Do zajecia sie sprzedaza domu zaangazowalismy agentke imieniem Jeannie z ktora ustalilismy termin i kolejnosc dzialan. Termin oficjalnego ogloszenia sprzedazy to drugi tydzien czerwca ale Jeannie juz przygotowala duzo wymaganych dokumentow, lada dzien ma wpasc do mnie by dom i obejscie obfotografowac a przede wszystkim poinformowala ze szczesliwym - moze - przypadkiem otrzymala od pewnego malzenstwa zadanie znalezienia im domu w mym osiedlu jako ze ich corka tu mieszka a chca byc blisko niej.
W poniedzialek przyjedzie do mnie z nimi by mogli dom ogladnac i ocenic czy jest takim jakim chca. Gdyby chcieli kupic to nie tylko oznacza szybka sprzedaz ale takze oszczedzi mi odwiedzin innych ogladaczy.
Jutro, w sobote, mam pojsc na lunch w greckiej restauracji zorganizowany przez kilka sasiadek, ktory bedzie takim pozegnalnym spotkaniem a zaplanowany na teraz gdy jeszcze mam wzglednie spkojny czas, jeszcze nie zajety wlasciwa przeprowadzka. Podejrzewam ze mimo tego przyjemnego gestu zniose go nielatwo i placzliwie, odbierajac jako nastepny krok rozstania sie z obecnym zyciem. Ale dosc o tym bo stalo sie mym jedynym tematem blogowym i pewnie nudnym.
Tym razem chce opisac pewien epizod wyjety z ksiazki ktora czytam. Udalo mi sie odkryc w bibliotece nowego autora a napisal spora serie ksiazek poswieconych tematowi strazakow jako ze w swym wczesniejszym zyciu byl strazakiem i spotkal sie z wieloma niesamowitymi sytuacjami - niektore pozary bedac podejrzanymi, zagadkowymi wymagaly sledztwa i ujawnialy przedziwne sytuacje zyciowe.
Ta ksiazka jest trzecia ze stosu szesciu ktore wypozyczylam i co narazie kazda jedna mi sie podoba. Przy okazji poznaje organizacje stacji strazy pozarnej, specjalnosci poszczegolnych strazakow, ich zycie podczas dyzurow, szczegoly o sprzecie, technice gaszenia pozarow w zaleznosci od przyczyny i innych warunkow .
W moim miescie stacje strazackie sa rozrzucone dosc gesto i niejednokrotnie jezdzac po miescie widze je, widze gdy kolo stacji tna trawe, cos sobie sadza na grzadkach, maja wywleczone na zewnatrz swoje pojazdy myjac je i pucujac, w dnie odbierania smieci i makulatury maja wystawione po 4 sztuki z kazdego rodzaju a to znaczy ze produkuja duzo smieci co sie zgadza z moja inna obserwacja jako ze bardzo czesto przyjezdzaja do sklepu spozywczego (oczywiscie swym strazackim truckiem) by robic zakupy gdyz podczas swych dyzurow gotuja, grilluja. kazda stacja ma rowniez miejsce do spania , prysznice, maly pokoj do gier jak billard albo ping pong, silownie, telewizory. Maja rowniez sale szkoleniowa gdyz wciaz musza uzupelniac swa wiedze, byc na biezaco z nowymi zaleceniami. Na odleglosc robi to wrazenie ze ich praca jest lekka a glownym zajeciem to spac, jesc, grac. Jednak wiemy ze gdy nadejdzie telefon, alarm, czas akcji sa niezwykle dobrze przygotowani i pomocni.
Ksiazka ktora czytam, a autor nazywa sie Earl Emerson, tytul The Smoke Room, zaczyna sie od epizodu o latajacej swini.
Strazacy zostali wezwani przez sasiadow domu ktory zostal w tajemniczy sposob jakby uderzony bomba. Gdy przybyli okazalo sie ze nie ma pozaru ale faktycznie dach domu ma wielka dziure, ze sciany sa poburzone, pelno gruzu i kurzu jako ze to cos co go uszkodzilo przebilo dach i gorne pietro rujnujac caly dom. Dom byl zamieszkaly przez dwoje ludzi, ojca i dorosla corke a oboje wyszli z wydarzenia bez uszkodzen cielesnych, jedynie ciezko wystraszeni i oboje pokryci krwia i czyms przypominajacym jelita. Po upewnieniu sie przez strazakow ze mieszkancy cali i zdrowi zaczeto dom ogladac w celu wykrycia przyczyny i w salonie odkryto....... glowe swinska, w dosc nienaruszonym stanie, rozpoznawalnym jako swinska. Dodam ze sciany, podlogi tez byly pokryte krwia i jelitami a to oprocz gruzu.
Oczywiscie zaczeto sie drapac w glowe zastanawiajac co sie stalo, skad ta glowa swinska, jakim cudem spadla na dom ? Na drugi dzien, dzieki temu iz pewien facet sam zglosil wladzom swa przygode odtworzono kolejnosc wydarzen.
Bylo tak : ten facet a imienia nie podano wiec nazwe go Greg by bylo latwiej rozpoznac o kim mowa, byl farmerem i hobbysta hodowli swin ktore wystawial na miejscowych i nie tylko miejscowych pokazach na ktorych zawsze jego tuczniki zdobywaly nagrody. Gdy zdarzylo sie ze musial swa swinie transportowac na duza odleglosc wymyslil iz szybciej bedzie to robic samolotem zamiast truckiem. Mial wiec maly samolocik Cessna 210, ktory dostosowal do jej transportu usuwajac kilka foteli pasazerskich a instalujac w tyle samolotu zagrode dla swini.
W tym dniu, a towarzyszyl mu brat zajmujac sasiedni fotel, juz po pokazie i zdobyciu nagrody, nauczony podroza na pokaz ktory swinia zniosla bardzo zle dostajac choroby powietrznej a jest podona do choroby morskiej czyli rzyganiu, sikaniu pod siebie, kwiku i rzucania sie po zagrodzie, Greg postanowil swinie napoic jakims srodkiem usypiajacym. Pozniej okazalo sie ze swinia wyczula co sie znajduje w napoju i wyplula pijac tylko mala ilosc ale z poczatku Greg o tym nie wiedzial i widzac ja dosc spokojna myslal ze usnie.
Ale nie, swinia wcale nie usnela, znowu dostala ataku choroby powietrznej, zaczela szalec w swej drewnianej zagrodzie rozbijajac ja. Juz tylko to, jej rzucanie sie, kopanie scian samolociku powodowalo iz samolot doznal wstrzasow, bylo Gregowi trudno nim kierowac ale co mial robic jak tylko nadal leciec i modlic sie? W koncu po tym wydostaniu sie z zagrody rzucajaca sie i kwiczaca swinia wtargnela do kabiny pilotow a przeciez w tak malym samolocie ona jest otwartym miejscem, bez drzwi. Bedac bardzo duza i w stanie szalenstwa, nie majac duzo miejsca do poruszania sie zaczela pchac fotel pilota i jego brata tak je przesuwajac ze zjechaly do przodu przy okazji demolujac instrumenty pilotazowe. Samolot poza ogolnym trzesieniem sie i chaotycznym locie, zaczal tracic wysokosc, nie sluchal pilota i wyraznie byl w drodze do katastrofy. Greg nie wiedzac co zrobic ani ze swinia ani samolotem nad ktorym stracil kontrole kazal bratu otworzyc drzwi.
Nawet i to nie bylo latwe - przedostac sie bratu z fotela wgniecionego w pulpit, szalejacej swini, podlogi ktora byla w pozycji pod gorke jako ze samolot lecial wtedy nosem w dol, dostac sie do tych drzwi - ale udalo mu sie. Swinia widzac to, ta otwarta na swiat przestrzen rzeczywiscie zrobila to co chcieli - poszla w strone drzwi, przez moment tylko popatrzyla co przed nia oceniajac ze to lepsze niz pobyt na samolocie - i wyskoczyla.
Skoro na drugi dzien Greg powiadomil wladze o wypadku, moze slyszac z komunikatow radia i telewizji o demolce domu, musial bezpiecznie wyladowac choc ksiazka o tym nie mowi. Tak czy siak to ona byla ta bomba ktora zdemolowala dom. Spadla z wysokosci 4500 metrow a wazyla 350 kg.
Po wczesniejszych ksiazkach wiem ze i z tej wyczytam wiele dziwnych historii strazackich. One maja glowny sensacyjny watek ale sa ozdobione takimi drobnymi a ciekawymi wiec fajnie sie czyta.
Dobrego weekendu Wam zycze.