26 lutego 2023

KRYSKA - CZESC II

Ta czesc historii, troche lagodniejsza w tresci, musze zaczac od siebie samej ; bardzo szybko po zamieszkaniu tutaj przekonalam sie ze mimo umiejetnosci zapelniania sobie dnia, przydaloby mi sie zajecie, cos konkretnego do roboty. Mimo iz moj apartament byl spory, 100 m kw to jednak wielokrotnie mniejszy niz dawny dom, nie posiadal rowniez ogrodu poza wspolnymi zielonymi terenami ktorymi zajmowali sie ogrodnicy, jednym slowem malo domowej krzataniny.

 Dnie spedzalam na wiecznym oporzadzaniu mieszkania, buszowaniu po miescie i sklepach, odwiedzaniu biblioteki, pojsciu do kina czy filharmonii a takze codziennych spacerach i wyjazdach nad jezioro lub rzeke by tam posiedziec i poczytac.

 Jednak bylo mi malo wiec zaczelam powaznie myslec o pracy ale takiej zgodnej z mymi potrzebami - czyms zajmujacym mnie moze 20 godzin tygodniowo, z luznymi godzinami a nawet dniami pracy, nic wymagajego wysilku fizycznego (mialam juz wtedy 62 lata), nic z odpowiedzialnoscia finansowa ani z duza grupa ludzi. Coz - nielatwo znalezc taka prace wiec nie udalo mi sie.

 Jednak jako ze bylam bardzo czestym gosciem dzielnicowej biblioteki szybko zaznajomilam sie z jej paniami biblioterkami - wszystkie takie mile i serdeczne jak Ty Jotko - i to one same zaproponowaly mi zostac wolontariuszka. Propozycje przyjelam choc to bylo zajecie bezplatne no ale nigdy moj zamiar powrotu do pracy nie polegal na potrzebie zarobku.

 W bibliotece, a miescila sie tuz za rogiem, zajmowalam sie odfajkowywaniem zwracanych ksiazek i rozwozeniu ich, ukladaniu na wlasciwych miejscach. Moglam sama sobie wybierac dni i ilosc przepracowanych godzin - z kazdej jednak sie cieszyly. Pozniej dodano mi obowiazkow - istnial program dla dzieci wiec trzeba bylo przygotowywac materialy na zajecia z nimi, pozniej sprzatac sale a jesli odbywaly sie z jakiejs okazji to dekorowac tematycznie. Wykonywalam te prace chetnie i sumiennie, w duchu liczac ze jesli uznaja mnie za dobrego pracownika to kiedys, gdy zrobi sie otwarcie na stala pozycje moze mnie przyjma mimo iz nie ukonczylam bibliotekarstwa.

 Kryska od poczatku wykazywala niezadowolenie z mego zajecia, glownie iz bylo darmowe nie rozumiejac iz nie zalezalo mi na zarobku tylko zajeciu.

 W koncu jednego dnia wystrzelila z pomyslem ktory wydal sie jej swietnym i to dla nas obu : Serpentyna, otwieramy polska restauracje! Zatkalo mnie a wlasciwie pomyslalam ze jak to Kryska, wyglupia sie. Ale nie - bo powiedziala iz myslac nad tym czyli moja "praca" wymyslila restauracje = gotowanie jako cos co obie umiemy robic, nie ma w miescie polskiej wiec znajdzie powodzenie a przy okazji pozwoli jej wreszcie przestac sprzatac cudze sracze (jej wyrazenie, nie moje).

 Oczywiscie moim sprzeciwom i argumentom typu "contra" nie bylo konca : mam emeryture i inny dochod, mam oszczednosci, nie musze sie zabijac zadna praca. Chce zajecie ale tez duzo czasu dla siebie wiec ono nie moze pozerac duzo dziennego czasu. Otwarcie restauracji to ogromny i kosztowny projekt, nie bede takiego brac na siebie na starosc, wiklac sie w kredyty i trzasc portkami czy dochod pozwoli splacac pozyczke o ile ja dadza starej babie. Jedynie w duchu, nie mowiac otwarcie bo nie chcialam byc niegrzeczna pomyslam ze jesli juz robilabym z kims bizness to nie z Kryska, osoba o niepewnej i niestalej sytuacji finansowej a przy tym jako ze oficjalnie byla nie pracujaca to zaden bank nie dalby jej pozyczki  , wszystko poszloby na mnie i w razie niepowodzenia ja bylabym finansowo przycisnieta.



 Na to wszystko ona chyba nie zdawala sobie sprawy czym byloby urzadzenie, zorganizowanie restauracji i pozniej co ? obie gotowalybysmy od rana do nocy, zajmowaly sie restauracja zaniedbujac swe zycie prywatne i domy? Przeciez z poczatku nie byloby nas stac zatrudnic pelnej obslugi. A kto by prowadzil rachunkowosc? - nie ja bo sie na ksiegowosci nie znam. To tylko pare przeszkod ktore mi przyszly do glowy i ktore jej wyliczylam myslac ze temat obgadany i skonczony. Ale gdzie tam!!!! bo Kryska, tylko w tym sposobie widzac swa szanse porzucenia sprzatan, wymyslila ze skoro nie restauracje to moze mala sniadaniowa kawiarnie? Taka z obwarzankami czy grzankami, kilkoma rodzajami past serowych, jajecznych, dzemami, owocami i ciastem? Kawa, herbata, kakao. To mi sie nawet podobalo - ale tylko w teorii - bo przeciez znowu istnial by przymus brania pozyczki na zakup czy wynajem miejsca i to takim ktore mialoby ogrodek . Wyposazenie, umeblowanie.... Kryska jednak widziala to inaczej i wpierala mi mowiac ze wowczas kawiarenka bylaby czynna tylko do 11tej rano (zwyczajowa pora do ktorej trwa sniadanie) co dawaloby mi reszta dnia wolna. Ale znowu - to tylko teoria bo przeciez mialybysmy wiele dodatkowych zajec organizacyjno-przygotowawczych co latwo by sie zamienilo w 12to godzinny dzien pracy. Znowu odrzucilam ten pomysl mowiec wtedy otwarcie aby przestala wymyslac bo ja na zaden taki nie pojde.




 Za ten czas jej zycie szlo po staremu - maz w Polsce, domy do sprzatania, synowie mieszkajacy w innych stanach, Kryska nadal sama.

 Jednego dnia zadzwonila mowiac ze w jednym domu zapytano ja czy nie zna kogos do opieki i wozenia do i ze szkoly dwoch corek a takze towarzyszenia im dopoki rodzice nie wroca z pracy? Pomyslala o mnie i dzwoni zaproponowac. Na to sie zgodzilam, najpierw idac do tej rodziny na zapoznawcza rozmowe. Corki, Ana i Meredith, mialy wtedy jedna 8, druga 10 lat i uczeszczaly do prywatnej szkoly. Dom ogromny bo rodzice byli bogaci, trzypietrowy, 5 sypialni, 5 lazienek - ale to nie bylo moja sprawa bo matka zatrudniala sprzataczke.

 Ja mialam po poludniu jechac do szkoly odebrac je , pozniej siedziec z nimi do nadejscia ktoregos z rodzicow. Matka wozila starsza na treningi jazdy na koniu ale nie zawsze mogla wiec czesto spadalo na mnie i bardzo lubilam bo przyjemnie bylo patrzec na konie, przyrode, postepy Any. Tam oczywiscie bywalo duzo innych matek, wszystkie bogate, wypielegnowane, - lubilam sluchac ich rozmow, problemow i zazalen na ciezkie zycie co mi naprawde dawalo napady smiechu.  Czesto musialysmy drugi raz jezdzic do szkoly gdy starsza miala trening koszykowki, czasem wozilam ja do fryzjera i manikurzystki.

 Rodzice, majac dla corek mnie, opiekunke ktora zawsze byla na zawolanie, nauczyli sie miewac piatkowe albo sobotnie wieczory ze znajomymi - wtedy przyjezdzalam tam na 7 ma wieczor i warowalam dopoki nie wrocili, czasem dobrze po polnocy. Nic a nic przy dziewczynach, poza wozeniem, nie musialam robic bo one, chciaz pochodzace z bogatego domu co zazwyczaj oznacza rozpieszczenie, brak dyscypliny dostaly dobra musztre jesli chodzilo o utrzymanie pokoi w porzadku i ladzie, lazienek tez, umialy przyrzadzic sobie proste posilki. Zajmowaly sie odrabianiem lekcji albo rozmowami telefonicznymi, ja tam tylko bylam w razie czego i spedzalam czas czytajac przyniesiona ksiazke. Nie placono mi za to duzo - 12 $ na godzine plus 20 $ na benzyne, za to wieczorno-nocne czuwanie oplacali szczodrze. Jednego razu pojechali na tygodniowy urlop do San Francisco mnie zostawiajac z dziewczynami - i dalysmy sobie rade. Bylam z nimi cztery lata i bardzo mile wspominam. Dzisiaj obie sa dorosle, obie na studiach i pewnie bym ich nie poznala na ulicy.

Kryska jak sie cieszyla iz pomogla mi znalezc to zajecie, niemal w 100 % takie o jakim myslalam ( bo wolalabym nie zaczynac pracy o 2:30 po poludniu i konczyc 6-7 ma wieczorem), tak ciagle mi wypominala nie zaakceptowanie jej restauracyjnych pomyslow.

 Na to wszystko nadeszly jej 57me urodziny. Oczywiscie juz wczesniej trzesla sie ze strachu na sama mysl a nam, znajomym, zakazala skladania zyczen, przysylania kwiatow a nawet wspominania o nich. Oznajmila iz caly rok bedzie podawac swoj wiek jako 56 a po roku wskoczy od razu do 58.......

CDN.   

12 komentarzy:

  1. Pamiętam, jak pracowałaś jako opiekunka tych dziewczynek. 😊

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pieknie ze pamietasz maskokropko -
      dla mnie to tez byl bardzo mily i niezapomniany okres zycia. Podjelam sie tej pracy troche dla rozrywki a pozniej, gdy nadszedl koniec, nie wyobrazasz sobie wdziecznosci rodzicow - bo mieli opiekunke zawsze dostepna i na ktorej mogli polegac. Pracowali sobie spokojnie wiedzac ze dziewczyny maja opieke a takze kogos do towarzyszenia im gdy sami mieli wychodne.
      Wiec moja "rozrywka " byla czyms bardzo waznym dla kogos.

      Usuń
  2. Tez pamietam ta prace a raczej spedzanie czasu z dziewczynkami z bogatego domu. Ale przyjemnie sie czyta, bo fajnie piszesz, zreszta zapomnialam w wiekszosci.
    A biznez restauracyjny sprawy bankowe, pozyczki bylyby Twoim zmartwieniem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Och - gdybym sie zgodzila na restauracje przysporzylabym sobie ogromnej roboty i finansowych strachow.
    Przede wszystkim Kryska nie rozumiala ze szukajac pracy mam na mysli cos lekkiego i rozrywkowego, z pewnoscia nic co by laczylo sie z finansami.
    Ta rodzine i "prace" wspominam bardzo mile a caly okres faktycznie przyniosl urozmaicenie codziennosci.

    OdpowiedzUsuń
  4. Pamiętam tamten okres Twego życia. Zawsze mnie śmieszy, gdy ktoś nie mając bladego pojęcia o prowadzeniu nawet najmniejszego biznesu, od razu narywa się na biznes typu restauracja lub kawiarnia, usiłując wmówić wszystkim, że taki biznes to tylko umiejętność gotowania. Nasz kolega, który skończył nawet jakiś kurs na gastronoma usiłował mnie namówić na wspólny biznes i miał do mnie okrutny żal, gdy mu wypisałam na dwóch arkuszach formatu A4 co musielibyśmy robić oprócz gotowania i jakie koszty ponosić. Powiedział wtedy, że ja to nadaję się tylko do wynajdywania przeszkód, a to nie jest twórcze.
    Ale do dziś utrzymujemy ze sobą kontakt. Nie wiem czy szukał potem kogoś do biznesu, ale wiem, że nigdy żadnego własnego biznesu nie miał i jest na państwowej emeryturze. Serdeczności;)

    OdpowiedzUsuń
  5. Bylo wiec z Toba dokladnie jak z Kryska - tez zdawalo sie jej ze to proste i latwe na co dawala przyklady z prawdziwych sukcesywnych historii innych ludzi.
    Absolutnie ani nie mialam ochoty na taki rodzaj pracy ani wplatywania sie w finanse. Sama powiedz na co by mi to bylo - majac spokojne i wygodne zycie/starosc brac na siebie ciezka prace i zobowiazania finansowe? Ona widziala to inaczej a glownie jako szanse ucieczki od sprzatan.
    A przede wszystkim mam zasade "mierzyc sily na zamiary" ktora wydaje mi sie bardzo praktyczna w zyciu.
    Odwzajemniam serdecznosci - mam nadzieje ze zdrowie i samopoczucie dopisuje Ci?

    OdpowiedzUsuń
  6. Dzięki za miłe słowo:-)
    dobrze, że nie dałaś się skusić jej propozycjom, bo przecież restauracja czy kawiarnia to robota 24 h/ na dobę i ta odpowiedzialność...
    Opieka nad dziewczynkami do dobre rozwiązanie, zresztą pamiętam, jak opowiadałaś i byłaś zadowolona:-)
    jotka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiscie - wplatalabym sie w straszna kabale o niewiadomym rezultacie, nie mowiac ze ze spokojnego zycia wskoczylabym w kompletny mlyn.
      Troche trzeslam portkami podczas tej opieki - gdy je wozilam , gdy przez tydzien mialam je pod calkowita odpowiedzialnoscia, dom tez - by sie nic zlego nie przydarzylo gdy byly ze mna.

      Usuń
  7. Szczerz? Tez bym nie wesza w taki interes z kims bez mozliwosci kredytowej. na papierze w myslach wszystko ladnie wyglada, ale zycie potrafi mocno zaskakiwac, wiec jakis bufor bezpieczenstwa trzeba miec. Moze Kryska wiele by swoja praca w ten interes wlozyla, ale Ty z pewnoscia tez niemalo, jednak forsa to sliski grunt.
    Z tym wiekiem- felerna liczba, rocznica. Moja mama miala obsesje na 38 urodzinach. Bala sie ze umrze.,., o matko, jak ona sobie to do glowy wbila i ciagle jak jakies fatum mowila o tym, ze ona chyba do 38 urodzin nie dozyje. Dozyla i przezyla:)

    OdpowiedzUsuń
  8. Kompletnie sie zgadzam, zreszta moje odrzucenie tej "cudownej" mysli jest dowodem.
    Nie poszlabym na to nie tylko z Kryska ale z nikim bo restauracja to zbyt skomplikowany interes.
    Jesli juz to moglabym zalozyc antykwariat, butik, cos malego i bardzo prostego.
    O tym fatum wiekowym jeszcze bede pisac w ostatnim odcinku Kryski wiec nie ruszam teraz tego tematu. - powiem tylko ze sa ludzie co go maja.

    OdpowiedzUsuń
  9. A co takiego złego jest w wieku 57 lat, że chciała ominąć te urodziny?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A, sorry, przegapiłem jeden post. Już wiem.

      Usuń