29 maja 2024

WIELKA PRAWDA

Wiedzialam o tym, jak kazdy z nas wie, ale przeczytawszy w ksiazce stwierdzenie ktore bardzo mi sie spodobalo, nie moge sie oprzec zacytowaniu go :

 gdyby Congress ~ 40sci lat temu wyszedl z propozycja prawa by kazdy obywatel nosil na szyi radio transporder dzieki ktoremu government mogly sledzic nasze poruszanie sie, powstaloby wielkie oburzenie, sprzeciw, protestacje przeciw usilowania inwigilacji, naruszeniu praw wolnosci i prywatnosci.

 A tymczasem wynaleziono telefony komorkowe i prosze - sami dobrowolnie i z wielka checia to spowodowalismy majac te transpordery nie na szyi tylko w kieszeniach, torebkach a czesto przyrosniete do dloni albo ucha.

 Ba, niektorzy nie moga uzyc swego tronu bez nich.

Wiem - ja tez mam i uzywam, tez mnie zmuszono.......  

25 maja 2024

CORAZ WCZESNIEJ.......

.......chodzi mi sie wieczorami do lozka : przedwczoraj polozylam sie o 19:20, wczoraj 19:17. Niby z ksiazka ale nie udaje mi sie czytac dluzej jak z pietnascie minut. Gasze swiatlo a w pokoju zupelnie jasno bo przeciez na zewnatrz jeszcze jest jasno o tej porze.

W ciagu dnia nie mam czasu na ogladanie filmow w TV, wieczorem nie daje rady bo zaraz mi sie oczy kleja.......

 Dodam ze czas spedzony w lozku nie znaczy ze jest pelnym, wypoczynkowym snem.

 Nigdy nie bylam spiochem, w dodatku zawsze rannym ptaszkiem ale zeby chodzic do lozka jeszcze przed kurami?

 Nie doradzajcie mi, prosze, zadnych srodkow nasennych - wole jak jest niz polegac na chemii. 

22 maja 2024

NIEFOTOGENICZNA BELLA

Chocbym chciala zmienic tematyke wpisow to nie moge jako projekt sprzedaz domu i przeprowadzka dominuje w mym zyciu. Owszem, inna jego strona przebiega niemal normalnie ale nawet jesli sie nie zajmuje czyms zwiazanym z przeprowadzka to rozmyslanie o tym jest wciaz moja mysla nr 1.

 Nie wspominalam o tym wczesniej bo nie jest zadnym wielkim wydarzeniem ale ten pierwszy wybrany a nawet ogladany osobiscie przeze mnie apartament a link do niego upublicznilam na blogu, uciekl mi. Gdy ogladalam byla polowa kwietnia a komplex mial wtedy 3 jednosypialniowce do wynajecia. Pozniej zawiadomiono nas ze wszystkie zostaly wynajete. Istnieje mozliwosc rezerwacji upatrzonego apartamentu ale musialabym zaczac placic za niego a tego nie chcialam robic bo placilabym za dwie siedziby gdyz przeciez place za obecny dom i jego utrzymanie. Nie plakalam z tego powodu chocby przez to ze jego salon wcale a wcale nie podobal mi sie bedac bardzo nieustawnym. Poza tym w okolicy corki istnieje tyle innych komplexow ze jest w czym wybrac.

 Corka wiec to robila zwiedzajac kazdy, przysylajac mi zdjecia, videa i osobiste komentarze. Bylo tego chyba z 15 roznych a w sumie bardzo podobnych do siebie co szybko spowodowalo metlik w mojej glowie i jak to bywa kazdy mial swe zalety i wady. Marzylysmy by z kilku mozna bylo wyjac jakis element i z nich zrobic idealny apartament. W koncu podjelam decyzje na ktory przystaje - ale i on ma wade bo jest na 3cim pietrze - 2gim jesli sie okresla po polsku - a widok na jezioro tylko 3/4 bo rog sasiedniego budynku zaslania mi panoramiczny obraz.

 Skoro wreszcie zdecydowalam to tym razem zaklepalysmy go by nie stracic  (tak, zostalam zmuszona oplacac dwie siedziby ) - i zaczely sie w zwiazku z tym papiery i umowy, ugody i elektroniczne podpisywanie. Jak zwykle wiekszosc tej roboty spadla na corke.

 Wczoraj byl dzien Belli bo administracja apartamentu doszla do tej zwierzecej czesci wypelniania form. Po pierwsze posiadanie zwierzecia kosztuje - niektore kompleksy biora 500 $ na rok, inne oprocz tej sumy chca jeszcze miesiecznej oplaty. Ten wybrany tak ma, ta dodatkowa miesieczna oplate, nieduzo bo 25 $ ale ma. Mozna tych oplat uniknac jesli zwierze, a mowa glownie o psach, jest kompanem emocjonalnym wynajmujacego. W zwiazku z tym musialam pojsc do mego doktora po zaswiadczenie ze Bella jest moim wsparciem emocjonalnym i myslalam ze na tym koniec a wcale nie. Wczoraj zaczeto przysylac corce zawiadomienia co jeszcze potrzebne by Belle przyjeto do zamieszkania : oczywiscie swiadectwo szczepien w dodatku aktualne co na szczescie mam a wazne do wrzesnia co mi ratuje zycie bo wiem jaka Bella jest, wiem jakie cyrki sie dzialy za kazdym lapaniem jej by wlozyc do torby i zawiesc do weterynarza - a robilismy to we dwoje i ledwie ledwie dawali temu rady wychodzac z polowania podrapani, krwawiacy i spoceni. Obecnie, gdy jestem sama absolutnie nie potrafilabym jej zlapac i zapakowac a ona jakims swoim siodmym zmyslem wie co sie swieci i ukrywa pod najwiekszym lozkiem. Nastepne czego administracja wymagala to dowodu ze Bella ma wszczepiony chip, co tez na szczescie bylo zrobione jeszcze za zycia meza wiec znowu mnie ucieszylo ze gotowe - tylko podac numery i nazwe agencji do ktorej nalezy. Do tego dolozyli jeszcze ze musza miec zdjecia Belli i podali instrukcje rysunkowe jakie te zdjecia musza byc - jedno calej sylwetki na stojaco z boku, drugie na siedzaco z frontu by widac bylo twarz. Dolaczono rysunek pozycji zupelnie jak gdy robimy zdjecie do np paszportu.

 Corka wiec kompletowala te wymagane dokumenty i gdy doszlo do zalaczenia tych zdjec (wszystko robimy na odleglosc przesylajac w te i we wte elektronicznie) i gdy doszlo do zdjec czekala na nie az znajde odpowiednie w albumie zdjec Belli, niecierpliwiac sie bo przeciez corka pracuje nad tym wciskajac apartamentowe sprawy podczas godzin swej pracy zawodowej. Przepatrzylam caly album a to bylo setki zdjec i okazalo sie ze takiego jak wymagaja NIE MAM ! Czyli musze bidna Belle obudzic bo akurat byla w czasie dziennej 6scio godzinnej drzemki (!!!!), ustawic ja odpowiednio i sfotografowac. Tak wiec zrobilam - budzac Belle ktora to strasznie oburzylo i wrogo nastawilo, nie pozwalala mi dac sie ustawic , wyrywala sie i nawet podrapala mnie do krwi. Wszystko to trwalo wiec corka tylko dzwonila i poganiala mnie bardzo sfrustrowana.

 W koncu Bella uciekla mi z rak - no mam tylko dwie w tym jedna zajeta trzymaniem przygotowanym do zdjecia telefonem - i usadowila sie pod jadalnianym stolem czyli w otoczeniu nog krzesel ale tak iz akurat w pozycji siedzacej i pokazujacej twarz. Takie wiec zdjecie zrobilam, posrod tych nog. Zostalo do zrobienia drugie i nijak nie moglam jej sklonic do upozowania sie, gonilam sie z nia po calym domu co tylko ja sklanialo do jeszcze wiekszej ucieczki i chowania sie bo cala sytuacje przyjela za nienormalna, agresje jej wolnosci i swobody robienia co chce a nie co sie wymaga. W koncu uciekla mi na zewnatrz wiec dalszy ciag lapanki odbywal sie na ogrodzie. Wcale latwiej mi nie bylo uchwycic wymaganej pozycji Belli bo denerwowalo ja ze krok w krok chodze za nia wiec zaczela sie ukrywac pomiedzy krzewami. Jednak po dlugich cierpieniach i prazeniu sie w sloncu bo mielismy wczoraj 38st C, udalo mi sie zrobic odpowiednie a chyba nie musze pisac ze w miedzyczasie dostawalam od corki telefony typu - nie mozesz zrobic Belli zdjecia, a coz to za wielka robota? - i poslalam z nadzieja ze na tym koniec cyrkow, przynajmniej na ten dzien.

 W poniedzialek, chociaz moj dom oficjalnie wejdzie na rynek z poczatkiem czerwca, agenta przyjechala z panem na kupnie by sobie poogladal. On jest rozwiedzionym singlem majacym psa wiec szuka domu z ogrodzonym tylnym ogrodek a moj taki jest. Dom i ogrod bardzo mu sie podobal, mowil ze ma wszystko a nawet wiecej niz szuka i ze po zastanowieniu sie poda decyzje. Agentka ma jeszcze drugich chetnych i ci tez przyjada ogladac choc nie podali daty. Poza tym mowila mi ze zamowila profesjonalnego fotografa na 4 czerwiec i ze nie musze usuwac pudel i workow z rzeczami do pozbycia sie co mnie ucieszylo bo gdzie bym je dala? Nie mowiac ze tak napchane iz nie unioslabym ich.

 Pozniej, gdy ledwie odsapnelam po tej fotograficznej sesji, patrze a sasiedzi dwa domy dalej maja swoj dzien przeprowadzki - duzy truck przeprowadzkowy, pudla i pudelka itd. Wziala mnie straszna zazdrosc widzac te pudla bo ja sama przygotowywujac sie do przeprowadzki chodze po sklepach i zebram o pudla nie chcac kupowac. Firma przeprowadzajaca mnie bedzie miala swoje ale ja potrzebuje ich na rzeczy ktore sa przeznaczone dla znajomego i faceta ktory bedzie urzadzal aukcje tego co zostawiam. Potrzebuje wiec wielu pudel. Choc troche sie krepowalam to poszlam do tych sasiadow z pytaniem czy beda miec jakies niepotrzebne i ze jesli to chetnie wezme. Okazalo sie nawet dobrym pomyslem bo chociaz byli w trakcie pakowania sie juz widzieli ze maja tych pudel za duzo. Ich termin opuszczenia domu to piatek - i wtedy zobacza ile im zostanie i podziela sie ze mna, w dodatku przynoszac mi pod nos czyli garazowe drzwi. Tak mnie ucieszylo jakbym wreszcie wygrala totolotka bo doprawdy jest zenujacym tak chodzic po sklepach i zebrac o pudla. Przy okazji dowiedzialam sie ze swoj dom sprzedali w ciagu 4ch dni - co mi daje nadzieje ze moj tez sie sprzeda szybko bo tez jest atrakcyjny co jest poparte opinia agentki.  

 Wczorajsza przygoda z Bella tylko jeszcze wyrazniej mi mowi co sie bedzie dzialo gdy nadejdzie moj dzien przeprowadzki czyli dom pelen obcych ludzi, wynoszenia, ruchu, pozniej lapanka by spakowac ja do torby i na samolot. Kto wie czy nie bedzie najbardziej frustrujaca czescia calosci?

17 maja 2024

O FRUWAJACEJ SWINI

Do zajecia sie sprzedaza domu zaangazowalismy agentke imieniem Jeannie z ktora ustalilismy termin i kolejnosc dzialan. Termin oficjalnego ogloszenia sprzedazy to drugi tydzien czerwca ale Jeannie juz przygotowala duzo wymaganych dokumentow, lada dzien ma wpasc do mnie by dom i obejscie obfotografowac a przede wszystkim poinformowala ze szczesliwym - moze - przypadkiem otrzymala od pewnego malzenstwa zadanie znalezienia im domu w mym osiedlu jako ze ich corka tu mieszka a chca byc blisko niej.

 W poniedzialek przyjedzie do mnie z nimi by mogli dom ogladnac  i ocenic czy jest takim jakim chca. Gdyby chcieli kupic to nie tylko oznacza szybka sprzedaz ale takze oszczedzi mi odwiedzin innych ogladaczy.

 Jutro, w sobote, mam pojsc na lunch w greckiej restauracji zorganizowany przez kilka sasiadek, ktory bedzie takim pozegnalnym spotkaniem a zaplanowany na teraz gdy jeszcze mam wzglednie spkojny czas, jeszcze nie zajety wlasciwa przeprowadzka. Podejrzewam ze mimo tego przyjemnego gestu zniose go nielatwo i placzliwie, odbierajac jako nastepny krok rozstania sie z obecnym zyciem. Ale dosc o tym bo stalo sie mym jedynym tematem blogowym i pewnie nudnym.

 Tym razem chce opisac pewien epizod wyjety z ksiazki ktora czytam. Udalo mi sie odkryc w bibliotece nowego autora a napisal spora serie ksiazek poswieconych tematowi strazakow jako ze w swym wczesniejszym zyciu byl strazakiem i spotkal sie z wieloma niesamowitymi sytuacjami - niektore pozary bedac podejrzanymi, zagadkowymi wymagaly sledztwa i ujawnialy przedziwne sytuacje zyciowe.

 Ta ksiazka jest trzecia ze stosu szesciu ktore wypozyczylam i co narazie kazda jedna mi sie podoba. Przy okazji poznaje organizacje stacji strazy pozarnej, specjalnosci poszczegolnych strazakow, ich zycie podczas dyzurow, szczegoly o sprzecie, technice gaszenia pozarow w zaleznosci od przyczyny i innych warunkow .

  W moim miescie stacje strazackie sa rozrzucone dosc gesto i niejednokrotnie jezdzac po miescie widze je, widze gdy kolo stacji tna trawe, cos sobie sadza na grzadkach, maja wywleczone na zewnatrz swoje pojazdy myjac je i pucujac, w dnie odbierania smieci i makulatury maja wystawione po 4 sztuki  z kazdego rodzaju a to znaczy ze produkuja duzo smieci  co sie zgadza z moja inna obserwacja jako ze bardzo czesto przyjezdzaja do sklepu spozywczego (oczywiscie swym strazackim truckiem) by robic zakupy gdyz podczas swych dyzurow gotuja, grilluja. kazda stacja ma rowniez miejsce do spania , prysznice, maly pokoj do gier jak billard albo ping pong, silownie, telewizory. Maja rowniez sale szkoleniowa gdyz wciaz musza uzupelniac swa wiedze, byc na biezaco z nowymi zaleceniami. Na odleglosc robi to wrazenie ze ich praca jest lekka a glownym zajeciem to spac, jesc, grac. Jednak wiemy ze gdy nadejdzie telefon, alarm, czas akcji sa niezwykle dobrze przygotowani i pomocni.

  Ksiazka ktora czytam, a autor nazywa sie Earl Emerson, tytul The Smoke Room, zaczyna sie od epizodu o latajacej swini.

 Strazacy zostali wezwani przez sasiadow domu ktory zostal w tajemniczy sposob jakby uderzony bomba. Gdy przybyli okazalo sie ze nie ma pozaru ale faktycznie dach domu ma wielka dziure, ze sciany sa poburzone, pelno gruzu i kurzu jako ze to cos co go uszkodzilo przebilo dach i gorne pietro rujnujac caly dom. Dom byl zamieszkaly przez dwoje ludzi, ojca i dorosla corke a oboje wyszli z wydarzenia bez uszkodzen cielesnych, jedynie ciezko wystraszeni i oboje pokryci krwia i czyms przypominajacym jelita. Po upewnieniu sie przez strazakow ze mieszkancy cali i zdrowi zaczeto dom ogladac w celu wykrycia przyczyny i w salonie odkryto....... glowe swinska, w dosc nienaruszonym stanie, rozpoznawalnym jako swinska. Dodam ze sciany, podlogi tez byly pokryte krwia i jelitami a to oprocz gruzu.

 Oczywiscie zaczeto sie drapac w glowe zastanawiajac co sie stalo, skad ta glowa swinska, jakim cudem spadla na dom ? Na drugi dzien, dzieki temu iz pewien facet sam zglosil wladzom swa przygode odtworzono kolejnosc wydarzen.

 Bylo tak : ten facet a imienia nie podano wiec nazwe go Greg by bylo latwiej rozpoznac o kim mowa, byl farmerem i hobbysta hodowli swin ktore wystawial na miejscowych i nie tylko miejscowych pokazach na ktorych zawsze jego tuczniki zdobywaly nagrody. Gdy zdarzylo sie ze musial swa swinie transportowac na duza odleglosc wymyslil iz szybciej bedzie to robic samolotem zamiast truckiem. Mial wiec maly samolocik Cessna 210,  ktory dostosowal do jej transportu usuwajac kilka foteli pasazerskich a instalujac w tyle samolotu zagrode dla swini.

 W tym dniu, a towarzyszyl mu brat zajmujac sasiedni fotel, juz po pokazie i zdobyciu nagrody, nauczony podroza na pokaz ktory swinia zniosla bardzo zle dostajac choroby powietrznej a jest podona do choroby morskiej czyli rzyganiu, sikaniu pod siebie, kwiku i rzucania sie po zagrodzie, Greg postanowil swinie napoic jakims srodkiem usypiajacym. Pozniej okazalo sie ze swinia wyczula co sie znajduje w napoju i wyplula pijac tylko mala ilosc ale z poczatku Greg o tym nie wiedzial i widzac ja dosc spokojna myslal ze usnie.

 Ale nie, swinia wcale nie usnela, znowu dostala ataku choroby powietrznej, zaczela szalec w swej drewnianej zagrodzie rozbijajac ja. Juz tylko to, jej rzucanie sie, kopanie scian samolociku powodowalo iz samolot doznal wstrzasow, bylo Gregowi trudno nim kierowac ale co mial robic jak tylko nadal leciec i modlic sie? W koncu po tym wydostaniu sie z zagrody rzucajaca sie i kwiczaca swinia wtargnela do kabiny pilotow a przeciez w tak malym samolocie ona jest otwartym miejscem, bez drzwi. Bedac bardzo duza  i w stanie szalenstwa, nie majac duzo miejsca do poruszania sie zaczela pchac fotel pilota i jego brata tak je przesuwajac ze zjechaly do przodu przy okazji demolujac instrumenty pilotazowe. Samolot poza ogolnym trzesieniem sie i chaotycznym locie, zaczal tracic wysokosc, nie sluchal pilota i wyraznie byl w drodze do katastrofy. Greg nie wiedzac co zrobic ani ze swinia ani samolotem nad ktorym stracil kontrole kazal bratu otworzyc drzwi.

 Nawet i to nie bylo latwe - przedostac sie bratu z fotela wgniecionego w pulpit, szalejacej swini, podlogi ktora byla w pozycji pod gorke jako ze samolot lecial wtedy nosem w dol, dostac sie do tych drzwi - ale udalo mu sie. Swinia widzac to, ta otwarta na swiat przestrzen rzeczywiscie zrobila to co chcieli - poszla w strone drzwi, przez moment tylko popatrzyla co przed nia oceniajac ze to lepsze niz pobyt na samolocie - i wyskoczyla.

 Skoro na drugi dzien Greg powiadomil wladze o wypadku, moze slyszac z komunikatow radia i telewizji o demolce domu, musial bezpiecznie wyladowac choc ksiazka o tym nie mowi. Tak czy siak to ona byla ta bomba ktora zdemolowala dom. Spadla z wysokosci 4500 metrow a wazyla 350 kg.

 Po wczesniejszych ksiazkach wiem ze i z tej wyczytam wiele dziwnych historii strazackich. One maja glowny sensacyjny watek ale sa ozdobione takimi drobnymi a ciekawymi wiec fajnie sie czyta.

 Dobrego weekendu Wam zycze.       

15 maja 2024

POMALU ALE DO PRZODU

A moze nie pomalu skoro trzymam sie ulozonego planu i jestem na biezaco? Mowie o segregowaniu i likwidacji domu. Mialam wyznaczone zakonczyc w Maju i prosze - potrzebuje tylko dwoch dni na ogloszenie konca segregacji a dopiero polowa miesiaca. 

 Pozniej czeka mnie przylepianie karteczek na meblach, szafkach i szufladach z nazwami miejsc do ktorych pojda bo do 4rech roznych miejsc a nie moge tego robic zanim agentka nie sfotografuje kazdego pokoju i calosci wiec te karteczki musza czekac. Bedzie sie dzialo !!!!!!!! gdy dojdzie do przeprowadzki no ale nie da sie tego uniknac - i wyglada ze nadal utrzymamy nasz plan - dom na sprzedaz oglosic z poczatkiem czerwca,  miec nadzieje na szybka sprzedaz i wtedy wprowadzic w zycie zaplanowana przeprowadzke.

 W poniedzialek obie z corka, moja wspaniala pomocniczka, ustalilysmy ze czas skontaktowac sie z agentka od sprzedazy i z nia poustalac troche rzeczy, jak dokladny termin zgloszenia domu do sprzedazy, co bylo dobrym krokiem bo wedlug niej, znajacej przeciez rynek sprzedazy-kupna, czerwiec bedzie lepszym miesiacem niz maj.

 Przyszla wczoraj na pierwsze rzucenie okiem na dom a takze zapoznanie sie z dokumentami tyczacymi domu jako ze w nich sa techniczne szczegoly a takze z takimi tyczacymi roznych renowacji jakie dom otrzymal.

 Pochwale sie ze dom ocenila bardzo wysoko i pochlebnie mowiac ze szybko sie sprzeda, w dodatku mowiac ze jakby juz miala kupca bo tyle co skontakowalo sie z nia dojrzale malzenstwo szukajace domu wlasnie w mej okolicy bo tu mieszka ich corka z rodzina. Widzac na ktorej ulicy mieszkam wyszlo ze ta corka ma dom tuz za rogiem co moze byc dla tych ludzi dodatkowa zacheta do kupna. Gdyby - to oznaczaloby niezmiernie szybka sprzedaz i w dodatku obeszlo by sie bez zwiedzania domu przez zainteresowanych.

 Pozniej, po poludniu, po przestudiowaniu dokumentow domu i swoich kalkulacjach, podala nam swa cene i byla wspaniala - co oczywiscie przyjelam bardzo mile ale ze lzami w oczach tez bo jej wizyta, poczatek procesu sprzedazy bardzo mnie zasmucil i rozzalil - jest mi niezmiernie ciezko opuszczac me miasto i ten dom.

 Ta wycena agentki to jej wycena i wcale nie znaczy ze sie utrzyma bo dom musi przejsc inspekcje a nawet dwie i dopiero wtedy dostaniemy dokladna i ostateczna cene do zadania. Z pewnoscia bedzie sie roznic od tej piewszej ale mysle ze nieznacznie.

 Poza tym mowila ze czesto ludzie pytaja czy wyprowadzajacy sie (zreszta i ja tak zrobilam kupujac ten dom bo podobaly mi sie karnisze w kilku pokojach wiec poprosilam o pozostawienie ich co mi przy okazji oszczedzilo kupna nowych i kucia scian) moga zostawic pewne meble co tez byloby mi na reke.

 Czyli, sumujac, nasz plan przebiega wedlug....planu i wyglada ze bede sie przeprowadzac w lipcu.

  Wczoraj mialam prawie bezkomputerowy dzien bo tyle co przy nim zasiadlam przestala mi pracowac mysza komputerowa. Gdy ja otworzylam chcac wymienic baterie to wypadla jakas mala plastikowa czastka a wymiana baterii nie pomogla. Mysle ze ta odpadnieta czastka byla przyczyna braku komunikacji miedzy mysza a laptopem. Co musialam sprawdzic na komputerze robilam wodzac palcem a szlo mi zle bo nie mam w tym wprawy zawsze poslugujac sie mysza. Wzialam wiec ta moja na wzor i pojechalam po nowa modlac sie zeby sklep mial czerwone i mial, hurra. A obslugujacy slyszac ze stara mysza ma prawie 15 lat o malo nie zemdlal i dziwil sie ze tak dlugo wytrzymala - i nawet juz nie mowilam mu ze i moj laptop jest podobnie stary bo nie chcialam prowokowac u chlopa drugiego ataku serca :)

 Kiedys, po calym huraganie spowodowanym przeprowadzka, czeka mnie to samo z laptopem ktory nadal uparcie nie pozwala mi umieszczac zdjec. To nie jest nadzwyczajne wydarzenie ale pisze o nim chcac sie pochwalic ze potrafilam rozpoznac co sie zepsulo i naprawic. Dawniej zwalilabym to na glowe meza, teraz musze sama i jestem strasznie dumna ze potrafilam - bedac wielkim  laikiem elektronicznym.

 W miedzyczasie dbam tez o grzadki a tam wciaz musze podcinac pewne roslinki bo rosna jak na drozdzach a takze ktos-cos wyskubal mi kwiatki, marigolds. Pewnie chipmunki bo mam ich pelno dookola. Sadzilam dwa razy i nadal wyjedzone i wiecie co? Juz nie bede sadzic nastepnych, nie mam na to sil majac duzo zajec z sortowaniem a takze u mnie sa upaly, nie moge pracowac w prazacym sloncu. Doszlam do wniosku ze grzadki maja bardzo duzo roslin, ze obejdzie sie z tymi kwiatkami ktore ocalaly.

 Tak mi wiec leca dnie - i nieprzespane noce pelne planow, pelne rzeczy do pamietania, zalatwienia........