba bardzo popularne w medycynie chińskiej.
Natomiast rozrywanie muchy?
Po pierwsze nie wiedziałbym jak się do tego zabrać.
Po drugie chciałem znaleźć coś na ten temat na internecie - próbowałem google, po angielsku i po polsku, dobrze się uśmiałem z odpowiedzie jakie dostałem.
Dziekuje Lechu.
OdpowiedzUsuńTak, z tego co mi podrzucal internet wyszlo ze banki sa nadal bardzo popularne wsrod azjatow.
Caly czas od tych jeczmieni i much, a przypomne ze mialo to miejsce gdy bylam moze 7mioletnia albo mlodsza, bylam sceptyczna chociaz widzialam ze pomagalo - az do przypadkowego wyczytania identycznej historii w ksiazce i podanemu wytlumaczeniu. Wtedy uwierzylam, a stalo sie po wielu, wielu latach.
Ja tez, by podeprzec moja historyjke, probowalam znalesc info na ten temat ale mi sie nie udalo.
Coz - moje wlasne info poszlo w swiat, moze sie komus przyda.
Pozdrawiam sedecznie.
Myślę, że nasze wnuki z dwóch pwodów koniecznie powinny poznawać stare, tradycyjne metody leczenia. Po pierwsze, zanim sięgną po farmakologię i zaczną się truć chemicznymi lekami, warto żeby sięgali po to, co najprostsze. A po drugie, skoro niebawem będą doskonale wykształceni, to może odkryją skład tego gazu, który wydobywa się z rozrywanej muchy i odkryją lekarstwo na jęczmień?
OdpowiedzUsuńTak czy inaczej opowiadajmy wnukom różne ciekawe historie. Nawet jeśli z nich nie skorzystają dziś, to może my przetrwamy w ich pamięci jako ci ludzie, którzy takie historie znali.
Pozdrawiam Cię serdecznie.
Ja tez dostrzegam potrzebe i korzysc z kontaktow z wnukami ktorych duza czescia sa rozmowy tego typu. Nigdy nie przekaza wszystkich faktow ale zawsze cos. Duzo poznaja np z ogladanych filmow dziwiac sie jak moglismy zyc nie majac wspolczesnych gadzetow czy innych codziennych ulatwien a gdy mowimy ze poniekad bylo prosciej i milej to absolutnie nie wierza.Jesli chodzi o lekarstwo na jeczmien - teoretycznie mozliwe do zrobienia ale nalezaloby zaczac od sprawdzenia czy juz takie nie istnieje? Wiem ze lecza antybiotyczna mascia na oko ale nie wiem czy rowniez nie istnieje bardziej specyficzna, wylacznie na jeczmien?
OdpowiedzUsuńGdy o tym pomysle to ani nie widuje ani nie slysze obecnie o jeczmieniu, jakby wyginal czy co?
Wzajemnie - mocno pozdrawiam.