25 marca 2024

STOSUJAC SIE DO ZYCZEN..........

......sprobuje krotko powiadomic co u mnie, zaczynajac od kolejnych podziekown za wspolczucie i zainteresowanie.

 Ze dzieci i ja, takze reszta rodziny i znajomi przechodzimy ciezki okres nie musze mowic tym bardziej ze smierc meza spadla na nas niespodziewanie.

 Mimo to automatycznie spowodowalo istna lawine zalatwien administracyjnych, grzebania w dokumentach i komputerze, najpierw by odnalezc, nastepnie dzialac co poniekad dobrze bo pozwalalo miec glowe zajeta zalatwianiem a nie siedzeniem z zalamanymi rekami.  Przekladanie kont na me imie, likwidowanie juz niepotrzebnych jak bardzo wypasiona telewizja, meza samochod ktorego sprzedaz trwala piec minut, dzwonienie, faxowanie tam i spowrotem wymaganych dokumentow, w tym ZUS i nasze Social Security. Nawet nie nazwalabym tego biurokracja jako ze zadna instytucja nie wymagala zbyt wiele, tyle by miec akt smierci albo moj akt zawarcia slubu ktory jakims cudem trzymalam przez te wszystkie lata i moglam przedstawiac - i kazda jedna dzialala szybko i sprawnie - w trzy tygodnie, oczywiscie dzieki pomocy dzieci ktore porzucily swe osobiste zycie by byc ze mna i tymi administracyjnymi zalatwieniami, kazda jedna zostala zalatwiona oprocz dwoch ktore sie zakoncza w tym tygodniu.

 Juz informowalam ze nasz rodzinny plan polega na tym iz dom oproznie z tego co juz nie bedzie przydatne i z okrojonym do minimum dobytkiem przeprowadze sie na Floryde by mieszkac w sasiedztwie corki. Akurat Floryda nie jest moim wymarzonym miejscem zamieszkania ale rozum dyktuje ze bedzie bezpieczniej dla mnie wiec tak zrobie.

 Niezmiernie zal mi opuszczac obecny dom, taki wspanialy bedac obszernym i o dobrym ukladzie, mieszczacy wszystkie skarby zebrane przez cale zycie co nie jest przesada bo np wiele sztuk porcelany i krysztalow otrzymalam od rodzicow a jako ze dzieci tego nie chca jestem zmuszona przekazac w obce rece.

 Obecnie sortuje moj dobytek a to oprocz czasu i logistyki jest bardzo ciezkim zajeciem jako ze co dotkne to albo bylo osobista wlasnoscia meza albo czyms co kochal a teraz albo pojdzie na sprzedaz albo do uzywanego sklepu lub nawet prosto na smietnik. Przegladam wiec szuflady, szafki, garderoby i sortuje na cztery czesci - osobiste meza a to glownie ubrania i buty, jego walizki, torby, niepotrzebna juz elektronika i tysiac innych drobiazgow, inna czesc to wlasnie porcelana, meble ogrodowe, umeblowanie jadalni pojda do znajomego, inna czesc mebli i ozdob bedzie zabrana przez firme bioraca ubrania meza bo ona sie tym zajmuje - bierze od ludzi wyzbywajacych sie, urzadza aukcje a zarobkiem dzieli sie z wlascicielem 50:50. Jeszcze inna czesc to to co od reki wywoze do uzywanego sklepu a najgorsza kupka beda moje ubrania, pewnie pare setek i buty ktorych mam sztuk 100 albo i wiecej.

 Prosciej jest z mezowymi bo wiadomo ze wszystkich musze sie wyzbyc, te moje musze przegladac sztuka po sztuce, decydowac co bede brac na Floryde, odrzucajac prawie wszystkie zimowe, tam mi nieprzydatne poza jedna czy dwoma kurtkami/swetrami. Za to sie jeszcze nie zabralam zostawiajac na koniec przegladow a bedzie niesamowita robota.

 Przegladajac szuflady i szafki wciaz napotykam sie na "zapomniane" przedmioty dziwiac sie ze mam, ze lezaly sobie a teraz ida na straty. Nie musze sie z tym za bardzo spieszyc , moge dzialac w swoim rytmie i bez zameczania sie ale z drugiej strony mimo zalu opuszczenia tego domu i miasta, juz chce zakonczyc ten proces, przeprowadzic sie, miec z glowy pewne powinnosci zwiazane z posiadaniem domu, uproszczenia sobie zycia - bo dopoki tu jeszcze mieszkam musze niektore ciagnac jak by nigdy nic, np dbac o ogrod, stan domu by byl w przyzwoitym stanie gdy zglosze go na sprzedaz.

 W polowie kwietnia musze lecec do corki na Floryde by osobiscie ogladnac wytypowane przez nia apartamenty, zdecydowac ktory wybieram - chociaz mam mocnego kandydata bo na zdjeciach miejsce wyglada bajecznie, a to pomoze mi rowniez ocenic ile i ktore meble czy dywany moge przeprowadzic.

 A mialo byc inaczej - to kwietniowe spotkanie jako ze w kwietniu wypadaja urodziny blizniakow i 40ta rocznica przybycia do USA. Mielismy wiec wszyscy zjechac sie do corki by te dwie okazje odpowiednio uczcic. Zjedziemy sie ale oczywiscie cel i atmosfera bedzie zupelnie inna od zaplanowanej - urodziny beda smutne i ciche bo bez ojca, a moj pobyt glownie pod katem ogladania apartamentow.

 Widzac jak sprawy sie posuwaja a glownie beda uzaleznione od szybkosci sprzedania domu oceniam ze prawdopodobny termin przenosin to czerwiec albo lipiec. Wyobrazamy sobie iz pierwszy tydzien mego przyjazdu na Floryde spedze w domu corki - dopoki nie urzadze nowego miejsca, poukladam, zagospodaruje. To wszystko oznacza rowiez ciezki okres dla Belli ktora juz jest zupelnie zdezorientowana tym co sie narobilo i dzieje a jeszcze nie wie ze czeka ja podroz samolotem - w torbie - pare dni u corki gdzie to jest inna kotka, a nastepnie zycie w apartamencie ktory bedzie nie tylko mniejszy powierzchniowo ale oznacza koniec bycia kotem wychodzacym na zewnatrz.

 Co narazie codziennie grzebie w szufladach, szafkach, lamie sobie nieustannie serce widzac czego sie musze pozbyc a najgorsze momenty mam kiedy tyczy to osobistych rzeczy meza.

 Znajomi i sasiedzi albo mnie poodwiedzali skladajac kondolencje albo naprzysylali kwiaty i poza tym kazdy jeden oferuje pomoc jesli bym jej potrzebowala.  Psychicznie mam sie dobrze przyjmujac smierc jako los zycia, nikt sie od tego nie wymiga - w mym wieku to naturalne i przeciez sama poczynilam kroki w tym kierunku robiac u adwokata pewne dokumenty regulujace me finansowe i zdrowotne zyczenia. Dzieci przezywaja o wiele gorzej, jakby myslaly ze rodzice sa niesmiertelni. 

Ponawiam podziekowania za Wasze wspolczucie i pamiec co w takich ciezkich chwilach jest duza pomoca i milym gestem. 




10 komentarzy:

  1. Wszystko to, o czym piszesz, jest takie ostateczne, utrata meza, sprzedaz domu, w ktorym czulas sie zawsze dobrze, domu pelnego wspomnien i pamiatek, domu wychodzacego kota. Cos w niewielkim stopniu podobnego przezywalismy przeprowadzajac sie do o polowe mniejszego mieszkania, kiedy slubny przeszedl na emeryture, bo na tamto juz nie bylo nas stac, a tez bylo fajne i pelne wspomnien. Wiele musielismy powyrzucac i porozdawac, przestawic sie na znacznie mniejszy metraz. Trzeba jednak patrzec w przyszlosc, zreszta sama wiesz najlepiej, ze bezpieczniej miec w poblizu corke, a Floryda jest bardzo malownicza, palmy, slonce i nie ma tej paskudnej zimy, co dla mnie byloby nie do przecenienia, bo nie lubie marznac.

    OdpowiedzUsuń

  2. Bardzo się cieszę, że napisałaś ten tekst. Jakoś tak raźniej się zrobiło i choć wiadomo, że funkcjonujesz i z tego co opisujesz na pełnych obrotach.
    Kiedy zmarł mój teść też zaczęło się porządkowanie rzeczy po nim. Mąż jakoś szybciej uporał się z uprzątnięciem piwnicy po ojcu. Ustalał z matką co wyrzucą, co oddadzą....
    Raz poustalali co i jak . Mąż powyrzucał, wystawił kontener na ulicę. Pojechaliśmy na zakupy, wróciliśmy i zastaliśmy teściową wyciągającą z tego kontenera rzeczy po teściu.
    Dopiero po śmierci teściowej zaczęliśmy pozbywać rzeczy po nich obojgu, bo teściowa w tym swoim zrozumiałym przecież bólu nie mogła się zdecydować czego się pozbyć.
    A mąż narzekał : " No żeby nawet krawatów po ojcu nie mogła się pozbyć? Nie rozumiem."
    Ty jesteś oczywuścue w innej sytuacji. Zmieniasz miejsce zamieszkania.
    Trudno jest przeżywać żałobę w organizacyjnym zamęcie.
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszy mnie, że masz zajęcie dla głowy i rąk, bo zawsze łatwiej znieść Ci ten okres. Bliscy tez stanęli na wysokości zadania. Likwidowanie rzeczy po mężu to pracochłonne i wyczerpujące emocjonalnie zajęcie.
    Dla mnie takie było likwidowanie rzeczy po mamie.
    Oby wszystko udało się przeprowadzić bez problemów, a wtedy mam nadzieje, będziesz pisać już z Florydy...
    Ściskam mocno:-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki, Serpentyno, za to że znalazłaś czas, żeby się z nami podzielić informacjami, co robisz i jak to wszystko znosisz. Wybieranie rzeczy do wydania - z całego życia - jest bolesne, ale zajmuje czas i myśli. Musisz podejmować tyle decyzji... A potem zacząć się urządzać w nowym mieszkaniu. Będziesz miała mnóstwo miejsc do oswajania w okolicy. Może to i lepiej, że tak się złożyło, że nie zostałaś sama w wielkim domu, gdzie wszystko Ci przypomina męża.

    OdpowiedzUsuń
  5. Martwiłam się Twoim milczeniem. Wiem, co to znaczy, kiedy trzeba zlikwidować dom. Robiłam to po śmierci Rodziców, którzy odeszli w ciągu jednego roku. To przeglądanie szuflad, wydawanie rzeczy jest bardzo przykre. Z tamtego domu mogłam zabrać ksiązki, kilka talerzyków, filiżanek, cztery kieliszki do wina (starsze ode mnie), mały stolik i jeden dywanik. Książek było bardzo dużo. Nie liczyłam, ale pewnie około tysiąca.
    Dom poszedł w obce ręce i za psie pieniądze, bo to na wsi.
    Rozumiem Twoje Dzieci. Świat bez Rodziców jest jak krajobraz bez drzew. Dobrze, że mają Ciebie, że będziesz mieszkała blisko Córki.
    Przytulam Cię mocno.❤️

    OdpowiedzUsuń
  6. Współczuję. Masz bardzo trudny czas. Zal i smutek, nagła śmierć męża, pożegnanie. Teraz tak dużo do zrobienia, i pożegnanie domu, który tak długo był Twoim kochanym domem. Zupełnie inny nowy etap w Twoim życiu nadchodzi, przeprowadzka na nowe, dla Belli też trudny czas.
    Dobrze że masz tak dużo wsparcia i pomocy od dzieci, łatwiej to udźwignąć.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dziękuję za znalezienie chwili czasu aby nie trzymać czytelników Twojego blogu w niepewności.
    Gratuluję siły w przestawianiu życia na inne tory i zwartości Twojej rodziny.
    I nadal myślę o Tobie i życzę siły w tym tak trudnym okresie.

    OdpowiedzUsuń
  8. Doskonale wiem przez co teraz przechodzisz. Miałam o tyle lepiej, że przeprowadzając się do Berlina miałam sporo czasu na sortowanie i ewentualną likwidację różnych spraw. Od lutego do października porządkowaliśmy wszystkie sprawy papierkowo-urzędowe, więc tak naprawdę ze spraw urzędowych "na potem" został mi tylko ZUS, czyli kwestia "renty rodzinnej". Przed wyjazdem z Polski oboje zrobiliśmy u notariusza zapisy testamentowe Gdy umarł A. to córka przytomnie zarządziła szybką likwidację Jego rzeczy osobistych i mebli z Jego pokoju. Wszystkie polskie meble, które uparł się by je tu przywieźć, zostały rozebrane na części i wywiezione na odpowiednie składowisko, rzeczy osobiste zabrał z radością pewien Polak - radość głównie z powodu tego, że dałam za darmo. Tu sklepy z używanymi ubraniami przyjmują je tylko wtedy, gdy wpierw przejdą na koszt oddającego je przez pralnię i dezynfekcję i gdy są na to kwity, więc miałam do wyboru albo je wyrzucić na śmietnik albo komuś dać za darmo. I miała rację, że tak zrobiła likwidując te meble.. Rzeczywiście tak było mi łatwiej, przeszłość mniej kłuła w oczy. Od strony dokumentów wszystko było idealnie proste, bo oboje liczyliśmy się z tym, że w każdej chwili któreś z nas pożegna się z tym światem. Tyle tylko, że ja po tych 55 wspólnie przeżytych latach dopiero w tym roku w pewnym sensie pogodziłam się z faktem, że odszedł, a zrobił to w sierpniu 2019 r.
    Niespodziewanie to odszedł A.- o północy powiedzieliśmy sobie dobranoc a o 9 rano już nie żył. I naprawdę nic wieczorem nie wskazywało na to, że to ostatnie godziny Jego życia. Też bym tak chciała odejść. Polski ZUS od jakiegoś czasu bardzo "poprawił się" w kwestii obsługi obywateli- wreszcie się zeuropeizował w kwestii obsługi klienta - przynajmniej takiego, który nie jest przedsiębiorcą. Twoja córcia mieszka w bardzo ładnym miejscu i myślę, że się szybko przyzwyczaisz - tu też wiele czasu żyjesz z włączoną klimatyzacją. A Bella - może mieć kłopoty z "zakolegowaniem się" z kicią Twej córki. Przytulam,
    anabell

    OdpowiedzUsuń
  9. Anabell - chociaz posmiertelna sytuacja jest emocjonalnie podobna to jednak inna strona wydarzenia jest nieporownywalna - ja likwiduje nie jeden pokoj i ubrania meza ale caly dom, z dorobkiem calego zycia !
    Podobnie jesli chodzi o strone administracyjna : moj maz zyl tu 40 lat, pracowal w dwoch miejscach, mial w czterech roznych miejscach ubezpieczenie na zycie i kazde trzeba bylo powiadomic i stosowac sie do ich wymogow by to ubezpieczenie otrzymac. Przerzucic jego emeryture na mnie, podobnie akt wlasnosci domu bo chociaz na dokumencie figuruje jako wspolwlascicielka to pozyczka byla tylko na jego imie jako ze on mial zarobki kwalifikujece go na jej otrzymanie. Na szczescie tyle co pare miesiecy temu za porada adwokata uregulowalismy to wpisujac corke na akt - i teraz jest wielkim ulatwieniem choc przedluzylo proces uregulowania tego. Inne drobiazgi jak sprzedaz samochodu co zabralo piec minut ale nalezalo dwa miejsca o tym zawiadomic by zdjeli go z rejestrow. Podobnie z telewizja ktora zredukowalismy do minimum by nie placic duzego miesiecznego rachunku. To jak pisze drobiazgi a bylo ich wiecej - ale kazdy jeden musial byc zalatwiony. Takze te ubezpieczenia - jako ze dzieci mialy otrzymac swa czesc kazde z nas musialo osobno aplikowac , kazde musialo cos wypelnic, podpisac, przeslac. Wiec, nie, nie da sie porownac Twych zalatwien z moimi choc jak wspomnialam kazda instytucja dziala szybko. Prawie wszystko jest za mna a gdy sprzedam dom to zniknie duzo platnosci zwiazanych z jego utrzymaniem ale do czasu sprzedazy musze je realizowac. Tym zawsze zajmowal sie maz wiec obecnie trzymanie wszystkich papierow, rachunkow na oku jest dla mnie katorga ale duzo , wlasciwie wszystkie mina gdy sprzedam dom. On tez mial porzadek w papierach czy komputerze niemniej nalezalo kazdy jeden znalezc i odpowiednio uzyc, samo sie nie moglo zrobic. W tym corka odegrala decydujaca role, bedac niezmiernie efektywna w zalatwianiu. ZUS tez zrobil swa robote od reki ale wielkim klopotem bylo porozumiec sie, dodzwonic sie do nich.
    My bylismy razem 53 lata co jest bliskie Twego "stazu".
    Na Florydzie czeka mnie ulozenie nowego zycia jak wyszukanie doktorow z ktorych w zasadzie potrzebuje jedynie dentysty i dermatologa, takze fryzjerni, biblioteki, otwarcie konta bankowego i przelanie moich pieniedzy do nowego - tam nie maja branzy mojego tutejszego banku wiec bede musiala przeniesc sie do calkiem nowego - a glownie poznawanie miasta bym mogla jezdzic do potrzebnych miejsc bez angazowania do tego corki czy ziecia.
    Dziekuje i serdecznie Cie pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  10. Wygląda, że przeżywasz bardzo poważne życiowe zmiany. To, czego będziesz musiała się pozbyć, a co towarzyszyło Ci w życiu, to jak oderwać część siebie. Zaczyna się dla Ciebie nowy etap i dobrze, że będziesz mieszkać w pobliżu córki. Bezpieczniej. Dziękuję, że dałaś znać, co u Ciebie. Jestem spokojniejsza. Życzę, byś na nowym miejscu znalazła przynajmniej podobny spokój i poczucie bezpieczeństwa, jakie miałaś tutaj. Wszystkiego dobrego na nowej drodze życia (jakkolwiek to brzmi) Droga Serpentynko.
    Pozdrawiam bardzo serdecznie...

    OdpowiedzUsuń