Moje rodzinne rocznice skupily sie w pierwszej polowie roku, zwlaszcza te tyczace najblizszego kolka rodzinnego. O najbardziej tragicznej nie bede wspominac wyliczajac jedynie te radosne :
Styczen - urodziny mlodszego wnuka
Luty - moje wlasne, tym razem 74te
Kwiecien - urodziny blizniat, przybycie do USA
Moze ich nie duzo ale same wazne a z nich najpilniej pamietam i wspominam dotarcie do "Ameryki" - niezapomniane przezycie i bez wahania moge je nazwac jednym z najlepszych wydarzen mego zycia.
Dosc powiedziec ze tyle co mielismy 50ta rocznice slubu o ktorej nawet pies z kulawa noga nie wspomnial, natomiast ta przyjazdowa wspominamy czesto i z wdziecznoscia a takze byle kiedy, nie czekajac rocznicy.
Podobnie z urodzinami - celebrujemy ale jako ze to coroczne wydarzenie nie budzi w nas wielkich emocji. W tym roku urodziny dzieci beda bardziej uroczyste bo 50te - ale to w kwietniu, mamy czas wymyslec co by niecodziennego z tej okazji zorganizowac. Wiemy ze corka bedzie w tym czasie w podrozy po Europie ale mozemy jej podrzucic troche gotowki by ulzyc kosztom rejsu a co mozemy zrobic dla syna tego jeszcze nie wiemy. Gdyby byl kobieta moze zafundowalibysmy mu dzien w Spa?
Myslac o tym wszystkim jakos utknelam na wspomnieniach zwiazanych z imigracja a takze pozniejszym wydarzeniem, bardzo przez nas oczekiwanym i upragnionym - otrzymaniem amerykanskiego obywatelstwa. Doslownie w dniu w ktorym stalismy sie prawnie zakwalifikowani do otrzymania rozpoczelismy caly proces. Wtedy, jako ze to byl rok 1989 i owczesne komputery nie pozwalaly bodaj czesci dokumentow opracowac na nich, musialo sie wypelniac je recznie, posylac poczta w odpowiednie miejsce, czekac.
Mieszkalismy wowczas w innym miejscu, malym miescie ktore nie posiadalo ani sadu federalnego ani biura immigracyjnego, przy tym nasz stan nigdy nie mial duzo imigrantow wiec caly proces wygladal tak ze egzaminy kwalifikujace, pozniej przysiege urzadzano 2-3 razy w roku, gdy nazbierano troche chetnych a odbywalo sie w innych miejscowosciach rozsianych po stanie.
Doczekalismy sie - egzamin, ktory mial czesc rozmowy i pytan tyczacych glownie historii kraju a takze znajomosci Konstytucji, inna sprawdzajaca poziom umiejetnosci czytania/pisania po angielsku - i zdalismy! Ja sie don tak pilnie przygotowalam ze na 20 mozliwych punktow zaliczylam wszystkie 20. Pozniej odbyla sie przysiega, w jeszcze innej miejscowosci - ja oczywiscie plakalam ze wzruszenia a to plakanie zostalo mi do dzisiaj gdyz za kazdym razem gdy slysze amerykanski hymn to mnie podrywa na bacznosc, reka mi idzie na serce i wiecej placze niz spiewam. Moja ulubiona stacja radiowa, rockowa, ma ladny zwyczaj byle kiedy, bez powodu, na wyrywki, zamiast nastepnego rocka, odegrac hymn - wtedy tez placze choc nie ma o co, jedynie z wdziecznosci i dumy narodowej.
Wiec mimo nadchodzacych rocznic ludzkich urodzin mysle o tych imigracyjnych duzo wiecej - a tym razem bedzie 38a. Przypomnialo mi to rowniez dzien otrzymania obywatelstwa przez dzieci co odbylo sie w innym czasie, pare miesiecy po nas.
Dzieci byly wowczas w szkole sredniej, plus pupilkami i prymusami i mialy bardzo duza popularnosc wsrod kolegow i profesorow. Pamietam ze gdy ich doganialam by sie wzieli za proces to wogole sie im nie chcialo i zwlekali, a ja nalegalam wiedzac ze za pare miesiecy, po maturze i wakacjach rozjada sie na studia i tak sie zaangazuja w nowe zycie i obowiazki ze nigdy tego nie zrobia. To ja skompletowalam im dokumenty, pilnowalam by powypelniali, zrobili zdjecia, pozniej zawiozlam do biura imigracyjnego. Ale i to w koncu sie skonczylo i nadszedl dzien ich przysiegi, oczywiscie znowu w jeszcze innym miescie, moze 2 godziny jazdy od nas. Oczywiscie poszlam do ich szkoly by zawiadomic kierownictwo ze w tym a w tym dniu beda nieobecni i dlaczego.
Wreszcie dzien nadszedl i wszyscy czworo pojechalismy. Zajezdzamy na parking gdzie to bylo bardzo duzo samochodow a tam stoi zaparkowany szkolny autobus z nazwa "naszej" szkoly i miasta, no i oczywiscie kolo niego cala duza grupa kolegow szkolnych, nauczycieli i kilkoro rodzicow. Okazalo sie iz koledzy, nauczyciele i kierownictwo zadecydowalo, rozumiejac jakim waznym wydarzeniem jest obywatelska przysiega, pragneli to uczcic razem z mymi dziecmi a takze na zywo uczniom zademonstrowac to o o czym sie tylko ucza w szkole. Ja juz wtedy, gdy ich zobaczylam, to plakalam, a pozniej w czasie uroczystosci jeszcze mocniej.
Oczywiscie ten fakt bardzo cieplo do dzis wspominamy - i rzeczywiscie zrobil ten dzien, bardzo dla nas wazny i emocjonalny, jeszcze bardziej uroczystym i milym.
Pamietam rowniez jak po wszystkim okazalo sie ze jest pora lunchowa czyli i my i wszyscy, caly AUTOBUS, jest glodny! Wtedy, w tych pierwszych latach imigracji, zylismy skromnie i trzymajac sie budzetu, wszelkie nieplanowane wydatki robily dziure w naszych kieszeniach a wszystko co sie nam udawalo zaoszczedzic szlo na cel ksztalcenia dzieci i mialo byc nietykalne - a wypadalo zaprosic wszystkich na posilek. Najczesciej tutaj w USA klasy nie maja wielu uczniow, ta o ktorej mowie mogla liczyc 20-22, do tego troje profesorow, kierowca, troje rodzicow, niecale 30, plus nasza czworka. Gdy sie zyje na budzecie a wydatek niespodziewany to nakarmic taki tlumek jest duzym obciazeniem. Dzis ta suma wydaje mi sie smieszna ale wtedy byla ogromna choc nie zaprosilismy ich do zadnej drogiej restauracji tylko do Pizza Hut - ktora kazdy ale to kazdy amerykanin kocha. Pamietajcie ze koledzy mieli po 17 lat, czesc grala w druzynie footballowej, dziewczyny byly cheerleader-kami, wszyscy wysportowani, zdrowi i potrafiacy zjesc. Nie pamietam ile pizz musielismy zamowic, ile napojow i deserow - pamietam ze dano nam osobna sale, ze kazdy sie najadl, ze bylo duzo smiechu i wesolosci a takze krotka przemowa jednej z nauczycielek w ktorej duzo mowila jak szkola jest dumna majac D i B - wspanialych uczniow, kolegow, sportowcow i jak sa dumni ze USA zdobyla nowych wartosciowych obywateli. Serpentyna oczywiscie wiecej przeplakala niz sie najadla.
To byl dobry dzien i widac ze niezapomniany a fakt iz cala klasa przybyla i wziela w nim udzial zrobilo go jeszcze bardziej specjalnym. Robiono nam zdjecia z tego wydarzenia, takze miejscowa gazeta umiescila artykul o tym dniu i mam je do dzisiaj - ale postanowilam nie publikowac gdyz dzieci niezbyt lubia gdy umieszczam ich zdjecia na blogu, w zamian wlepiajac oficjalne, internetowe.
Bardzo czesto, gdy jemy pizze z Pizza Hut, wspominamy ten dzien, ten posilek i kolegow szkolnych dzieci - a one do dzis mowia ze gdybym ich nie pogonila, nie przycisnela to moglo byc roznie z ich obywatelstwem.
Bardzo ciekawie to wszystko opisałaś, cos tam znałam niby z filmów, ale nie ma to jak wiedzieć od uczestnika zdarzeń.
OdpowiedzUsuńBardzo interesujący byłby dla mnie opis ciągu zdarzeń, które spowodowały wasz wyjazd i zakorzenienie się tam, z dala od kraju.
Czasami zastanawiam się, jakby to było, gdybyśmy my się zdecydowali na taki krok, a szansa była, bo mama miała brata w Australii...
Jestesmy emigrantami solidarnosciowymi - inaczej nigdy nie mielibysmy szansy. Stalo sie w roku 1984tym kiedy to dawano paszporty w jedna strone ale nas nie odstraszylo.
UsuńUSA pokochalismy bezgranicznie od pierwszego dnia. By krotko okreslic - w USA jest latwiej i szybciej a takze w luznej, swobodnej atmosferze, bez zmagan i stresow. Kazdemu planujacemu powiem ze chyba najwazniejszym jest znajomosc jezyka co bardzo ulatwia a takze daje uczucie przynaleznosci.
Dawano nam wybor : Niemcy, Francja, Australia, Kanada ale dla nas istnialo tylko USA i tak mamy do dzisiaj.
W latach 1985 -86, z moim mężem stypendystą WSU w Pullmnan, mieszkaliśmy w stanie Washington. Córki [11] i [6] chodziły do Franklin Elemetary School. Poznaliśmy rodzinę matematyka i historyczki z Kielc, z trójką dzieci, też jak Wy, byli emigrantami solidarnościowymi.Początki mieli trudne, food stamps, on bardzo chciał pracowac na uniwersytecie, miał chyba tylko ćwiczenia ze studentami. Żałuję, że kontakt z nimi sie urwał, ciekawa jestem, czy sa szczęśliwi. My wróciliśmy do Polski, mąż jako visitor profesor był później 2 lata na Politechnice w NY [ ale już bez rodziny]. Przeszedł na emeryture z Politechniki, jako profesor. My też nie żałujemy swego wyboru, ale zachwyt Stanami pozostał. Jeszcze dwa razy byłam u znajomych w Arizonie, kocham Amerykanów i ten piekny kraj !
UsuńDziekuje Karuzelo.
UsuńMy, szczegolnie ja, tak wlasnie od pierwszego spojrzenia pokochalam USA. Podobnie jak Ty uwazam za wspanialy kraj i przy tym umozliwiajacy spoleczenstwu, nie tylko emigrantom, prowadzic dobry i spokojny tryb zycia, oferujac tak wiele.
W moim stanie nie ma wielkiej Polonii ale kazda jedna rodzina bardzo szybko i bez trudu ulozyla sobie zycie, dala przyszlosc dzieciom. Nie ma tu takich ktorym by sie nie powiodlo a przy tym odbywa sie w luznej i milej atmosferze , wolnej od stresow i potyczek.
Dodam iz gdy odwiedzalam Europe lub Polske to zdawalo mi sie ze jestem na innej planecie - wiem ze nigdy juz nie umialabym mieszkac gdzie indziej i byc zadowolona.
Zasylam pozdrowienia.
O, popatrz... A ja myślałam, że obywatelstwo to tak cała rodzina razem nabywa. Rozumiem, że dzieci były już pełnoletnie, gdy Wy przechodziliście drogę do obywatelstwa? I podpisuję się pod słowami Jotki - chętnie poznam historię związaną z Waszym wyjazdem.
OdpowiedzUsuńMy z Rajskim też lutowi :) A reszta rodziny sierpniowo - wrześniowo - październikowa. Zatem - miłego świętowania kolejnych rocznic :)
Masz racje - kieruje tym wiek emigranta.
UsuńPod jotka napisalam pare slow o poczatku emigracji.
Skoro jestescie lutowi zasylam duzo cieplych zyczen, effko.
U mnie podobnie, wlasciwie nie ma miesiaca bez jakiejs rocznicy chociaz te najglowniejsze skupily sie w pierwszej polowie roku.
Dziękuję za bardzo sympatyczną i osobistą relację.
OdpowiedzUsuńHistoria ze szkolną wycieczką na ceremonię przyznania obywatelstwa dzieciom - po prostu fantastyczna. Myślę, że powinna zostać rozpowszechniona jako dobry przykład na obecne czasy.
Gratuluję wszystkich lutowych rocznic i życzę żeby były zwiastunem radosnych wydarzeń.
Moj opis swiadczy wlasnie o tym jak milo wspominamy ten gest, jak nam umilil uroczystosc. Czy zauwazyles Lechu ze dawniej ludziom bardziej sie chcialo robic cos wyjatkowego a teraz nie za bardzo i nie tylko przez pandemie? Odnosze wrazenie ze obecnie spoleczenstwo stalo sie bardziej samolubne i skupione na wlasnych interesach.
UsuńDziekuje za zyczenia.
Historia bardzo ciekawa i inspirująca do różnych przemyśleń (w tym nad umiejętnością i chęcią do adaptacji w nowym środowisku, jak również do otwartości/zamknięcia różnych społeczeństw na przyjęcie migrantów z poszczególnych kręgów mentalno-kulturowych?)
OdpowiedzUsuńBycie emigrantem w zasadzie powinno wiązać się z gotowością do podporządkowania się/ akceptacji swojego wyboru i zmian z tym związanych.
Dziekuje !
OdpowiedzUsuńMasz racje, kazdy emigrant powinien dostosowac sie do praw wybranego kraju. W naszym wypadku stalo sie to niemal niezauwazalnym i latwym, bez szokow kulturalnych jakie moze przechodza osoby z innych krajow bo nie moge szokiem nazwac oszolomienia jakie nam dalo spotkanie sie z nowym, innym swiatem, tak roznym a zarazem latwym do przyswojenia.
Piękny klasowy gest!
OdpowiedzUsuńI pięknie opisałaś osiedlenie się w nowej ojczyźnie. Dała Ci/ Wam tak wiele...
Ja i pewnie kazdy nowy w nowym kraju, moglby napisac na ten temat ksiazke :)
OdpowiedzUsuńGdy sobie pomyslimy, poprzypominamy to nie braklo wtedy nowych wrazen, przygod, nowych doswiadczen - i na szczescie wszystkie byly dobre.
Zdawałem sobie sprawę, że to wielkie przeżycie osobiste, ale nie miałem pojęcia, że jest to tak celebrowane, niczym święto. Rzeczywiście, gościnnie Was przyjęto w Ameryce. Przyjazd całej klasy to bardzo miły gest.
OdpowiedzUsuńAle co do Pizza Hut - nie, tu mnie nie przekonasz. Mieszkam w mieście, w którym się ten lokal nie przyjął, bo nie dość, że pizzerni tutaj zatrzęsienie, to jedna lepsza od drugiej. Kiedyś zamówiliśmy sobie jedną w Pizza Hut w innym mieście - i wcale nam nie smakowała, w dodatku była dwa razy droższa od naszej rodzimej. No cóż, tak nas tu popsuli :)
Gapa ze mnie...
UsuńWszystkiego najlepszego z okazji urodzin!
Dla takiego ktory przyjmuje nowe obywatelstwo uroczystosc jest bardzo emocjonalna, mozesz mi na slowo uwierzyc.
UsuńGdy odwiedzalam Polske i inne czesci Europy probowalam tamtejsza Pizze Hut, takze inne miejsca serwujace "amerykanskie" potrawy ktore powinny smakowac tak samo jak tutaj - ale tak nie bylo, smakowaly gorzej.
Ogolnie - jest tyle rodzajow pizz i miejsc ze nic dziwnego iz kazdy znajdzie dla siebie inna i w jego mniemaniu smaczniejsza. Hej - nawet zwykla zupa pomidorowa moze inaczej smakowac w kazdej restauracji.
U nas tez sa ich pewnie tysiace wiec jest w czym wybrac i dogodzic sobie. Z nich wszystkich najmniej moja rodzina lubi te z wloskich restauracji choc zdawaloby sie ze sa klasykami i powinny byc smaczne. Gdy jeszcze mialam dzieci w domu czesto robilam domowa, wedlug swego uznania i jaka kto sobie zyczyl - to tez dobry sposob na udana pizza.
Wazne ze macie wybor i nikt nie przymusza do korzystania wylacznie z Pizza Hut.
Dziekuje za zyczenia - najlepszego nigdy nie jest za duzo.
Ja bym chyba nie chciała mieszkac w Ameryce. Nigdy nie rozumiałam tej potrzeby wyjazdu. Moja mama ma rodzinę w tym kraju, ale na szczęście nie chciała przeprowadzki.
OdpowiedzUsuńZ pewnością dla kogoś, kto tego pragnął, przyjęcie obywatelstwa było sporym wydarzeniem;)
Piszesz ze nie chcialabys - wiec wspaniale iz istnieje prawo wyboru, ze nie musisz z zadnych powodow, ze z zadowoleniem mieszkasz gdzie chcesz.
UsuńNiemniej miliony emigruja i bez problemu zyja nowym zyciem - czyli jest mozliwym.
Wiem z wlasnego doswiadczenia ze to byla dobra decyzja - ale rozumiem ze nie dla Ciebie i nie bede przekonywac.
Bardzo ciekawa opowiesc. W Niemczech wyglada to nieco inaczej... nie ma takiego nacisku na patriotyzm, przysiegi na flage. Na kursie jezykowym... dosc dlugo trwal, byl blok tematyczny zwiazany z organizacja panstwowa Niemiec. Podczas egzaminu dostawalo sie kilka pytan z tym zwiazanych. Ow kurs i egzamin uprawnialy do starania sie o obywatelstwo, ale... tyczylo sie to raczej ludzi pochodzacych z innych krajow niz te z Uni Europejskiej.
OdpowiedzUsuńAniu - owszem, kazdy kandydat jest zobowiazany do zdania egzaminu i przysiegi, to czesc calego procesu, w tym to prawna koniecznosc ale do patriotyzmu nikt nie zmusza. Popatrz - pisze o swoim patriotyzmie a nikt mnie nie zmusza - czuje go wiec automatycznie wykonuje pewne gesty z nim zwiazane.
OdpowiedzUsuńWydaje mi sie ze nie mozna porownywac otrzymywania obywatelstwa w danym kraju do takiego w UE - kompletnie struktura, tym samym caly proces gdyz przepisy UE pozwalaja sie bez problemu przemieszczac czy mieszkac w dowolnym miejscu wiec posiadanie obywatelstwa jest dla nich malo wazne. Te uboczne celebracje zwiazane z wydarzeniem ludzie sami organizuja bo dla nich to wazny i wielki dzien. Sama powiedz czy dla takich z krajow gdzie byli przesladowani czy trwala wojna gwarancja bezpieczenstwa i wolnosci jaka daje obywatelstwo nie jest wazne? Jest - wiec celebruja.
Alez ja nie mam nic przeciw celebracji takich rocznic. Ludzie celebruja rozne wydarzenia w swoim zyciu. Opisalas otrzymanie obywatelstwa przez Twoje Dzieci bardzo cieplo, wiec niewatpliwie jest to dla Was ( Ciebie) niezapomniana chwila.
UsuńA z tym amerykanskim naciskiem na patriotyzm. Prawie w kazdym filmie ze Stanow tycza´cym sie wojny, zolnierzy przewija sie watek amerykanskiego patrioty.
Aniu - filmy a zycie to nie to samo. Nie mysl ze patriotyzm jest przypisany jedynie zolnierzom - kazdy amerykanin, chociaz jest cywilem, odznacza sie wielkim i niepprzymuszonym patriotyzmem, duma narodowa. Podobnie jak Ty znalam to uczucie jedynie jako idee dopoki nie zamieszkalam w USA - samo sie zrodzilo i zyje we mnie.
OdpowiedzUsuńSprawdzam czy moge komentowac.
OdpowiedzUsuńSerpentyna, mialam problem z komentowaniem, kiedy opublikowalas ten post napisalam dlugi komentarz, ale sie nie opublikowal. Dzisiaj mialam pomoc komputerowej specjalistki stad ten powyzszy krotki i probny komentarz, teraz probuje sama, zobaczymy. A problem mialam z ‘trackers’ i Safari mnie blokowalo.
OdpowiedzUsuńWspaniale ze sie odezwalas bo nie widzac Cie na blogach, lacznie z moim, niepokoilam sie.
OdpowiedzUsuńOd innych blogowiczow tez widze meldunki o klopotach z komentowaniem - dobrze ze sobie swoje naprawilas i komentarz sie ukazal.
Ja chcialabym lepiej znac komputery by sobie radzic w razie problemow bo gdy sie cos dzieje musze prosic meza. To nie problem gdy tyczy ogolnej sprawnosci ale gdyby tyczyl wylacznie bloga to mialabym zgryz gdyz wtedy musialabym go wtajemniczac w blog czego staram sie unikac chcac go miec prywatna sprawa.
Wszystko inne dobrze u Ciebie, jestes zdrowa? Tego Ci zycze i dziekuje za wpis.
O tak byloby dobrze znac lepiej komputery, ale ja juz nie chce sie uczyc.
UsuńZe zdrowiem roznie, ogolnie zawsze jestem chora, bo choroba nieuleczalna, ale przez tyle lat przyzwyczailam sie ze wiecej nie moge niz moge. Tydzien temu mialam covid booster i zlosci mnie ze inni zwlekaja, bo jest z boosterem tylko okolo 50%.
Dobrze iz dbasz o zdrowie, nie tylko pod katem covidu. Zycze Ci jak najlepszego samopoczucia.
UsuńU nas tez bardzo roznie ze szczepieniami - jedni sie szczepia wedlug zalecen, inni wogole, w dodatku nie nosza maseczek. My nadal przestrzegamy podstawowych zasad ostroznosci chocby dlatego iz bedac starymi wiemy ze jestesmy mniej odporni naturalnie.
Ogolnie mowia ze pandemia mija ale ja tego nie widze, wydaje mi sie ze ludzie po prostu przyzwyczaili sie do zycia wsrod wirusa, ze jedynie wczesniejszy strach przygasl.
Niesamowita i niezwykle poruszająca historia :)
OdpowiedzUsuńDla przyjmujacych obywatelstwo jest wielkim przezyciem, wiem po sobie - i jak widzisz wspominam do dzisiaj.
OdpowiedzUsuńTylko proba.
OdpowiedzUsuńSerpentyna przepraszam robilam probe.
OdpowiedzUsuń